Ma straszną charakteryzację. W rzeczywistości jest piękną kobietą
Carrie Coon to jedna z wielu aktorek, które zagrały w szalenie popularnym filmie Marvela "Avengers: Wojna bez granic". Jednak na ekranie jest zupełnie nie do rozpoznania – za sprawą charakteryzacji ma przerażającą, nieludzką aparycję. W rzeczywistości jest urodziwą kobietą.
W "Avengers: Wojna bez granic" z 2018 roku Carrie Coon zagrała postać Proximy Midnight, drugoplanową antagonistkę, będącą członkiem grupy adoptowanych dzieci Thanosa. W filmie widzimy głównie, jak Coon walczy z bohaterami – scen dialogowych ma niewiele. To akurat nic nowego w przypadku filmów z uniwersum Marvela – w produkcji tak napchanej gwiazdami w rodzaju Roberta Downey Jr. czy Scarlett Johansson niełatwo jest wycisnąć więcej czasu ekranowego dla aktorów czy aktorek z mniej znanym nazwiskiem.
Nawet osoby dobrze znające Coon mogły nie wiedzieć, że aktorka wystąpiła w filmie Marvela – ucharakteryzowano ją w taki sposób, że niemożliwe jest rozpoznanie jej twarzy. A wystarczy spojrzeć na jakiekolwiek zdjęcie 40-letniej dziś Amerykanki, by przekonać się o tym, że kobieta w rzeczywistości posiada aparycję, którą na pewno trzeba zaliczyć do jej atutów. Za to tym najważniejszym jest jej talent aktorski.
Coon przez długi czas czekała na przebicie się w świecie filmu i telewizji – na początku poprzedniej dekady związana była głównie z teatrami. Występowała przez jakiś czas na Broadwayu. Za rolę w adaptacji "Kto się boi Virginii Woolf" została wyróżniona Theatre World Award oraz nominacją do nagrody Tony.
To właśnie powyższe laury sprawiły, że w 2014 roku Coon zaangażowano do serialu "Pozostawieni". Już w pierwszym sezonie zagrała tak rewelacyjnie, że szybko przyszły kolejne propozycje – wystąpiła m.in. w "Zaginionej dziewczynie" Davida Finchera, "Czwartej władzy" Stevena Spielberga, w 3. sezonie "Fargo" czy "Wdowach" Steve’a McQueena. Widzowie mogli ją oglądać w ubiegłym roku w świetnym dramacie "Gniazdo", gdzie wystąpiła u boku Jude’a Law.
Dość powiedzieć, że nieważne kogo Coon gra, praktycznie zawsze jest jednym z najjaśniejszych punktów obsady. Oczywiście jeśli dostaje rolę, w której zagra więcej niż parę minut i nie będzie ucharakteryzowana na monstrum z innej planety.