Wojna państwa Marcus-Delsanto
Kino to sztuka obrazu, a jednak w filmie Freda Schepisi najważniejsze są słowa – znakomite dialogi, iskrzące się humorem, inteligentne i niebanalne. Film 74-latka(!) to przenikliwy portret dwójki ludzi w średnim wieku, którzy zmagają się z upływającym czasem, odpływem talentu i niespodziewanym przypływem emocji. „Wypisz, wymaluj... miłość“ to historia o poszukiwaniu inspiracji i godzeniu się na toczenie wojny – pod sztandarem pasji, w imię miłości i w celu podsycania namiętnego niepokoju.
W filmie „Wypisz, wymaluj...“ jest iskra. Podobna tej, jaką z rzadka dostrzegamy w oczach osób, które rozpiera energia, inspirująca miłość, nieszkodliwa bezczelność, pasja i pamięć kilku kształtujących tożsamość życiowych rozczarowań. Historia opowiedziana przez australijskiego reżysera jest upleciona z wymienionych wyżej elementów. Ogląda się ją świetnie, bo z pierwszą minutą seansu wchodzimy w otulony ciepłym jesiennym słońcem przyjazny świat, w którym konflikty nie mają wymiaru dramatów ostatecznych, a zajęcia z literatury prowadzi John Marcus (Clive Owen) – nauczyciel równie nieortodoksyjny jak John Keating (Robin Williams) ze „Stowarzyszenia umarłych poetów“ (1989).
12.06.2014 13:14
Wraz z nami w owej rzeczywistości pojawia się też Dina Delsanto (Juliette Binoche) –nowojorska malarka, która do szkoły w Croyden przywiozła nie tylko pamięć swoich minionych sukcesów oraz porażek, ale i reumatoidalne zwyrodnienie stawów. Malowanie sprawia jej trudność, bo ból nadgarstków utrudnia precyzyjne trzymanie pędzla. Kariera nauczycielki sztuki nie jest żadną radością; raczej dodatkowym krzyżem, jaki kazano jej nieść na ramionach. Co więcej – w pierwszy dzień nowej pracy Dina pada ofiarą wyrafinowanej gry Marcusa. Znudzony anglista rzuca wyzwanie sfrustrowanej artystce i zmusza ją do wymyślenia wielosylabowego słowa, dłuższego od tego, które padło w grze przed chwilą.
Brzmi to wszystko idiotycznie? I takim wydaje się Dinie Delsanto. Z czasem dziecięca zabawa nabiera jednak odcieni wyrafinowanej gry, jaką mogą prowadzić ze sobą wyłącznie dorośli. Gry, która staje się piekielnie pobudzająca, jest napędzana ambicją, bywa podsycana złością i rozbudzonym na nowo pragnieniem zaimponowanie sobie samemu. Delsanto nie wierzy w słowa, ale oddaje się grze. Marcus nie ma szacunku dla malarstwa, ale decyduje się zilustrować obrazy, które namalują uczniowie Diny. Między nauczycielami zaczyna się toczyć wojna – inspirująca dla uczniów, ich dwoje zmuszająca do poszukiwań, widzom udowadniająca, że – jak mówi stare polskie przysłowie – kto się czubi, ten się lubi.
Niespodziewane spotkanie sprawia, że zarówno Dina jak i John wychodzą poza pielęgnowaną latami strefę bezpieczeństwa. Nic tu jednak nie dzieje się na siłę. Scenariusz jest napisany z niezwykłą lekkością, a chemia między aktorami jest fantastyczna. Schepisi kreuje rzeczywistość, w której dwoje dojrzałych ludzi – z nierozwiązanymi problemami i niepewną przyszłością – daje sobie to, co bywa w życiu najpiękniejsze – pełnię przeżywania teraźniejszości. „Wypisz, wymaluj...“ to słodko-gorzka komedia, której bohaterowie nie są ani idealni, ani najpiękniejsi; ale wspólnymi siłami budują atmosferę bliską tej, jaką pamiętamy z filmów „Bezsenność w Seattle“ (1993) czy „Kiedy Harry poznał Sally“ (1989).