Wywiad z szefem Netflixa. Reed Hastings: Chcemy, żeby ludzie przez nas mniej spali
Serwis amerykańskiego giganta, oferującego w streamingu dostęp do filmów i seriali, ma 83 mln. subskrybentów na całym świecie. W Polsce Netflix działa od stycznia 2016 roku. Przypominamy wywiad, którego Reed Hastings udzielił WP podczas swojego pobytu w Polsce.
23.04.2018 | aktual.: 17.07.2018 15:31
Łukasz Knap: Dlaczego Netflix inwestuje tak mocno w Polsce? Czy polski rynek nie wydaje się panu niebezpieczny?
Reed Hastings: Myślę, że to samo można powiedzieć o Stanach Zjednoczonych, jednak wolimy wierzyć w optymistyczne scenariusze dla obu tych krajów. Netflix jest dostępny w Polsce od dziewięciu miesięcy i mogę powiedzieć, że przez ten czas odniósł wielki sukces. Polska gospodarka ma się dobrze, przewidujemy, że w ciągu kilku najbliższych lat jedna trzecia polskich gospodarstw domowych będzie używać Neflixa.
Ambitne założenie.
Owszem, ale podobne mamy w Kanadzie czy Ameryce Łacińskiej, gdzie coraz lepiej poznajemy i rozumiemy lokalny rynek i oczekiwania widzów.
Czy problemem w osiągnięciu tego celu nie będzie fakt, że Polacy uwielbiają dobrą rozrywkę, ale nie lubią za nią płacić? Polska jest europejskim liderem w rankingach piractwa.
Zmagamy się z tym samym problemem w Brazylii, Meksyku, Korei i wielu innych krajach. Sądzę, że na naszą korzyść działa nasza marka. Gdy ludzie przywiążą się do naszych seriali i zobaczą jak łatwe jest korzystanie z serwisu, nie będą żałować kilkudziesięciu złotych miesięcznie.
Hollywood zanotował gigantyczne spadki sprzedaży biletów do kin, przewiduje się, że ten rok będzie najgorszy od wielu lat. Z kolei Netflix nie ma powodu do narzekania. Jaki jest pana klucz do sukcesu?
Tym kluczem jest oczywiście szalony rozwój internetu na całym świecie. Ludzie używają go w smartfonach, telefonach, tabletach. Netflix jest dostępny na wszystkich tych urządzeniach i to pomaga nam w rozwoju.
Technologia to jedno, własna produkcja to drugie. Tylko w tym roku Netflix wyda 6 miliardów dolarów na własne produkcje, dwa razy więcej niż HBO, i odnosi wielkie sukcesy, czego przykładem jest serial “Stranger Things”. Myśli pan, że na tym polu Hollywood może się czegoś uczyć od Netflixa?
Jeśli chodzi o oryginalną produkcję, wszyscy uczą się od wszystkich. Uczymy się od HBO, NBC, być może oni też uczą się od nas. Naszą przewagą nad tradycyjną telewizją jest możliwość oglądania kilku odcinków serialu jednocześnie. Widz już nie musi czekać na swój ukochany serial w czwartek o dwudziestej, może obejrzeć go kiedy chce i jak chce. W linearnej telewizji ramówka jest ograniczona do kilkunastu pozycji, czas nie jest z gumy, wydawcy muszą być bardziej ostrożni. To nie nasz problem, mamy większą wolność, bo nasze produkcje mogą być oglądane na całym świecie, w związku z czym możemy podejmować większe ryzyko.
Ma pan na myśli na przykład “Narcos”? Ten serial powstał we współpracy Netflixa z Francją. Był kręcony w Kolumbii, aktorzy mówili po hiszpańsku, a największy sukces odniósł w Niemczech.
Na przykład. Dwa inne przykłady to “Stranger Things” i “The Get Down”.
Spodziewał się się pan, że “Stranger Things” odniesie tak wielki sukces”?
Wierzyliśmy bardzo w ten serial. Młodzi aktorzy zagrali niesamowicie, nie mieliśmy wątpliwości, że sprawdzą się w serialu, który jest jednocześnie straszny, dziwny, ale zarazem przystępny.
Co sprawia, że historia odnosi sukces na całym świecie?
Musi być wyjątkowa. Musi mieć coś świeżego, czego jeszcze nikt nie widział, a co chciałoby się opowiedzieć swoim znajomym. Pomysł na serial, oparty na pomyśle “zróbmy to tak, żeby przypominało coś innego”, nie ma szans na globalnym rynku.
Dostrzega pan jakieś tematy w polskiej kulturze lub historii, które potencjalnie mogłyby zainteresować publiczność na całym świecie?
