Jerzy Karaszkiewicz uchodził za prostaka i człowieka z marginesu, bo większość ról, jakie grywał, w tym u Stanisława Barei, wpasowywała się w masowej wyobraźni w ten stereotyp. Aktor wiódł życie playboya, późno się ustatkował. Żonę poznał w dramatycznych okolicznościach. Była miłością jego życia. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Elu, ja umieram".