"Ucieczka na srebrny glob". Żuławski urządził sobie najbardziej spektakularną psychoterapię w historii kina. Cena była wysoka

- Zabierając się za scenariusz mojego dokumentu, nie zdawałem sobie sprawy, jak mocno na filmie "Na srebrnym globie" zaważyła osobista historia rozpadu związku Andrzeja Żuławskiego z Małgorzatą Braunek - mówi w rozmowie z WP Kuba Mikurda, autor "Ucieczki na srebrny glob". Produkcja zrodzona z tragedii miłosnej została brutalnie przerwana przez PRL-owskie władze.

Rozstanie Małgorzaty Braunek i Andrzeja Żuławskiego zaważyło na produkcji "Na srebrnym globie"
Rozstanie Małgorzaty Braunek i Andrzeja Żuławskiego zaważyło na produkcji "Na srebrnym globie"
Źródło zdjęć: © FORUM, AKPA

Marta Ossowska, Wirtualna Polska: Po obejrzeniu pańskiego filmu można się zastanawiać, czy słowo ucieczka w tytule w pełni oddaje zawiłą historię produkcji Andrzeja Żuławskiego. Może pasowałoby też wygnanie? W końcu reżyser dwukrotnie został przymuszony do opuszczenia Polski przez swoją twórczość (po realizacji filmu "Diabeł" oraz po przerwaniu zdjęć do "Na srebrnym globie" - przyp. red).

Kuba Mikurda, reżyser dokumentu "Ucieczka na srebrny glob": Od początku towarzyszył mi tytuł "Ucieczka na srebrny glob" i pomimo późniejszych, innych pomysłów wciąż wracałem do tej "ucieczki". Co najwyżej zastanawiałem się nad liczbą mnogą, bo mam wrażenie, że w tej historii jest przynajmniej kilka ucieczek.

Jakich?

Po pierwsze mamy ucieczkę w samej powieści Jerzego Żuławskiego "Na srebrnym globie" – grupa kosmonautów opuszcza Ziemię, aby założyć nową cywilizację. W wywiadzie-rzece Andrzej Żuławski zdradził, że chciał nawet bardziej radykalnie podkreślić fakt, że głównymi bohaterami jego filmu są uciekinierzy – mieli nosić numery na rękach, co jednoznacznie kojarzyłoby się z obozami koncentracyjnymi.

Z drugiej strony jest to też ucieczka od PRL-u, o czym sporo mówili mi ówcześni współpracownicy Żuławskiego. Dla całej ekipy praca na planie tego filmu w latach 1976-1977 była enklawą wolności i kreatywności, przestrzenią, w której mogli oddychać pełną piersią.

Przyznam, że zabierając się za scenariusz mojego dokumentu, nie zdawałem sobie sprawy, jak mocno na filmie "Na srebrnym globie" zaważyła osobista historia rozpadu związku Andrzeja Żuławskiego z Małgorzatą Braunek. Reżyser w pamiętnikach i listach do bliskich pisał o tym czasie wprost: "Dopóki jestem na planie, pracuję, to da się żyć".

ZOBACZ TEŻ: UCIECZKA NA SREBRNY GLOB - zwiastun

Czy trudno było namówić ich syna, brata reżysera Mateusza Żuławskiego oraz innych przyjaciół na takie zwierzenia? Xawery powiedział panu, że jego rodzice byli jak ogień i woda i ich małżeństwo nie miało szans się udać.

Xawery zaczął otwarcie mówić o trudnej relacji ze swoim ojcem przy okazji premiery "Mowy ptaków", adaptacji ostatniego scenariusza Andrzeja. To było jego symboliczne pożegnanie. Wiedziałem więc, że będę mógł na niego liczyć i jestem mu niezwykle wdzięczny, że tak bardzo się przed nami otworzył.

Zależało mi na ukazaniu mechanizmu psychologicznego, kiedy ktoś rzuca się w wir pracy po zawodzie miłosnym. Takie przypadki są dobrze znane w świecie filmu, choć zwykle pozostają wyrażone w formie kameralnej psychodramy. Jednak "Na srebrnym globie" to najbardziej spektakularna psychoterapia w historii kina.

Jeden z pana rozmówców powiedział, że gdyby udało się ukończyć "Na srebrnym globie" przy pierwszym podejściu, zmieniłoby to nie tylko karierę i życie Andrzeja Żuławskiego, ale i oblicze polskiego kina. Podziela pan tę opinię?

