"W lesie dziś nie zaśnie nikt 2" nie jest już nawet horrorem. Możecie nie wytrzymać do końca

Jeżeli "W lesie dziś nie zaśnie nikt" rozbudził wasz apetyt na krwawy polski horror, to czeka was wielki zawód, gdy obejrzycie jego kontynuację. Choć w filmie nie brakuje ostrych scen, to jednak jego twórca popełnił najgorszy z możliwych grzechów – nakręcił potwornie nudną historię.

Kadr z filmu "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2"
Kadr z filmu "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | Netflix
Kamil Dachnij

Polska nie stoi horrorem. Nie ma co ukrywać. Gdy w ubiegłym roku do dystrybucji trafił "W lesie dziś nie zaśnie nikt" Bartosza M. Kowalskiego, mieliśmy swego rodzaju ewenement, bo rodzimi twórcy bardzo rzadko zapuszczają się w tego typu rejony. Jeśli już ogrywamy kino grozy w ostatnich latach, to raczej od arthouse’owej strony (np. "Wilkołak" czy "Monument"). A przecież nie można w kółko oglądać "Medium" czy "Wilczycy", które z kolei są trochę inną rozrywką.

Z tego względu "W lesie dziś nie zaśnie nikt" można było powitać jako krok w odpowiednią stronę. Choć nie był pierwszym polskim slasherem, bo przed nim mieliśmy coś takiego jak "Pora mroku" (2008), ale o tym filmie i tak lepiej nie pamiętać, więc uznajmy, że to hasło reklamowe miało sens.

Zobacz: zwiastun "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2"

Dzieło Kowalskiego, w którym można zauważyć inspiracje "Piątkiem trzynastego", "Drogą bez powrotu", "Krzykiem" czy "Toporem", nie jest rzecz jasna najoryginalniejsze pod kątem fabularnym, bo to nic więcej jak doskonale znane schematy, ale do dziś cieszy fakt, że komuś w końcu udało się zaszczepić amerykańską tradycję na polski grunt.

Mówiąc z grubsza, typowe dla slashera tropy zostały w filmie w miarę solidnie zespolone ze społeczno-politycznymi aluzjami, które nie są może najwyższych lotów, ale przynajmniej pozwoliły filmowi jakoś wyróżniać się na tle swojej konkurencji. Niestety tego samego nie możemy powiedzieć o "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2".

Film zaczyna się w miarę przyzwoicie. Twórca kontynuuje swoją postmodernistyczną zgrywę z poprzedniej odsłony. Oglądamy sekwencje, które wyglądają jak krzyżówka "Wywiadu z wampirem" z "Cobrą". Policjant-twardziel wpada na dość specyficzny bal i ratuje dziewczynę przed tragicznym losem. Ale to wszystko okazuje się po chwili jedynie męską fantazją.

Bohater sequela, Adaś (Mateusz Więcławek), to młody, samotny i nieszczęśliwy policjant z małej wsi na Podlasiu. Chłopakowi marzy się relacja z koleżanką z pracy Wanessą (Zofia Wichłacz), którą ratował właśnie we śnie. Jednak dziewczyna zupełnie nie zwraca na niego uwagi, stąd pozostaje mu korzystanie z aplikacji a’la tinder.

Gdy Adaś przyjeżdża na posterunek, poznaje także Zosię (Julia Wieniawa), której udało się przeżyć masakrę z poprzedniej części. Zosia, co zrozumiałe, jest za kratkami. Nikt nie wierzy w jej wersję wydarzeń. Wszystko wymyka się spod kontroli, gdy policjant grany przez Andrzeja Grabowskiego zabiera dziewczynę na miejsce zbrodni. Znowu zaczynają się brutalne morderstwa, a nieszczególnie doświadczeni policjanci muszą desperacko walczyć o życie.

