Szef wszystkich szefów (Direktoren for det hele)
Lars von Trier - orędownik kina opowiadającego o skrajnych emocjach, często operującego eksperymentalnymi metodami i budzącego w człowieku głęboką refleksję - doskonale odnalazł się w komercyjnym gatunku, jakim jest komedia.
"Szef wszystkich szefów" prezentuje losy ambitnego aktora, który zostaje zatrudniony, aby udawać głównego przełożonego w pewnej duńskiej firmie informatycznej. Prawdziwy szef przedsiębiorstwa nie wierzy w swoje siły i dlatego potrzebuje marionetki, odgrywającej kompetentnego bossa. Zatrudnienie aktora przysparza mu jednak więcej problemów, niż wyznanie swoim współpracownikom prawdy.
Von Trier oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wszedł w dyskurs o istocie sztuki. Kontrowersyjny reżyser nie tylko staje się narratorem opowieści, pokazuje swoją twarz na ekranie i demaskuje reguły rządzące gatunkiem, ale także naśmiewa się z języka Dogmy, który od lat - także w produkcji "Szef wszystkich szefów" - stosuje w swoich filmach. Oszczędna gra aktorska, brak muzyki, zabawa montażem, zdjęcia kręcona z ręki - to wszystko pojawia się w najnowszym dziele Triera. Z dystansem, a zarazem z sympatią podchodzi do głównego bohatera - aktora, który jest tutaj symbolem artysty w ogóle. Hermetyczny, nastawiony jedynie na realizację własnej wizji, tworzy sztukę dla sztuki. Nie potrafi zmierzyć się z rzeczywistością. Gdy ta go w końcu przerasta, musi podjąć męskie, a na pewno na wskroś ludzkie decyzje. Przy tym wszystkim von Trier bawi widza świetnym humorem słownym i sytuacyjnym.
"Szef wszystkich szefów" to doskonała rozrywka dla wszystkich, nie tylko koneserów sztuki filmowej. Z cała pewnością to produkcja obowiązkowa dla wszystkich… przełożonych.