Myślę, że ten film mógł zmienić rodzimą kinematografię, otworzyć drogę dla innych produkcji science fiction. Wciąż nie mamy w Polsce żadnej spektakularnej adaptacji prozy Stanisława Lema, choć w przypadku tej sławy aż prosi się o przeniesienie jego wizji na ekran. Gdyby "Na srebrnym globie" okazał się sukcesem, inni filmowcy również mogliby próbować w tej materii. Choć oczywiście nie byłby to komercyjny sukces na miarę "Gwiezdnych wojen", filmy Żuławskiego zawsze były przede wszystkim kinem autorskim, bardzo specyficznym i trudnym w odbiorze.

Plan filmu "Na srebrnym globie" Andrzeja Żuławskiego, Silver Frame, autor zdjęcia: Witold Rozmysłowicz
Plan filmu "Na srebrnym globie" Andrzeja Żuławskiego, Silver Frame, autor zdjęcia: Witold Rozmysłowicz © FORUM

W gruncie rzeczy pański film opowiada o potędze polskiego kina w latach 70. i jego politycznej roli. Największe arcydzieła powstawały pod bacznym okiem cenzorów. Dziś władza także zachęca filmowców do tworzenia superprodukcji na "jedyne słuszne" tematy.

Owszem, w czasach gierkowskich kino odrywało ważną rolę. Skupiano się głównie na adaptacjach szkolnych lektur np. "Nocy i dni", "Ziemi obiecanej" czy "Potopie", ale te filmy odnosiły też sukcesy za granicą. To był bardzo dobry PR – sygnał dla Zachodu, że Polska Ludowa jest w stanie wyprodukować prawdziwe giganty oraz zapewnić utalentowanym twórcom wolność artystyczną. Zdarzały się też filmy na polityczne zamówienie, ale po latach nie da się ich oglądać bez zażenowania czy wybuchów śmiechu.

Tymczasem współczesna władza najwyraźniej chciałaby wskazywać palcem, o czym dany film powinien być, jak miałby zostać zrealizowany, co mamy myśleć po wyjściu z kina itd. Traktując tak instrumentalnie kinematografię, można tworzyć tylko filmowe buble.

W "Ucieczce na srebrny glob" nie brakuje materiałów archiwalnych, część z nich udostępniła Telewizja Polska, która też jest koproducentem filmu. Ale TVP występuje w pańskim filmie również jako źródło propagandy lat 70. Oglądając dziś "Wiadomości" nie trudno jest dostrzec analogie. Czy w trakcie prac nad filmem miał pan jakieś refleksje na temat współpracy z publicznym nadawcą?

Miałem duże wątpliwości, "Wiadomości" oglądam wyłącznie jako raport z alternatywnej, paranoicznej rzeczywistości, ale uważam, że PRL-owskie archiwa Telewizji Polskiej są publiczną własnością, wszyscy powinniśmy mieć prawo z nich korzystać. I muszę powiedzieć, że nie mieliśmy żadnych problemów z dostępem do archiwum telewizji i nikt z TVP nie ingerował w nasz proces twórczy.

Aktualny kontekst polityczny na pewno wpłynął na to, jak rozkładały się akcenty w naszym dokumencie. Oglądając archiwalne materiały z lat 70., bardzo często mieliśmy dość ewidentne skojarzenia z dzisiejszymi wydarzeniami czy postaciami.

Ówczesny zastępca ministra kultury i sztuki Janusz Wilhelmi władał wcześniej telewizją i miał zamiar stworzyć z polskiej kinematografii przedsionek TVP na Woronicza. Są widzowie, dla których ta analogia ze współczesnością jest oczywista, ale są też tacy, którzy jej kompletnie nie widzą.

Reżyser dokumentu "Ucieczka na srebrny glob" Kuba Mikurda
Reżyser dokumentu "Ucieczka na srebrny glob" Kuba Mikurda © Materiały prasowe

W czerwcu 1977 r. po 473 dniach zdjęciowych produkcja "Na srebrnym globie" zostaje wstrzymana na polecenie Wilhelmiego. Istnieje kilka hipotez na temat powodów tej decyzji - mowa o osobistej zemście nowego wiceministra przez sukces "Człowieka z marmuru" Wajdy, o wymierzeniu policzka całemu środowisku filmowemu, jak i z prozaicznego powodu przekroczenia budżetu filmu. Pana zdaniem która wersja jest najbardziej prawdopodobna?

Mam poczucie, że kwestie ideowe nie miały tu nic do rzeczy. Przekroczenie budżetu produkcji mogło być pretekstem do wstrzymania zdjęć, ale wówczas inne ekipy również mierzyły się z podobnymi problemami, a jednak udawało im się dokończyć filmy. Wydaje mi się, że w tym przypadku był to pokaz siły nowego ministra, który po objęciu władzy miał potrzebę wysłania czytelnego sygnału zarówno do środowiska filmowego, jak i władz partyjnych.

