Timothy Dalton: 70. urodziny Jamesa Bonda
21.03.2016 | aktual.: 22.03.2017 10:04
007 go zmęczył
Długo nie chciał przyjąć roli, która mogła zagwarantować mu nieśmiertelność i niegasnącą popularność. Dopiero po kilku latach zdecydował się zostać Jamesem Bondem, ale tej decyzji miał później długo żałować.
W agenta 007 wcielił się zaledwie dwa razy. Wszystkim, którzy dziwili się jego decyzji, cierpliwie tłumaczył, że nie zamierzał kontynuować tej, niezwykle dla niego męczącej, przygody.
Timothy Dalton - który od czasu premiery „Licencji na zabijanie” ma uraz do martini (wstrząśniętego, nie zmieszanego) – 21 marca skończył 70 lat.
Jak dziś wygląda jeden z największych przystojniaków lat 80.?
Młody zdolny
O tym, że zostanie aktorem, zdecydował już jako nastolatek, po obejrzeniu jednej z adaptacji „Makbeta”.
Niedługo potem sam zadebiutował na scenie, a talent i urok osobisty pomogły mu zaistnieć również i w branży filmowej. Na ekranie po raz pierwszy pojawił się w drugiej połowie lat 60.
Zaczynał skromnie, od produkcji telewizyjnych – najpierw był film „Troilus and Cressida”, później zaś serial „Sat'day While Sunday”.
Teatr vs film
Kariera Daltona błyskawicznie nabrała rozpędu – przez lata współpracował z brytyjską telewizją BBC.
Do 1971 roku wystąpił w kilku produkcjach: zagrał Filipa II w filmie „Lew w zimie”, został Heathcliffem w „Wichrowych Wzgórzach” i wcielił się w Henryka w „Marii, królowej Szkotów”.
Potem jednak uznał, że znacznie większą przyjemność sprawia mu występowanie na scenie, więc przez kilka kolejnych lat skupił się na występach teatralnych, zbierając doskonałe recenzje i podbijając serca publiczności.
Nie chciał być Bondem
W 1968 roku Daltonowi po raz pierwszy zaoferowano rolę Jamesa Bonda, ale wówczas odmówił, twierdząc, że jest stanowczo za młody, by wcielić się w agenta 007.
Propozycję ponowiono w 1981 roku, kiedy planowano „Tylko dla twoich oczu”, jednak i tym razem aktor nie zjawił się na przesłuchaniu. Tłumaczył, że tak naprawdę o wiele bardziej interesują go występy sceniczne.
Uległ dopiero sześć lat później, przyjmując angaż w „W obliczu śmierci”.
Ucieczka od Bonda
W Bonda wcielił się tylko dwukrotnie – po „Licencji na zabijanie”, która średnio poradziła sobie w box office, oznajmił, że rezygnuje z udziału w serii.
Kiedy w 1994 roku rozpoczęto prace nad kolejnym filmem i zaproponowano mu, aby wrócił na plan, trwał uparcie przy swojej decyzji. Producenci zwrócili się zatem do Pierce'a Brosnana. Dalton podkreślał wielokrotnie, że nie żałuje tej rezygnacji.
I z radością znów wrócił na scenę.
Życie miłosne
Dalton, spokojny, wyciszony, ceniący sobie spokój i życie z dala od błysków fleszy, unikał skandali zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Od 1971 roku, przez 15 lat, był związany z Vanessą Redgrave, którą poznał na planie filmu „Maria, królowa Szkotów”.
Po rozstaniu z nią związał się z Oksaną Grigorievą (na zdjęciu). Pobrali się w 1997 roku i mają syna, Alexandra. Małżeństwo nie wytrzymało jednak próby czasu.
Po rozwodzie Grigorieva zaczęła umawiać się z Melem Gibsonem, czego szybko pożałowała. Ich burzliwy związek niejednokrotnie trafiał na pierwsze strony gazet.
Tylko nie martini
Dalton przyznawał, że nie do końca cieszyła go sława, którą zdobył jako James Bond. Nabrał też wielkiej niechęci do martini.
- Nie piłem go ani razu, od kiedy skończyłem pracę nad „Bondami”. Za każdym razem, gdy wchodziłem do baru, słyszałem: „O, dla ciebie pewnie martini, wstrząśnięte, nie zmieszane!”. Miałem tego po dziurki w nosie – mówił.
Od kilku lat Dalton praktycznie nie pojawia się na ekranie (choć często zajmuje się dubbingiem). Ostatnio można go było oglądać w serialu „Dom grozy”.
(sm/mn)