Zoe Kravitz dla WP: To nie jest ''Hej, skarbie 2''! Czyżby?
17.02.2011 | aktual.: 22.03.2017 16:14
Pokazany w konkursie głównym dramat Victorii Mahoney „Yelling to the Sky” nie przypadł do gustu berlińskiej publiczności. Salę po jednym z pokazów opuszczano pospiesznie i w milczeniu. Naszemu korespondentowi w Berlinie udało się porozmawiać z odtwórczynią głównej roli, Zoe Kravitz. Młodziutka aktorka nie zgadza się z krytycznymi opiniami.
Pokazany w konkursie głównym dramat Victorii Mahoney „Yelling to the Sky” nie przypadł do gustu berlińskiej publiczności.
Salę po jednym z pokazów opuszczano pospiesznie i w milczeniu. Naszemu korespondentowi w Berlinie udało się porozmawiać z odtwórczynią głównej roli, Zoe Kravitz.
Młodziutka aktorka nie zgadza się z krytycznymi opiniami.
Gabourey Sidibe powtarza rolę z ''Hej, skarbie''?
Dramat „Yelling to the Sky” pojawił się na Berlinale w glorii sundance’owego następcy „Hej, skarbie” Lee Danielsa. Nie tylko dlatego, że jedną z głównych ról gra tu Gabourey Sidibe, a sam film powstał w ramach projektu Sundance Lab.
Podobieństwa kryją się także w warstwie narracyjnej. Imię głównej bohaterki, Sweetness, dość bezpośrednio koresponduje z imieniem bohaterki filmu Danielsa, Precious. Obie są czarnoskórymi nastolatkami, obie usiłują wyrwać się z sideł patologicznej rodziny.
I choć fizycznie diametralnie się od siebie różnią, właściwą różnicę między nimi wyznacza dopiero sposób, w jaki zostały sportretowane.
Inne spojrzenie na Precious
Daniels spogląda na Precious z porażającą empatią, podczas gdy reżyserka „Yelling...”, Victoria Mahoney, zdaje się być swoją bohaterką w ogóle niezainteresowana.
Z uporem infiltruje i współczuje otaczającemu ją środowisku (bita matka, zagubiony ojciec, upodlona koleżanka, itd.), ale nie potrafi wejść w skórę dziewczyny, którą targają największe emocje. Czy to dlatego kolejne transformacje Sweetness są bezpodstawne i nieprzemyślane?
Zalękniona dziewczyna zamienia się w groźną dilerkę, buntowniczy bękart we współczującą córkę... Następujące po sobie przemiany okazują się tyleż efekciarskie (w kluczowej scenie Sweetness nakłada makijaż niczym wojenne barwy), co powierzchowne.
Zoe jako Sweetness
Odtwórczyni głównej roli, 22-letnia Zoe Kravitz, ma jednak na ten temat zupełnie inne zdanie. Podczas udzielonego mi wywiadu, córka Lenny’ego Kravitza i aktorki Lisy Bonet okazała się krnąbrną rozmówczynią, która wcale nie różni się tak bardzo od postaci, którą przyszło jej odgrywać na ekranie.
Podczas rozmowy siedziała na bosaka, z podkurczonymi na krześle nogami i wzrokiem co chwilę uciekającym w kierunku leżącego na blacie telefonu. Chętnie zbaczała z tematu, sporo przeklinała, odpowiadała wymijająco na większość pytań. Kilkakrotnie, niby przypadkiem, podciągnęła rękawy, tak bym na pewno zauważył wszystkie jej tatuaże...
Jeśli ten niedorosły bunt uda jej się kiedyś przekuć na ekranową niezależność, będzie świetną aktorką.
Córeczka tatusia
Sweetness zmaga się z trudną rzeczywistością. Młodzieżowe gangi, narkotyki, przemoc. Czy jako nastolatka miałaś podobne doświadczenia, co twoja bohaterka?
Zoe Kravitz: Raczej nie. Miałam co prawda swoje buntownicze zrywy, ale wszyscy je mieliśmy. Fizycznej przemocy szczęśliwie nigdy nie doświadczyłam.
