Wszystkie tajemnice "Top Gun: Maverick". Reżyser: "Jest jedna rzecz, o której nikt nie wie"
Czy "Top Gun: Maverick" ma jeszcze jakieś tajemnice, których nie poznali widzowie? Wydawało mi się, że wszystkie już ujawniono, ale wtedy Joseph Kosinski zapytał mnie: "Wiesz, którą scenę kręciliśmy aż 43 razy?". Reżyser i operator filmu - Claudio Miranda - w rozmowie z Wirtualną Polską ujawniają kulisy megaprodukcji.
Magda Drozdek: Słyszeliście o tym, że polscy piloci odtworzyli jedną z sekwencji z "Mavericka"? Zrobili to w Iskrach TS-11, około 50-letnich maszynach.
Joseph Kosinski: Niesamowite. Piloci marynarki wojennej byli naszą ogromną inspiracją przy tworzeniu "Mavericka", więc super jest słyszeć, że film rezonuje i inspiruje z kolei pilotów.
Czy samo hasło "robimy nowego ‘Top Guna’" wystarczało, by otworzyć wszystkie drzwi np. w wojsku, z którym ściśle współpracowaliście, przygotowując ten film?
Claudio Miranda: Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że przede wszystkim udawały nam się rzeczy niemożliwe dla innych filmowców, bo wiele osób było ogromnymi fanami oryginału i chcieli zrobić wszystko, by umożliwić nam nakręcenie kolejnej odsłony. Nawet piloci myśliwców rzucali sobie wyzwania, by dać z siebie więcej dla tego filmu. Gdy kręcili "Top Gun", nie mieli aż tak dobrze, by np. odpalić i wykorzystać wojskowy okręt.
Joseph: Podobno mogli, ale trzeba było wypisać później czek. My mieliśmy to szczęście, że dopóki nasze działania były zintegrowane ze szkoleniami żołnierzy, nie musieliśmy za nic płacić. Gdy podrywaliśmy myśliwce, by stworzyć sekwencje wojskowej misji, trzeba było płacić wojsku za wypożyczenie maszyn.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mówiło się, że po premierze pierwszego "Top Guna" było o 500 proc. więcej powołań do wojska. Wiecie już, czy "Maverick" też podkręcił zainteresowanie służbą?
Joseph: Nic jeszcze na ten temat nie słyszeliśmy. Prawda jest taka, że mieliśmy świetny odzew ze strony wojskowych. Jeden z pierwszych pokazów "Mavericka" zorganizowaliśmy w San Diego dla członków marynarki wojennej, by zobaczyć, jak oni poczują tę historię. Byli bardzo poruszeni i nie chodziło może o to, jak pokazana jest służba w marynarce, ale historia bohaterów, poświęcenie się dla pracy w wojsku.
Jaka była reakcja wojskowych, gdy powiedzieliście im, że chcecie zamontować sześć kamer w F-18?
Claudio: Nie wierzyli, że to się da zrobić, ale pokazaliśmy, że wszystko jest możliwe. Małymi krokami szukaliśmy sposobów, na zmieszczenie wszystkich potrzebnych nam kamer w kabinie pilota. Byliśmy uparci i zdeterminowani, więc wojsko pozwoliło nam na to.
Jesteście szaleni, że posadziliście aktorów w myśliwcach.
Joseph: Aktorom zawdzięczamy naprawdę wiele w tej produkcji. My wykombinowaliśmy, jak umieścić kamery w maszynach i jak nakręcić skrajnie trudne sceny, ale to aktorzy musieli wykonać to zadanie przed kamerami i tylko oni wiedzieli, co dokładnie się dzieje. Trzeba było odpuścić kontrolę i pozwolić im zdobyć dane ujęcia. Ale mieliśmy do tej ekipy ogromne zaufanie.
Ile czasu zajęło przygotowanie aktorów do tych ujęć?
