Wokół tego tematu panuje mocne tabu. "Nie mają jak wykrzyczeć swojej historii"
Wokół choroby psychicznej istnieje ogromne tabu: osoby chore uznawane są za niebezpieczne i dziwaczne. O tym, że to nieprawda chce mówić w swoim najnowszym filmie dokumentalnym reżyserka Małgorzata Imielska. Pokaże, że osoby w kryzysie psychicznym są mądre, empatyczne i mają ogromny apetyt na życie. I nie chcą, żeby dotykał ich hejt.
29.10.2021 15:20
Przemek Gulda: Skąd wziął się pomysł, żeby nakręcić film dokumentalny o osobach chorych psychicznie?
Małgorzata Imielska: To nie jest dla mnie nowy temat. Już kilka lat temu zrealizowałam spektakl Teatru Telewizji z Mają Ostaszewską i Anną Dymną, "Chciałam ci tylko powiedzieć", który dotyczył takich spraw. Potem robiłam fabułę "Wszystko dla mojej matki". Pisząc scenariusz, rozmawiałam z wieloma dziewczynami z ośrodków opiekuńczych. Problem zaburzeń emocjonalnych nie jest im obcy. Potem kolejny raz zaczęłam się bliżej zajmować tym tematem w czasie pandemii: docierały do mnie artykuły prasowe o stanie dziecięcej psychiatrii.
I co zauważyłaś?
Że wokół ludzi zmagających się z chorobą psychiczną panuje bardzo mocne tabu, które nie pozwala mówić otwarcie o ich rzeczywistości, o doświadczeniu choroby czy zwykłego, codziennego życia. A ja zawsze trzymam się zasady, żeby kręcić filmy o ludziach, którzy nie mają jak wykrzyczeć swojej historii. Film jest szansą, żeby mogli to zrobić. Potem pojawił się jeszcze jeden argument, żeby się zająć tym tematem: dziecięca psychiatria jest w fatalnym stanie.
Spotkałam na swojej drodze fantastycznych lekarzy, ale oni często nie mają jak pomóc dzieciakom. Bo moim zdaniem dziecięcych psychiatrów jest w Polsce zbyt mało. A jak leczyć, jeśli – na przykład – na oddziale, gdzie nominalnie jest 25 miejsc, przebywa 50 pacjentów? Jak można im pomóc?! Czy potrafimy sobie wyobrazić, co czuje rodzic, który jeździ po całym Mazowszu, szukając szpitala, który przyjmie na oddział jego dziecko? A dziecko ma skierowanie "na cito", bo jest po próbie samobójczej?
To jest jakiś kompletny absurd, to jest nie do przyjęcia, a z braku miejsc na oddziałach zdarza się wcale nierzadko. To są wieloletnie zaniedbania sięgające jeszcze lat 90. Trzeba coś z tym zrobić, bo wszyscy: lekarze i pacjenci, rodzice pacjentów, wszyscy są na granicy wytrzymałości.
Zobacz także
Wspomniałaś o niewykrzyczanych historiach. O czym one są?
Przede wszystkim o głupocie i okrucieństwie dorosłych, którzy krzywdzą własne dzieci. I nie chodzi mi tylko o krzywdę fizyczną, często pojawia się kwestia przemocy psychicznej. Alkoholizm rodziców, obarczanie dzieci problemami dorosłych, brak stabilności emocjonalnej – to wszystko jest powodem problemów dzieci i nastolatków. Często chodzi także o brak akceptacji ich odmienności seksualnej czy obarczanie koniecznością utrzymania w tajemnicy patologii, jakie mają miejsce w domu rodzinnym.
Wielu rodziców wciąż stoi na stanowisku, że ma władzę i może wobec dzieci stosować politykę nakazów i zakazów, nie wykazując ani trochę zrozumienia i empatii dla uczuć dziecka. Po prostu ich nie dostrzegają.
Mówisz o rodzicach, ale czego dowiedziałaś się o samych dzieciach?
Mam kontakt bardziej z nastolatkami niż dziećmi. Spotkania i rozmowy z nimi to niekończąca się seria odkryć i zaskoczeń. Poznałam mnóstwo bardzo ciepłych, empatycznych, utalentowanych osób, z którymi miałam wiele ciekawych rozmów. To najczęściej byli przyjaciele mojej głównej bohaterki Małgosi. Ona z kolei poznała ich w czasie pobytów w szpitalu. Wiele z tych osób fantastycznie śpiewa albo komponuje muzykę. Albo prowadzą bloga. Jestem dumna, że ich spotkałam.