Nie. Zawsze mnie wspierali, ale nigdy nie miałam wrażenia, że żyję w mydlanej bańce. Ludzie często tak właśnie myślą, mitologizując moje życie przez wzgląd na to kim są moi rodzice.
Aktorstwo czy muzyka?
Czy to oni namawiali cię na karierę w show-businessie? Występujesz w filmach, nagrywasz muzykę...
Nie musieli. Sama od najmłodszych lat przejawiałam zainteresowanie jednym i drugim, występowałam w szkolnych przedstawieniach, usiłowałam nagrywać jakieś amatorskie piosenki. Rodzice mnie wspierali, ale nie torowali mi kariery.
Aktorstwo kręci cię bardziej?
Tak, chyba tak. Ale muzyka też jest dla mnie ważna. Najbardziej chciałabym jedno z drugim połączyć, np. zagrać w jakimś czadowym musicalu.
O angażu w ''Californication''
W pewnym sensie udaje ci się to w serialu „Californication”.
Tak, to pierwszy poważny krok w tym kierunku.
W jakich okolicznościach doszło do angażu w „Californication”? To serial dla dorosłych, a twój dorobek filmowy oscylował wówczas przede wszystkim wokół produkcji młodzieżowych...
Cóż, to było zwykłe przesłuchanie. Ktoś mnie gdzieś zobaczył i zasugerował, bym się zgłosiła. Żadnych kontrowersji. (śmiech)
O wkraczaniu w wielki filmowy świat
Zbierasz kolejne doświadczenia. Dostajesz coraz większe role, przyjechałaś do Berlina promować „Yelling to the Sky”. Jak się czujesz wkraczając w wielki świat filmu?
To strasznie męczące, ale i absorbujące. Czuję się, jakbym właśnie skończyła studia i była na etapie zadowolenia z obranego kierunku.
Patologia i Matt Damon
Tak, zdecydowanie. Ale raczej na poziomie aktorskim. O ile nie miałam problemu ze zrozumieniem motywacji i gniewu mojej bohaterki, zastanawiałam się jak je wyrazić. Nie jestem aktorką metodyczną, nie studiowałam na tym kierunku. Ludzie często pytają Vicki (Mahoney, reżyserkę filmu) dlaczego wybrała mnie do głównej roli – w końcu wychowywałam się w zupełnie innych warunkach, ale... zgadnij co! Matt Damon nigdy nie szpiegował, Robert De Niro nie jeździł taksówką, a Johnny Depp nie pochodzi z Karaibów. Jestem aktorką, potrafię wcielić się w obcą postać. Tu chodziło raczej o wzajemne zrozumienie.
Więcej różnic, niż podobieństw
Czy zgodzisz się, że historia Sweetness przypomina tę z filmu „Hej, skarbie?”
Niekoniecznie. Moim zdaniem podobieństwa kończą się na tym, że moja bohaterka jest w połowie czarnoskóra. Linia fabularna jest jednak zdecydowanie inna, a sam film opowiada także o białych ludziach, co w „Hej, skarbie” w ogóle nie miało miejsca. To zabawne, że w chwili gdy pojawiają się dwa filmy różne od tego, co kręcono wcześniej, wpycha się je w ten sam szablon.
''Żyję teraźniejszością, nie przyszłością...''
Nie masz poczucia powtarzalności?
Na pewno nie jest to kolejny film realizowany na zasadzie: "Teraz ją pocałuj, teraz się zmartw, a teraz zapieprzaj za nią na lotnisko". (śmiech)
Masz za sobą dwa szalone lata. Co dalej?
Tak, faktycznie. Ale staram się nie wybiegać myślami za daleko w przyszłość. Koncentruję się na sprawach bieżących. Marzy mi się musical, ale póki co częściej grywam w nierozsądnych komedyjkach. Taka koniunktura.
Życzę ci powodzenia.
Dziękuję!
Rozmawiał **, WP. (pp/mf)