Trudno mi się odnieść konkretnie do Polski, ale myślę, że w każdym kraju możemy znaleźć takie opowieści. W wielu krajach, w których działamy, udaje się znaleźć lokalną opowieść, która jest z powodzeniem oglądana przez publiczność w innych krajach. To się udało w Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii czy Niemczech. Wyprodukowanie oryginalnego zajmuje nam zwykle od jednego roku do trzech lat od wejścia na lokalny rynek.
Czyli oficjalny start Netflixa w Polsce oznacza, że będziecie szukać możliwości wyprodukowania tutaj serialu?
Jak najbardziej.
Przemysł filmowy nigdy nie był bardziej zglobalizowany, a Netflix wyrasta na lidera tych przemian. Czy w długofalowej strategii Netflix będzie dla Hollywood tym, czym Google dla internetu?
Nie jestem pewny, czy to dobre porównanie, ale niewątpliwie chcemy, żeby Netflix był serwisem tak wielkim, żebyśmy byli na ustach wszystkich. Chcemy, żeby nasz serwis stał się globalną obsesją, żeby ludzie przez nas mniej spali (śmiech). Netflix jest platformą, w której będzie miejsce na produkcje z całego świata. Z niecierpliwością czekamy na “Okje”, nowy film koreańskiego reżysera Boonga Joon-ho, twórcy “Snowpiercera”. Chcemy stać się platformą, która da głos najlepszym twórcom z całego świata, nie tylko Hollywood.
Netflix wie wszystko o swoich użytkownikach, co i jak oglądają, ale nie chce się dzielić tymi informacjami publicznie. Nie wiemy, ile osób na całym świecie zobaczyło “Stranger Things”. Dlaczego?
Tajemnica i intryga brzmią lepiej niż dane, prawda?
Jednak statystyka bywa fascynująca.
Liczby są nudne, widzowie nie są nimi zainteresowani. Ciekawe, że fakt, że nie podajemy tych nudnych danych, wzbudza takie zainteresowanie. W naszym serwisie nie ma reklam, więc nie musimy dbać o reklamodawców, których interesują wyniki oglądalności. Wierzymy, że liczby nie są przedmiotem zainteresowania naszych widzów.
Myśli pan, że niejawność tych informacji pomaga w dystrybucji? Że dzięki temu widz jest bardziej otwarty na oglądanie nowych rzeczy i nie uprzedza się do tych, które nie są najchętniej oglądane?
Tak, to już udowodniliśmy. Podobnie jak to, że naszych konkurentów niejawność tych informacji bardzo frustruje naszych konkurentów. Nie da się też ukryć, że dzięki temu przykuwamy jeszcze większą uwagę.
A która z produkcji Netflixa najbardziej przykuwa pana uwagę?
Moim ulubionym serialem jest “BoJack Horseman”. Opowiada o Hollywood, a ja obecnie dużo uczę się o Hollywood. Ten serial reprezentuje ponurą wizję świata, ale jest bardzo inteligentny. To mały serial w naszej ofercie, ale jest wyjątkowy.
Rosyjski minister kultury Władimir Miediński powiedział niedawno, że Netflix jest częścią planu prowadzącego do przejęcie kontroli nad umysłami ludzi na całej Ziemi. Proszę powiedzieć prawdę, czy Netflix rzeczywiście ma tak ambitny plan?
Zdaje się, że powiedział jeszcze, że jesteśmy finansowani przez CIA? Naszym celem jest zadowolenie widzów, którzy ten stan czasami osiągają oglądając japońskie anime, a czasami amerykański serial. Prawdą jest, że w Netflixie jest dużo amerykańskich produkcji, ale nie brakuje azjatyckich i europejskich. Nie ma w tym ideologii, odpowiadamy wyłącznie na potrzeby naszych widzów. Zabawne w tym kontekście jest, że najchętniej oglądaną bajką dla dzieci jest rosyjska “Masza i Niedźwiedź”.
Może za Netflixem nie stoi ideologia, ale jaki jest główny cel pana firmy?
Naszym celem jest szczęście ludzi.
Coś jeszcze?
Czy to jest mało? To podstawowy cel przemysłu rozrywkowego.
Wraz z ekspansją Netflixa zasadne jest pytanie, czy za dziesięć lat ludziom jeszcze będzie chciało się wstawać z kanapy i chodzić do kina.
Oczywiście, że tak. Można ugotować najlepsze danie w domu, ale to nie znaczy, że nie chcemy chodzić restauracji. Oglądanie filmów w domu nigdy nie zastąpi kinowej projekcji, bo to zupełnie inne doświadczenia. Nie boję się o przyszłość kina, ale nie mam wątpliwości, że w najbliższych latach tradycyjna telewizja będzie tracić na znaczeniu. Dziś jeszcze czasami używamy telefonów stacjonarnych, ale zasadniczo przestawiliśmy się na komórki. W telewizji czeka nas taka sama rewolucja, jak ta związana z rozwojem telefonii komórkowej.
Zobacz także: najlepsze seriale netflix 2018