Na wzór jedynki, gdzie mieliśmy m.in. złego księdza, prowadzącego krucjatę przeciwko homoseksualizmowi, tu także w pewnym momencie w fabule pojawiają się osobliwi bohaterzy – chłopaki z obrony terytorialnej to neonaziści, którzy w mieszkaniu mają zawieszoną na ścianie swastykę. Nie zabrakło także kolejnych tyrad na internet i komórki. Pada nawet zdanie, że hejt to najpopularniejszy sport w naszym kraju.

Niestety dość szybko okazuje się, że na tym podobieństwa z poprzednikiem się właściwie kończą, bo w kontynuacji jest mniej grozy, a więcej dość żenującej czarnej komedii. Tempo akcji jest zdecydowanie bardziej ślamazarne – przez długi czas nie dzieje się właściwie nic. Jeśli już pojawiają się sceny gore, to są całkiem dobrze zrealizowane, ale jest ich zdecydowanie za mało, by zaspokoić fanów soczystego, "mięsnego" kina.

Gdzieś na wysokości trzeciego aktu dochodzi do nas, że tym razem zamiast slashera, Kowalski chciał stworzyć… romantyczny ni to horror, ni to dramat spod znaku Tromy (wytwórnia od "Toksycznego mściciela"). To, co z założenia miało być przewrotną i groteskową love story z mutantami, okazuje się jednak pełnym zastojów i wymęczonym do granic możliwości filmem o niczym, który spokojnie można byłoby skrócić do średniego metrażu. Albo i lepiej.

Zanudzanie odbywa się zarówno za sprawą żenujących dialogów, jak i nieudolnej, autotematycznej gry z regułami gatunku. O ile w poprzedniku to jeszcze jakoś działało, to coś czuję, że większość widzów nie będzie się szczególnie dobrze bawić na sequelu. Szczególnie w chwilach, gdy nagle postacie zaczynają "komentować" to, jak powinien zachowywać się psychopata. Taka metaironia, którą dobrze posługiwano się m.in. we wspomnianym wyżej "Krzyku", potrafi być atrakcyjnym dodatkiem do opowieści, ale w przypadku filmu Kowalskiego jest nietrafionym i czerstwym zabiegiem.

Mateusz Więcławek wcielił się w filmie w Adasia
Mateusz Więcławek wcielił się w filmie w Adasia© fot. YouTube

Historia znanych serii slasherowych ("Halloween", "Piątek trzynastego", "Koszmar z ulicy Wiązów") pokazała nam, że powtarzanie fabuły nie zawsze jest błędnym rozwiązaniem. "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2" wygląda, jakby Kowalski na siłę chciał wywrócić całą historię do góry nogami. Nie ma nic złego w lekkiej, odmóżdżającej zabawie, którą zafundował w jedynce. Niepotrzebne zupełnie było to udziwnienie fabuły w sequelu.

W tym wszystkim nie pomaga też gra aktorów. Więcławek wcielił się we wrażliwca i zarazem mięczaka, a Wichłacz zimną blondynę, która gardzi słabeuszami, udając przy tym, że jest twarda. Oboje nie mieli absolutnie żadnej okazji, by mocniej zaistnieć w tej opowieści. Więcławek jest nawet przesadnie irytujący w swojej manierze. Co bardziej złośliwi widzowie ucieszą się, że w filmie nie ma za wiele Wieniawy, ale tu jest pewien twist, którego nie będę zdradzał.

Nie ukrywam, że "W lesie dziś nie zaśnie nikt 2" to duże rozczarowanie. Zupełnie zmarnowano w nim potencjał na stworzenie może i odtwórczego, ale jednak krwistego slashera. Lepiej zrobicie, jeżeli pójdziecie do kina na "Halloween zabija". Tam przynajmniej nikt z niczym nie kombinował, pozwalając ikonicznemu Michaelowi Myersowi robić swoje. A jeśli Kowalski stwierdzi, że chce nakręcić kolejną część, to trzeba mieć nadzieję, że powróci do wzorca z oryginału.

"W lesie dziś nie zaśnie nikt 2" można oglądać na platformie Netflix od 27 października.

Źródło artykułu:WP Film
w lesie dziś nie zaśnie nikthorrornetflix
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (70)