Joseph: Miesiące. A przez rok kombinowaliśmy, jak będzie wyglądało umieszczenie kamer w samolotach. Trzeba było przejść cały proces prawny, związany z ingerencjami w myśliwce. Musieliśmy opracować z inżynierami system, który zabezpieczałby aktorów na wypadek konieczności użycia katapulty, a który nie kolidowałby z systemem operowania kamerami. Stworzyliśmy specjalnie dla tego filmu obiektywy i obudowy robione na zamówienie. To było wielkie naukowe przedsięwzięcie.
Tom Cruise znany jest z przekraczania różnych granic. Miał szalone pomysły na planie?
Joseph: Miało być szybciej, niżej, mocniej – wszystko po to, by stworzyć najbardziej spektakularny filmowy obraz, jak to tylko możliwe. Pamiętasz na pewno scenę, w której Maverick leci poniżej dopuszczalnego poziomu latania myśliwców i udowadnia wszystkim, że misja jest możliwa do zrealizowania. To była jedna z najbardziej wymagających sekwencji z udziałem myśliwca, jaką nakręciliśmy dla tego filmu.
Widać, że Tom Cruise świetnie się bawi w tym filmie, ale jest też w nim sporo dystansu do siebie samego i pokory. Tak dobrze gra czy faktycznie tak podchodził do tego projektu?
Joseph: Moim zdaniem "Maverick" jest najbliżej prawdziwego charakteru Toma Cruise’a. Zawsze daje z siebie więcej i więcej, sprawdzając, jak daleko może się posunąć. Nie ważne, w jakiej maszynie akurat się znajduje. Claudio i ja pracowaliśmy z nim cały czas i widzieliśmy na własne oczy, ile pracy wkładał w to, by stworzyć z nami ten film i dać widzom niesamowite doświadczenie.
Claudio: Niesamowite jest w Tomie to, że podkręca sam siebie, ale także studio i włodarzy, byśmy dostali to, czego tylko potrzebujemy. Widzimy podczas pokazów "Mavericka", jak ludzie łapią się foteli, podczas niektórych scen. A to w dużej mierze zasługa Toma, który zapewnił nam niewiarygodne wręcz warunki.
Ja musiałam chwycić za chusteczki podczas sceny spotkania Toma Cruise’a z Valem Kilmerem…
Joseph: To była dla wszystkich wyjątkowa chwila, bo między ich filmowymi postaciami jest piękna relacja, ale i pomiędzy Tomem a Valem jest przyjaźń. Oglądanie dwóch aktorów, którzy są najlepszymi rzemieślnikami swojego zawodu, było czymś niesamowitym. Nigdy nie zapomnę tamtego dnia na planie.
Claudio: Czuliśmy, jakby to było prawdziwe spotkanie przyjaciół, a nie scena w filmie. Wszystko to w związku z tym, jakie relacje łączyły ich w przeszłości.
Kto nie płakał na tej scenie…
Joseph: To Val Kilmer wymyślił, co stanie się z Icemanem. Spotkaliśmy się z nim na bardzo wczesnym etapie przygotowywania się do filmu. Val był pomysłodawcą historii Icemana, który zmaga się z ciężką chorobą. Moim zdaniem, to było bardzo odważne z jego strony. Był to piękny gest, który sprawił, że film i opowiedziana w nim historia stały się bardziej emocjonalne.
Sekwencja otwierająca "Mavericka" to hołd dla Tony’ego Scotta, prawda?
Joseph: Zgadza się. Muzyka, kolory, działania wojskowych na okręcie. Chcieliśmy, by widzowie wiedzieli, że jesteśmy fanami "Top Guna" i przenosimy się jeszcze raz w świat żołnierzy marynarki wojennej, choć z uwspółcześnioną wersją tamtej czołówki. Chwilę później widzowie przekonują się, że "Maverick" jest osadzony w znacznie bardziej zaawansowanym technologicznie świecie, co pokazuje scena z myśliwcem Darkstar.
Claudio: Miałem olbrzymią przyjemność pracować z Tonym przy trzech jego filmach, choć nie jako operator, a oświetleniowiec. Rozumieliśmy jego styl kręcenia filmów i oczywiście był dla nas ogromną inspiracją przy tworzeniu "Mavericka". Tony w jakimś sensie nam cały czas towarzyszył.