Kim jest Małgosia? Ta, o której mówisz, że jest twoją główną bohaterką?
Ma 18 lat, choruje od 12. roku życia. Jest niezwykła, mądra, ogromnie empatyczna. Ma ogromny apetyt na życie. Jej choroba, poważna, była ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich. Jak mówi Małgosia "można mieć cudownych rodziców i chorować". Jej rodzice są rzeczywiście fantastyczni. A Małgosia jest teraz w specjalnym momencie życia. Ostatnie trzy lata spędziła poza domem, prawie cały rok w szpitalu psychiatrycznym, potem kolejne dwa w Ośrodku Rehabilitacji Socjopsychiatrycznej w Otwocku, gdzie w maju zdała maturę. Teraz jest w domu i zaczyna prowadzić swoje samodzielne, dorosłe życie.
Czy pokazanie twarzy było dla niej trudną decyzją?
Myślę, że bardzo. Bo trzeba się liczyć z tym, że spotka ją z tego powodu hejt. Małgosia mówi, że jest na to gotowa. W imię tego, by odczarować stereotypowy, bardzo krzywdzący obraz osoby chorej. Jest gotowa na – trudno mi znaleźć lepsze słowo – coming out. Mówi zresztą o tym przed kamerą: jej największym marzeniem jest właśnie to, żeby mogła powiedzieć ludziom o chorobie, a oni nie będą… uciekać.
Będą ją traktować normalnie, bez uprzedzeń. Fantastyczne jest także to, że namówiła swoich przyjaciół, których poznała w szpitalu, żeby także wzięli udział w filmie. Nagraliśmy już scenę ich spotkania. Jedna z przyjaciółek Małgosi śpiewa – pisze muzykę i teksty. I robi to tak pięknie: wciąż mam w oczach tę scenę, gdy śpiewała dla Małgosi swoją piosenkę.
Co cię najbardziej zaskoczyło podczas pracy nad filmem?
To, że doświadczenie choroby psychicznej jest tak… naturalne, tak bliskie i codzienne. Jasne, stojąc za kamerą słyszałam opowieści o halucynacjach i słyszeniu głosów w głowie i wiem, że to nie jest coś, co przeżywa wiele osób. Ale granica kryzysu psychicznego jest bardzo płynna i zaskakująco niedaleka od wielu z nas: według badań przekracza ją dziś co piąta osoba i ten odsetek rośnie bardzo szybko i nieustannie.
Doświadczenie spotkań z osobami w kryzysie psychicznym nauczyło mnie, że choroba nie definiuje człowieka. Owszem, te osoby są chore, ale choroba jest tylko jednym z kolorów ich życia. A nie – i to bardzo mocno podkreślam - całym ich światem. Ona ich nie definiuje. Wielu z nich, tak jak wszyscy, pracuje. Są muzykami, dziennikarzami albo dentystami. Chciałabym, żeby mój film obalił społeczny stereotyp, że osoba chora jest niebezpieczna.
Zobacz także
Masz już tytuł?
Mam, na razie roboczy, ale coraz bardziej się do niego przyzwyczajam. To prosty tytuł, po prostu "Posłuchaj, co chcę ci powiedzieć".
Kiedy będzie można zobaczyć ten film?
Zaczynam już o nim mówić, ale do premiery jeszcze daleko. Na razie jestem na etapie developmentu, który dostaliśmy z PISF. I w ramach tego developmentu powstają już pierwsze zdjęcia. Mam fantastycznych ludzi na pokładzie, przede wszystkim nasza bohaterka Małgosia i jej rodzice. I jeszcze Agnieszka Czechowska, Łukasz Szostakiewicz, Barbara Rembek – fantastyczni psychiatrzy i terapeuci.
Wsparciem jest mój producent — Studio Filmowe Kalejdoskop – to studio, które nie boi się ryzykować. A obok siebie mam Basię Ławską, producentkę, z którą zrealizowałam już wiele trudnych projektów. Przed nami jeszcze wiele, wiele pracy. To cecha charakterystyczna i siła kina dokumentalnego: bohaterki i bohaterów podgląda się z kamerą przez dłuższy czas, niekiedy nawet przez całe lata. Teraz najważniejsze jest dla mnie by nie przerwać bycia koło Małgosi. Mam nadzieję, że mi się to uda. I że nasz film będzie gotowy za dwa lata.