Stanisław Sielański nie miał wielu okazji, by udowodnić swój talent. Wojna przerwała jego karierę
Publika nazywała go "księciem komedii", "najświetniejszym wesołkiem filmu polskiego" czy też "mistrzem drugiego planu". Stanisław Sielański 8 sierpnia obchodziłby 119. urodziny.
Stanisław Sielański był swego czasu jednym z bardziej lubianych w kraju artystów - błyskotliwy, pełen bezpretensjonalnego uroku, z ogromnym dystansem do samego siebie. Wystąpił w kilkudziesięciu filmach w towarzystwie innych polskich gwiazd, kierowany przez najlepszych reżyserów. Wcielał się w postacie nader charakterystyczne, obdarzone komediowym rysem, rzucające zapadającymi w pamięć kwestiami.
Jego kariera zakończyła się wraz z wybuchem wojny. Sielański wyjechał z Polski i przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł w zapomnieniu kilkanaście lat później.
Talent do komedii
Stanisław Nasielski - który przybierze później nazwisko Sielański - zainteresowanie teatrem przejawiał już jako młody chłopak. Wprawdzie zaczął studiować prawo (za namową bliskich, którzy chcieli, by miał stałą, porządną pracę), ale wkrótce przeniósł się do Warszawy, gdzie ukończył Szkołę Dramatyczną. Stamtąd trafił na scenę, grał w kabaretach, występował w musicalach i odkrywał swój talent do rozśmieszania publiczności. Szybko zainteresował się nim film. Sielański zadebiutował w "Szlaku hańby" z 1929 r., podbijając serca publiczności i krytyków. Zasypywany kolejnymi propozycjami, przez następne lata nie znikał z ekranów.
Wzrusza i bawi
Chociaż rzadko pojawiał się na pierwszym planie, miał wielki talent do tworzenia postaci charakterystycznych, zapadających w pamięć (najczęściej grywał prostaczków czy cwaniaków z prowincji marzących o wielkiej karierze). Swoim bohaterom nadawał indywidualny rys, wyciągał cały ich komediowy potencjał.
- Kto nie zna Sielańskiego? Czy to ze sceny, czy też z filmu? Sam będąc z natury człowiekiem inteligentnym i mądrym, w sztuce celuje w typkach groteskowo-komicznych: głupkowato-dobroduszny uśmiech, sylwetka pocieszna i nieszczęśliwa, zawsze "bita i kopana". Sielański potrafi wzruszyć lub rozśmieszyć do łez – zachwycali się recenzenci.
Koniec kariery
W 1937 r., w filmie "Dorożkarz nr 13", Sielański dostał wreszcie główną rolę, udowadniając, że bez problemu potrafiłby udźwignąć cały film. Liczył, że dzięki temu reżyserzy wreszcie pozwolą mu wyjść na pierwszy plan. Niestety, dwa lata później wybuchła wojna i jego aktorska kariera dobiegła końca.
Sielański, mocno wystraszony całą sytuacją, opuścił Warszawę i schronienia szukał w Rumunii. Potem przeniósł się do Francji, by ostatecznie osiąść w Ameryce. I chociaż próbował jeszcze pracować jako aktor - udało mu się zaczepić w Polskim Teatrze Artystów - to nie odniósł już większych sukcesów.
Śmierć w zapomnieniu
Do Polski wrócić nie mógł, ale też i nie chciał. W 1951 r. złożył wniosek o neutralizację. Zmarł w samotności, niemal zupełnie zapomniany, najprawdopodobniej 28 kwietnia 1955 r.
- Umarł Staś Sielański, który jeszcze w niedzielę na moim wieczorze zdrów i wesół mówił (bardzo dobrze) różne błazeństwa w stylu "Qui Pro Quo" i czytał (bardzo źle) rozmowę Telimeny z Panem Tadeuszem – pisał w swoim dzienniku Jan Lechoń. - Wczoraj o 3 po południu spotkaliśmy się, aby załatwić różne związane z tym występem sprawy i wymienialiśmy zwykłe przy naszych spotkaniach żarty. Po południu skarżył się na ból ręki, ale doktor, zrobiwszy kardiogram, nie znalazł powodu do alarmu. Po czym Staś został sam w swoim, pożal się Boże, mieszkaniu i umarł samotnie i - wierzymy w to – bezboleśnie.