Claudio twoje nazwisko pojawia się w czołówce w momencie, gdy pokazywana jest ta mała laleczka z ruszającą się głową. To przypadek czy jeden z wielu easter eggów, które mieli wyłapać widzowie?
Claudio: W pierwszej wersji czołówki moje nazwisko pojawiało się w innym momencie, ale możemy powiedzieć, że to nie jest przypadek!
Joseph: Gdy tylko dostałem pracę przy nowym "Top Gunie", udało mi się spędzić kilka dni na lotniskowcu USS Franklin D. Roosevelt. Wziąłem ze sobą aparat i wszędzie cały czas robiłem zdjęcia, żeby zebrać jak najwięcej inspiracji do filmu. Na mostku kapitańskim zobaczyłem tę laleczkę, a w tle widać było startujący myśliwiec. To ujęcie bardzo szybko znalazło się w naszych planach na zdjęcia filmowe. Upewniłem się, że będziemy mieć taki moment w tytułowej sekwencji, więc bardzo dociekliwi widzowie, jak ty, od razu to wychwycą. Easter eggów, niespodzianek i nawiązań do oryginału jest w "Mavericku" naprawdę wiele. Na tablicy wspomnień Mavericka jest zdjęcie Penny, zauważyłaś? Gdybyśmy teraz usiedli i jeszcze raz obejrzeli film, moglibyśmy wskazać niespodzianki niemal w każdym kolejnym ujęciu.
Czego jeszcze fani nie wychwycili?
Joseph: Jest jedna rzecz, o której raczej nikt nie wie. Pokazujemy w filmie pomieszczenie wypełnione monitorami, przed którymi siedzą piloci i obserwują, co dzieje się z myśliwcami. Tak naprawdę jest to pomieszczenie na drugim piętrze nad klubem nocnym, który był pokazany w oryginalnym "Top Gunie". W tym klubie zbierają się bohaterowie pierwszego filmu, piją drinki, a w tle słychać "You’ve Lost That Loving Feeling".
Top Gun - You've Lost That Loving Feeling
Mój ulubiony easter egg to chyba ten z przełącznikiem w F-14 z rakiet na broń. Ze specjalną naklejką.
Joseph: Tak, ten jest świetny. W F-14 oczywiście nie ma takiego durnego przełącznika, ale zrobili coś takiego specjalnie dla "Top Guna". Wiedziałem, że musimy mieć coś takiego w naszym filmie i to z taką samą naklejką z napisem "guns" na przełączniku, jaka była w oryginale. Wiedziałeś o tym?
Claudio: Pojęcia nie miałem.
Joseph: Zrobiliśmy taką tanio wyglądającą naklejkę, którą przykleiliśmy do wajchy w F-14. Wojskowi mogliby się łapać za głowy, ale jeśli jesteś wiernym fanem "Top Guna", to wiesz, że to hołd dla pierwszego filmu.
Która scena była najtrudniejsza do nakręcenia? Z perspektywy widza wydaje się, że pewnie te wszystkie manewry myśliwców.
Joseph: Wiesz, które ujęcie powtarzaliśmy najczęściej, bo aż 43 razy? Maverick na pasie startowym, ścigający się na motocyklu z F-18. Próbowaliśmy to nakręcić 43 razy na przestrzeni trzech dni. W trakcie pierwszych 30 ujęć mieliśmy w tle mgłę i wszystko było po prostu szare. Trzeciego dnia wyszło słońce i mieliśmy doskonałą scenerię do kręcenia. Więc siedzieliśmy w samochodzie: Claudio z kamerą, ja z krótkofalówką, przez którą miałem połączenie z pilotem F-18. Patrzę w monitor i pilnuję kadru. Kierowca kontaktuje się z Tomem na motorze. Tom czeka na sygnał. Pilot odpala silnik w myśliwcu, oboje z Tomem ruszają. Tom mknie na motorze 100 km/h bez kasku. W tle spektakularny zachód słońca. Ujęcie nr. 43. W końcu to mamy.
