TVN nie chce płacić 500 tys. zł kary za flagi w kupach
Wkładanie miniatur polskich flag w atrapy psich kup było happeningiem i nie miało na celu bezczeszczenia symbolu narodowego - mówił w sądzie jeden z uczestników programu "Kuba Wojewódzki", w którym zdarzenie miało miejsce. Innego zdania jest przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, który nałożył za to na TVN blisko pół miliona zł kary.
Przed warszawskim sądem odbyła się pierwsza rozprawa, podczas której TVN odwoływał się od kary nałożonej przez KRRiT. Krajowa Rada uzasadnia nałożenie 471 tys. zł kary naruszeniem Ustawy o radiofonii i telewizji, która zakazuje m.in. propagowania działań sprzecznych z prawem, z polską racją stanu oraz postaw i poglądów sprzecznych z moralnością i dobrem społecznym. KRRiT podkreślała, że prowokacja wywołała duże społeczne oburzenie i liczne skargi, w tym protest podpisany przez ponad 10 tys. osób.
Sporny odcinek programu "Kuba Wojewódzki" TVN wyemitował w marcu 2008 r. W trakcie programu gospodarz i jego uczestnicy wtykali miniaturki biało-czerwonych flag w atrapy psich odchodów. Jak tłumaczył w piątek aktor Krzysztof Stelmaszyk, który jako jedyny z trzech wezwanych uczestników programu stawił się w sądzie, był to happening, mający uświadomić nam w jakim brudzie żyjemy. - Sam dostaję szału, kiedy widzę miasto zarzucone psimi kupami - powiedział Stelmaszyk. Dodał, że nie znał wcześniej scenariusza programu, ale świadomie wziął udział w happeningu, który - jego zdaniem - miał zwrócić uwagę na ilość kup na ulicach i fakt, że nikt z tym nic nie robi. Stelmaszyk powiedział, że tak też odczytał intencje autora programu Kuby Wojewódzkiego oraz drugiego z jego gości, rysownika Marka Raczkowskiego.
- W żadnym wypadku przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym w ten sposób ranić czyjeś uczucia, czy bezcześcić polską flagę - dodał Stelmaszyk.
Pełnomocnik KRRiT mec. Wojciech Wałachowski sprzeciwiał się przesłuchaniu uczestników programu, podkreślając, że to nie oni, ale spółka TVN naruszyła przepisy ustawy o rtv - program nie był bowiem emitowany na żywo, a kara została nałożona na TVN.
- Zamiar gości nie jest istotny - istotne jest udowodnienie jaki zamiar i w jakim celu audycję nadał TVN - powiedział Wałachowski. - Według mnie ten zamiar polegał na tym, że chciało się zrobić jakąś prowokację, która zmierzała do tego, żeby zwiększyła się oglądalność, a z tym związane są wpływy reklamowe - podkreślił, wnioskując o przekazanie sądowi zajawek autoreklamowych do programu, z których jednoznacznie wynika o co chodzi w audycji oraz wykazu wpływów z reklam emitowanych przed i po spornej audycji. Argumentów KRRiT nie podziela pełnomocnik TVN-u mec. Tadeusz Sikora. Według niego najistotniejszym elementem oceny czy doszło w tej sprawie do naruszenia prawa jest wykazanie w jakim zamiarze działali potencjalni sprawcy. - TVN nie mógł propagować naruszenia prawa, jeśli tego naruszenia nie było - powiedział Sikora.
Sąd dopuścił zeznania świadków. Spośród wezwanych na piątkową rozprawę uczestników programu w sądzie stawił się jedynie Stelmaszyk. Nieobecność Wojewódzkiego usprawiedliwiono nagrywaniem programu, Raczkowski za nieusprawiedliwioną nieobecność został ukarany 500 zł grzywną i wezwany na kolejny termin wraz z pouczeniem, że jeśli sytuacja się powtórzy, zostanie doprowadzony przez policję.
Na kolejnej rozprawie oprócz przesłuchania Wojewódzkiego i Raczkowskiego sąd ma też przesłuchać koordynatora akcji zbierania podpisów pod protestem przeciwko programowi Krzysztofa Budziakowskiego oraz rozpatrzyć wnioski pełnomocnika KRRiT m.in. o obejrzenie nagrania programu.