To miał być horror czy eroticus?
Mamy w naszym cudnym kraju „mlekiem i miodem płynącym” kilka ciekawych legend związanych ze starymi zamczyskami bądź ich ruinami. Mariusz Pujszo, tak to ten pan od „Polisz kicz project” (2002), sięgnął po legendę średniowiecznego zamku wzniesionego w Sudetach. A legenda, jak to legenda, musi pobudzać wyobraźnię, ale niekoniecznie mrozi krew w żyłach.
Do zamku przyjeżdża sześć dziewcząt, by tutaj urządzić wieczór panieński jednej z nich. Zamczysko nie przeraża dziewcząt, a wręcz wyzwala w nich niespożytą energię na wygłupy i epatowanie swoimi wdziękami. No i powiedzcie mi, proszę, co to za polski horror pierwszy od wielu lat (taka reklama widnieje na okładce dvd), kiedy początek przypomina bardziej film erotyczny.
Chyba tylko jedna z sześciu aktorek nie pokazała fragmentu biustu czy pupy w tym „horrorze”. Na początku filmu z ekranu wprost biją nagie biusty, ich fragmenty, no i ta scena erotyczna w wykonaniu Anki (Sylwia Kaczmarek)
i striptizera (Artur Niedźwiedź). Zastanawiałam się, czy oby nie pomylono gatunków.
Sytuację ratują jako tako postać dozorcy (Michał Anioł)
zamku – obłąkanego dziwaka oraz średniej jakości, jak na horror, odgłosy i to zjawiająca się, to znów znikająca postać odziana w czerń. Czy coś mnie w tym filmie przeraziło, trzymało choć przez chwilę w napięciu? Przyznam szczerze, że NIC. Gdyby Mariusz Pujszo (reżyser i scenarzysta) promował „Legendę” jako legendę, byłoby to trafieniem w dziesiątkę. Jako horror „Legenda” jest pomyłką.
Gra aktorska? No cóż... powinnam powiedzieć „bez komentarza” i zamilknąć, ale jednak powiem. W „Legendzie” zobaczymy m.in. dwie aktorki, które wystąpiły w „Polisz kicz project” – Agatę Dratwę (Grażyna) oraz Sylwię Kaczmarek (Ania) – oraz Michała Anioła (dozorca). Do tego składu Pujszo dorzucił jeszcze cztery panie… Roksanę Krzemińską (Beata), Joannę Liszowską (Lucyna), Agnieszkę Kawiorską (Andżelika), Magdalenę Modrą (Agata) i sądził chyba w swej naiwności, że ładne buzie, zgrabne ciała oraz u co niektórych aktorek i nieaktorek większy biust przyniosą filmowi sporą widownię. I tutaj chyba ktoś się pomylił, bo horror to horror, a nie wybory miss zgrabności czy piękności tudzież, o czym wspominałam już wcześniej, film erotyczny.
Tymczasem w „Legendzie” zamczysko stare, legenda ciekawa, dozorca prawie jak z horroru, bo mimo wszystko bliżej mu do gumowych ścian, a panienki roznegliżowane, wciśnięte w te swoje wszystko niemalże odsłaniające ubranka (kostiumy Anna Kozłowska, Karolina Brodzińska) od czasu do czasu ktoś maźnięty krwią (charakteryzacja Ewa Drobiec) i... „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie” z tej „Legendy” szajs jedynie będzie – w oczach widza. No i jest szajs i to przez duże S.
Oglądamy ten film i zastanawiamy się, czy ktoś przypadkiem z nas nie zakpił. Scenerie piękne, kilka sprawnych ujęć kamery (Andrzej Glacel), pomijając te nieudolne, kręcone tak, jakby zdjęciowcy mieli do dyspozycji domową kamerkę słabej jakości, legenda wciągająca i tyle pomyłek: dobór aktorów, scenariusz, usterki dźwiękowe (Robert Czyżewicz).
No i co najważniejsze. Proszę nie tracić czasu, choć to tylko ok. 1,5 minuty, na alternatywne zakończenie prezentowane na dvd. Albo scenarzysta pisząc je był pijany, albo sam nie wiedział, co wcześniej przedstawiał w „Legendzie” widzowi. Końcówka alternatywna to po prostu blamaż.
Ilość bohaterów się nie zgadza, duch nie ten i to ma być naprawdę horror? Udany film? Warto wspomnieć, że to nie jedyne pomyłki w trwającej 77 minut „Legendzie”. Zatem lepiej poczytać i pozwiedzać polskie zamki niż tracić czas na ten nieudany obraz, któremu do horroru bardzo daleko.