TVN nie chce płacić 500 tys. zł kary za flagi w kupach
Wkładanie miniatur polskich flag w atrapy psich kup było happeningiem i nie miało na celu bezczeszczenia symbolu narodowego - mówił w sądzie jeden z uczestników programu "Kuba Wojewódzki", w którym zdarzenie miało miejsce. Innego zdania jest przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który nałożył za to na TVN blisko pół miliona zł kary.
20.04.2009 11:13
Przed warszawskim sądem odbyła się pierwsza rozprawa, podczas której TVN odwoływał się od kary nałożonej przez KRRiT. Krajowa Rada uzasadnia nałożenie 471 tys. zł kary naruszeniem Ustawy o radiofonii i telewizji, która zakazuje m.in. propagowania działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym. KRRiT podkreślała, że prowokacja wywołała duże społeczne oburzenie i liczne skargi, w tym protest podpisany przez ponad 10 tys. osób.
Sporny odcinek programu "Kuba Wojewódzki" TVN wyemitował w marcu 2008 r. W trakcie programu gospodarz i jego uczestnicy wtykali miniaturki biało-czerwonych flag w atrapy psich odchodów. Jak tłumaczył w piątek aktor Krzysztof Stelmaszyk, który jako jedyny z trzech wezwanych uczestników programu stawił się w sądzie, był to happening, mający uświadomić nam w jakim brudzie żyjemy. - Sam dostaję szału, kiedy widzę miasto zarzucone psimi kupami - powiedział Stelmaszyk. Dodał, że nie znał wcześniej scenariusza programu, ale świadomie wziął udział w happeningu, który - jego zdaniem - miał zwrócić uwagę na ilość kup na ulicach i fakt, że nikt z tym nic nie robi. Stelmaszyk powiedział, że tak też odczytał intencje autora programu Kuby Wojewódzkiego oraz drugiego z jego gości, rysownika Marka Raczkowskiego.
- W żadnym wypadku przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym w ten sposób ranić czyjeś uczucia, czy bezcześcić polską flagę - dodał Stelmaszyk.
Pełnomocnik KRRiT mec. Wojciech Wałachowski sprzeciwiał się przesłuchaniu uczestników programu, podkreślając, że to nie oni, ale spółka TVN naruszyła przepisy ustawy o rtv - program nie był bowiem emitowany na żywo, a kara została nałożona na TVN.
- Zamiar gości nie jest istotny - istotne jest udowodnienie jaki zamiar i w jakim celu audycję nadał TVN - powiedział Wałachowski. - Według mnie ten zamiar polegał na tym, że chciało się zrobić jakąś prowokację, która zmierzała do tego, żeby zwiększyła się oglądalność, a z tym związane są wpływy reklamowe - podkreślił, wnioskując o przekazanie sądowi zajawek autoreklamowych do programu, z których jednoznacznie wynika o co chodzi w audycji oraz wykazu wpływów z reklam emitowanych przed i po spornej audycji. Argumentów KRRiT nie podziela pełnomocnik TVN-u mec. Tadeusz Sikora. Według niego najistotniejszym elementem oceny czy doszło w tej sprawie do naruszenia prawa jest wykazanie w jakim zamiarze działali potencjalni sprawcy. - TVN nie mógł propagować naruszenia prawa, jeśli tego naruszenia nie było - powiedział Sikora.
Sąd dopuścił zeznania świadków. Spośród wezwanych na piątkową rozprawę uczestników programu w sądzie stawił się jedynie Stelmaszyk. Nieobecność Wojewódzkiego usprawiedliwiono nagrywaniem programu, Raczkowski za nieusprawiedliwioną nieobecność został ukarany 500 zł grzywną i wezwany na kolejny termin wraz z pouczeniem, że jeśli sytuacja się powtórzy, zostanie doprowadzony przez policję.
Na kolejnej rozprawie oprócz przesłuchania Wojewódzkiego i Raczkowskiego sąd ma też przesłuchać koordynatora akcji zbierania podpisów pod protestem przeciwko programowi Krzysztofa Budziakowskiego oraz rozpatrzyć wnioski pełnomocnika KRRiT m.in. o obejrzenie nagrania programu.