Claudio: Jaka to była presja, by wszystko wyszło perfekcyjnie!
Joseph: Typowy dzień na planie "Top Gun". To było jedno z pierwszych ujęć, jakie mieliśmy do filmu.
Na spotkaniu z widzami Camerimage wspominaliście, że jedną z najtrudniejszych scen była ta, w której Jennifer Connely jest na łodzi z Tomem Cruise’em.
Joseph: Tak, to było wyzwanie, bo Jennifer faktycznie sama musiała pilotować tę łódź. Wcześniej musiała zostać przeszkolona do tego, by zrobić to jak zawodowiec. Łódź płynie z dużą prędkością po zatoce w San Francisco, ja i Claudio na motorówce obok. Motorówka bez siedzeń, więc przybiliśmy gwoździami krzesło, na którym Claudio mógł się ulokować z kamerą. Płyniemy z prędkością, uderzając o falę, oglądając na monitorze to, co dzieje się z Tomem i Jennifer. Claudio trzyma kamerę, ja trzymam się jego krzesła. Jakimś cudem nakręciliśmy tę scenę w jeden dzień. Mam ogromny szacunek do Jerry’ego Bruckheimera, który wyprodukował filmy z serii "Piraci z Karaibów", bo nie wyobrażam sobie robienia filmów o pływaniu na statkach. Tu stawiam swoją granicę. W to mnie nikt nie zaangażuje.
Claudio: Korzystaliśmy z nowych technologii, z nowoczesnego sprzętu, który nie jest jeszcze powszechnie wykorzystywany przez filmowców. Lataliśmy za myśliwcami, wykorzystywaliśmy helikoptery, wspinaliśmy się w wysokie góry, ścigając się ze słońcem.
"Top Gun: Maverick" podbił rekord oglądalności. Zgarniacie nominacje do najważniejszych nagród. Co dla was dziś ten film znaczy?
Joseph: Jestem dumny ze wszystkich swoich produkcji, ale z tego szczególnie, bo tak wiele osób niesamowicie ciężko pracowało nad "Maverickiem". Premiera była odroczona o dwa lata przez pandemię. Nie mieliśmy pojęcia, co się wydarzy. Poczuliśmy ogromną ulgę, że mogliśmy pokazać film na dużych ekranach, bo z taką intencją był on robiony. Myślę, że obaj czujemy to samo: dumę z tego, że udało nam się przesunąć pewne granice. I dla siebie samych, i dla filmowców.
Claudio: To Tom Cruise najzacieklej walczył o to, by "Maverick" mógł mieć premierę w kinach.
Joseph: To prawda. Tom od początku naciskał na to, że robimy film, który będziemy oglądać w kinach. I cieszę się, że ta jego walka nie poszła na marne. Daliśmy świetną lekcję tego, że film może doskonale poradzić sobie w kinach, ale także cieszyć się popularnością w streamingu. Mam nadzieję, że studia będą brać to pod uwagę i dadzą twórcom możliwość pokazania ich dzieł w kinach.
Już ogłosiliście, że następna historia, jaką wspólnie nakręcicie, będzie osadzona w świecie Formuły 1. Co w tym projekcie jest waszym największym wyzwaniem? Są jakieś po tym, jak zrobiliście "Mavericka", który bije wszystkie rekordy popularności?
Joseph: Teraz największym wyzwaniem jest to, że mamy do czynienia z lekkimi, małymi maszynami, w porównaniu do tych, z którymi pracowaliśmy przy "Mavericku". Mniejsza przestrzeń, mniejszy sprzęt, ale i tak najważniejsza będzie historia, którą chcemy opowiedzieć. W rozwiązywaniu technicznych problemów jesteśmy już z Claudio mistrzami. Przestrzeń dla kamer będzie malutka, ale skala przedsięwzięcia będzie ogromna. Musimy zachować tajemnicę i kręcić tę epicką historię z dala od publiki, a przecież wyścigi Formuły 1 oglądane są przed widownią liczącą tysiące ludzi. To będzie dopiero wyzwanie!
Magdalena Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski