Światła w mroku
Najnowszy film Holland zbiera na świecie doskonałe recenzje i dzielnie pnie się w górę w klasyfikacji potencjalnych nominowanych. Media chwalą wizję reżyserki.
05.01.2012 | aktual.: 23.02.2018 15:36
Jest wczesna wiosna 1943 roku. Antyżydowska, napędzana przez nazistów atmosfera we Lwowie zagęszcza się. Podczas marcowej likwidacji getta grupa uciekinierów podejmuje dramatyczną decyzję – by ratować własne życie decydują się zejść do kanałów. W innych okolicznościach mogliby się nigdy nie spotkać. Często dzieli ich wszystko: są pośród nich ludzie dobrze sytuowani i biedni, matka z dziećmi, para narzeczonych u progu samodzielnego życia, starszy chory mężczyzna... Ich losy splatają się nierozerwalnie na kolejne czternaście miesięcy, które przyjdzie im spędzić głęboko pod ziemią, wśród pleśni, wilgoci, szczurów i brudu. Z dwudziestki przeżyje tylko połowa, a ocaleni cud przeżycia zawdzięczać będą Polakowi. Prosty kanalarz Leopold Socha ( Robert Więckiewicz ) na początku liczy na łatwy zarobek, z czasem jednak interesowna pomoc przekształca się w rodzaj misji pełnionej z potrzeby serca...
Bardzo pięknie udało się zebrać Holland obsadę; w filmie pozbawionym niemal światła to kolejne wcielenia mroku objawiają widzom twarze aktorów. Najmniejsze okruchy ich emocji mistrzowsko wydobywa kamera Jolanty Dylewskiej, której pracę nagrodzono Złotą Żabą na festiwalu Camerimage 2011. Między zdeterminowaną, ale kobiecą i kruchą Klarą Keller ( Agnieszka Grochowska), konsekwentnym i spokojnym Mundkiem Marguliesem (Benno Fürmann), dojrzałą Pauliną Chigier (Maria Schrader)
, zdesperowanym Yankiem Grossmanem ( Marcin Bosak ) i pozostałymi wykonawcami jest niezwykły rodzaj harmonii, niewymuszona „chemia”. Wspólnie wypełniają ten nieludzki krajobraz skrawkami ludzkich uczuć, pragnień i słabości.
Nie dziwi, że największe pochwały zbiera za swoją kreację Robert Więckiewicz. Socha to element łączący dwa światy i eksponowana, kluczowa postać "W ciemności". Wspierany przez niezawodną Kingę Preis (gra żonę, Wandę) Więckiewicz został przez New York Times nazwany “najciekawszym polskim aktorem swojego pokolenia”, Wall Street Journal określił zaś jego rolę mianem „perfekcyjnej”.
Najnowszy film Holland zbiera na świecie doskonałe recenzje i dzielnie pnie się w górę w klasyfikacji potencjalnych nominowanych. Media chwalą wizję reżyserki. To „najlepszy film Agnieszki Holland od czasu »Europa, Europa«" ogłasza prestiżowy magazyn Screen Daily, który jest „daleki od czarno-białych podziałów na zło i heroizm” (Variety). Rzeczywiście, Holland nikogo nie wskazuje palcem. Pozostaje bezstronna, tak jakby wybór Sochy – postaci początkowo dwuznacznej, niemal negatywnej – na głównego bohatera był jej metaforą stosunku do zagadnienia. Filmowi daleko do politycznej deklaracji – jest osadzoną w danym momencie historycznym uniwersalna opowieścią o ludzkim cierpieniu i sile życia.
„Liście Schindlera” zarzucano nie tylko błędy historyczne (popiół z Płaszowa fizycznie nie mógłby dolecieć do miasta, obrączka którą ocaleni dają Schindlerowi także nie ma wiele wspólnego z prawdą), ale przede wszystkim – że z momentu tak okrutnego, że niemal niemożliwego do pojęcia i opisania, czyni romantyczną opowieść. Różewicz za Adorno głosił, że poezja po Oświęcimiu przestała być możliwa, za to Spielberg namalował Zagładzie czarno-białą, estetyczną laurkę.
Holland na szczęście historia wystarcza. Nie dodaje zbędnych dialogów, nie domalowuje niepotrzebnych kolorów. Syci się ciszą i ciemnością. Niestety, nawet w tej, pozornie prostej recepcie, kryje się jakiś błąd. Zwykle mówi się o „ubarwianiu” - czy to fabuły, czy akcji - tu można natomiast odnieść wrażenie, że mrok maskuje zbyt dużo, stając się efektownym chwytem wizualnym i pretekstem do spektakularnych zdjęć. "W ciemności" ma w sobie momentami coś nieznośnie “hollywoodzkiego” - czy to sposób prowadzenia narracji, czy poszczególne, zbyt zamaszyście rozegrane sceny... Dziś dorosła, wówczas mała dziewczynka w zielonym sweterku i jedna z ocalonych przez Sochę, Krystyna Chigier, po seansie powiedziała “dokładnie tak było”. Kiedy zgaśnie ekran, a widz położy rękę na sercu, sam się zorientuje, czy gładka jak zacierające się z czasem wspomnienia opowieść Holland przyspieszyła jego rytm.