- Pamiętam, jak siedziałem z Andrzejem Chyrą na widowni i Krzysztof Krauze pokazał nam roboczą wersję "Długu". Moja reakcja była taka, że "nie wierzę, to niedobry film, straszny jakiś…" - przyznaje w najnowszym odcinku programu "Kultura WPełni".
Dziś dodaje jednak, że jego zaskoczenie miało konkretne źródło. Krauze przez wiele miesięcy przygotowywał aktorów do zdjęć. Dał im do odsłuchania nagrania z więzienia – autentyczne relacje bohaterów sprawy, na której oparto film. - Dostałem chyba cztery czy pięć kaset, każda po 60 minut. Słuchałem tego na okrągło. Mogę wam jedynie powiedzieć tyle, że to, co było na kasetach, a to, co znalazło się w filmie, to dwa różne światy - opowiada.
- Były tam takie sceny, że filmowy Chyra wywoził chłopaków do lasu, wieszał ich za nogi w worku, byli bici, kopani, katowani psychicznie. Albo telefony o pierwszej w nocy: "Przyjedź pod pomnik na Pradze". Oni jechali, nikogo nie było, wracali, a wtedy znowu telefon: "Gdzie k...a jesteś?" - wspomina.
Dlaczego zatem Krauze nie zdecydował się na dosłowne odtworzenie tych wydarzeń? Powód był prosty. Reżyser nie chciał konkurować z popularnym wtedy kinem gangsterskim. - On postanowił zrobić dramat psychologiczny, wejść do wnętrza tych chłopaków. Bardzo mocno czytaliśmy wtedy teksty Kępińskiego o lęku. Różnica między strachem a lękiem polega na tym, że strach jest chwilowy, a lęk rozwija się w człowieku i doprowadza do ostatecznego stanu - tłumaczy aktor.
Patrząc z perspektywy czasu, nie ma wątpliwości: film Krauzego był przełomowy, choć nie w pełni oddawał grozę opisywaną w kasetach. – Ten film to był dla mnie: "serio? Ja bym inaczej to zrobił" – podsumowuje swoje wrażenie sprzed lat.
"Dług" zdobył pięć Orłów, w tym za najlepszy film i nagrodę specjalną na festiwalu w Gdyni. Film jest dostępny na Canal+.