Tragedia zniszczyła rodzinną sielankę gwiazdy "Seksmisji". Hanna Mikuć skończyła 62 lata
Dziś widzowie kojarzą ją przede wszystkim jako Krystynę Filarską z serialu „M jak miłość”, ale Hanna Mikuć, która sierpniu obochodzi 62. urodziny, swoją przygodę z aktorstwem zaczynała na scenie teatralnej i od występów na dużym ekranie.
W filmie zadebiutowała na początku lat 70. i od tamtej pory grywała dość regularnie – w kultowej "Seksmisji" wcieliła się w strażniczkę Lindę; była to rola niewielka, ale zapadająca w pamięć. W 2001 r. spotkała ją prawdziwa tragedia. Jak sama przyznaje, udało się jej przetrwać właśnie dzięki aktorstwu.
Dziś znowu może cieszyć się życiem. Wreszcie jest kobietą szczęśliwą. I spełnioną matką, która z dumą obserwuje sukcesy zawodowe swoich dzieci.
Przełomowa angina
Jest córką aktorskiej pary, Wandy Chwiałkowskiej i Bohdana Mikucia, więc praktycznie dorastała w teatrze, poznając swój przyszły zawód od podszewki.
- Dzieciństwo w teatrze jest bardzo przyjemne* – mówiła w jednym z wywiadów. *- Widzi się wiele ciekawych rzeczy... Do tej pory pamiętam taki moment, gdy po przedstawieniu stałam za kulisami i mogłam na chwilę wejść na scenę. I nagle zrobiło mi się tak jakoś dziwnie... Poczułam, że jestem w naprawdę szczególnym miejscu.
Ale o tym, że zostanie aktorką, zadecydowała dopiero jako nastolatka – wcześniej marzyła o pracy ze zwierzętami lub o studiach malarskich.
- Przełomowy moment nastąpił, gdy miałam anginę i nie chodziłam przez to do szkoły. Z nudów zaczęłam sobie nagrywać na magnetofon wiersze. I tak mnie to wciągnęło, że rok później zdawałam do szkoły teatralnej! - dodawała.
Filmowe małżeństwo
Na planie filmowym poznała Piotra Sobocińskiego, niezwykle utalentowanego operatora. Pokochali się i pobrali, a wkrótce potem zostali rodzicami.
Kariera Sobocińskiego nabierała rozpędu. Współpracował z Krzysztofem Kieślowskim, a za zdjęcia do filmu "Trzy kolory. Czerwony" (1994) zdobył nominację do Oscara.
Ten sukces otworzył przed nim wiele drzwi i mężczyzna, wraz z rodziną, przeprowadził się na kilka lat do Stanów Zjednoczonych.
- Dzięki temu, że mama jechała z moją siostrą, moim bratem i ze mną zawsze tam, gdzie tata pracował, nasza rodzina przetrwała. Miałem szczęście, bo rodziny operatorów często trwają krócej niż film - opowiadał w "Rewii" z kolei Piotr Sobociński junior.
Życiowa tragedia
Tymczasem kariera Mikuć stanęła w miejscu. Aktorka była rozdarta między pracą a wychowywaniem dziecka, więc po narodzinach drugiego syna wzięła urlop od grania. I gdy na jakiś czas zniknęła z ekranów, wydawało się, że filmowcy zupełnie o niej zapomnieli.
W 2000 r. powróciła serialem "M jak miłość", ale niedługo dane jej było cieszyć się tą miła odmianą losu. Rok później Piotr Sobociński, pracujący w Vancouver nad serialem "24 godziny', zmarł na zawał serca.
- *Stres związany z pracą przyczynił się do śmierci mojego męża. Nasze życie stało się gonitwą. Ciągle szukaliśmy czegoś więcej. I to jest strasznie niebezpieczne. Kariera wcale nie przyniosła nam szczęścia ani spełnienia *- mówiła Mikuć na łamach "Rewii".
Terapia na planie
- Serial "M jak miłość" był mi potrzebny. Musiałam wyjść z domu i znaleźć się wśród ludzi* – mówiła potem Hanna Mikuć w "Fakcie". *- Trochę się wahałam, bo nie byłam pewna, czy odnajdę się na planie filmowym, ale musiałam znaleźć się wśród ludzi.
Wiedziała, że jeśli chce znowu normalnie funkcjonować, musi wrócić do pracy, odnaleźć w sobie wewnętrzną siłę.
- W moim zawodzie potrzebne jest pewne wewnętrzne otwarcie. A ja, po tym co przeżyłam, na pewno nie mam teraz ochoty się otwierać – mówiła. - Ale, mimo wszystko: w powrocie do normalnego życia najbardziej pomaga ucieczka w pracę. Im pracy więcej, tym lepiej. Poczucie obowiązku, świadomość, że jestem za tak wiele rzeczy odpowiedzialna, właściwie tylko to pozwoliło mi jakoś przetrwać najtrudniejsze miesiące.
Ojciec byłby dumny
Jednak nie tylko praca przyniosła Mikuć pocieszenie. Jej prawdziwą dumą są dwaj synowie i córka.
Piotr (na zdjęciu) i Michał Sobocińscy poszli w ślady ojca, zostali operatorami filmowymi. Mają za sobą pracę na planie wielu polskich produkcji, takich jak "Róża", "Wygrany", "Układ zamknięty", "Drogówka" czy "Wołyń".
"Muszą mieć coś w genach"
– Mój teść mówi, że synowie muszą coś mieć w genach* – cytuje słowa aktorki "Fakt". *- Z mężem bardzo często chodzili na plan filmowy, ale byli za mali, żeby coś z tego skorzystać. Teraz uczą się od dziadka i przyjaciół ojca.
W jednym z ostatnich wywiadów przyznała, że jej córka studiuje na akademii teatralnej. Mikuć nadal możemy oglądać w "M jak miłość".