Pozycja Wilhelmiego nie była wcale taka mocna, a miał ambicje zajść wyżej. Potrzebował więc pokazać, że potrafi działać brutalnie i może zatrzymać produkcję, która była wtedy na ustach wszystkich. Jeżeli można było zniszczyć taki film, to można było każdy. Nikt z artystów nie mógł się czuć bezpiecznie.

Decyzja Wilhelmiego okazała się jednak przeciwskuteczna - kilka miesięcy później na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku wiceminister skonfrontował się z filmowcami, którzy solidarnie dali mu odpór. Zamiast ich przestraszyć - tylko ich zmobilizował. To być może zamknęło mu drogę do Ministerstwa Kultury.

W końcu złowrogi dygnitarz ginie w katastrofie lotniczej, tuż po tym, jak Andrzej Żuławski zakłada swoją szamańską kurtkę… Jednak po ośmiu latach nowa PRL-owska władza postanawia nakłonić reżysera do dokończenia "Na srebrnym globie". Po co im to było i dlaczego Żuławski się zgodził, wiedząc, jak łatwo może znowu stracić swoje dzieło?

Żuławski twierdził, że podejście władz się zliberalizowało i znowu potrzebowały one pozytywnego komunikatu dla Zachodu. Produkcja "Na srebrnym globie" pozostawała niedomkniętą sprawą dla całego środowiska filmowego w Polsce i reżyser przez lata był namawiany, aby w jakiś sposób spróbował ten film dokończyć.

W wywiadach Andrzej Żuławski przyznawał, że przez lata czuł się zraniony tą sytuacją i nie był gotowy wrócić do "Na srebrnym globie", zajął się innymi projektami. Przez te osiem lat stał się we Francji twórcą znanym i cenionym, cieszył się opinią skandalisty-geniusza. Wrócił więc do Polski już na innych prawach.

W pewnym sensie nie potrzebował już "Na srebrnym globie", nie do końca się w nim rozpoznawał, podkreślał, że traktuje ten film jak coś nakręconego przez młodszego brata. Tym bardziej że po ośmiu latach kino science-fiction było już gdzie indziej. I nawet jeśli wizja "Na srebrnym globie" była wciąż bardzo oryginalna, to nie była już tak pionierska jak w latach 70.

Żuławski mocno się wahał, czy uda mu się znaleźć koncepcję na ukończenie filmu bez dostępu do pierwotnej scenografii, kostiumów. Uważam, że ciekawie wybrnął z tego wyzwania, nie udawał, że da się to wszystko ze sobą skleić. Właściwie jest to jednocześnie film i dokumentacja jego powstawania.

Plakat filmu "Ucieczka na srebrny glob"
Plakat filmu "Ucieczka na srebrny glob"© Materiały prasowe

Współpracownicy Żuławskiego zwierzyli się panu z jego despotycznych zapędów, mówili o wycieńczeniu fizycznym i psychicznym całej ekipy na planie "Na srebrnym globie". Myśli Pan, że Andrzej Żuławski byłby w stanie tworzyć dziś w dobie cancel culture, gdy jeden kontrowersyjny wpis w social mediach potrafi złamać karierę? Czy system poprawności politycznej tłamsiłby go bardziej niż cenzura PRL?

Według mojej wiedzy atmosfera na planie "Na srebrnym globie" była napięta, ale też niezwykle twórcza. Żuławski wymagał od siebie i od całej ekipy absolutnego zaangażowania, był też bardzo wybuchowy. Ale żaden z moich rozmówców nie sugerował, aby dochodziło tam do przemocy czy innych nadużyć.

Myślę natomiast, że takie figury jak Andrzej Żuławski – artyści totalni, demiurdzy, którzy na ołtarzu sztuki są w stanie poświęcić wszystko i przekroczyć każdą granicę, należą już do przeszłości. Prawdą jest też, że taka wizja sztuki bywała przykrywką dla nadużyć czy całkiem przyziemnych interesów, które po latach wyszły i wciąż wychodzą na światło dzienne – co pokazują ostatnie dokumenty o Bergmanie czy Viscontim.

Chcę jednak podkreślić, że podważenie takiego modelu artysty nie oznacza, że czeka nas już tylko letnie, bezproblemowe kino – wizjonerzy i wizjonerki mają się dobrze, zmienił się tylko sposób pracy. Wiemy dużo więcej o psychologii procesu twórczego, mamy więcej narzędzi, które pozwalają – na przykład – wyciągnąć od aktorów skrajne emocje w sposób, który będzie dla nich bezpieczny.

Dokument "Ucieczka na srebrny glob" w kinach od 12 listopada

Źródło artykułu:WP Film
andrzej żuławskifilmmałgorzata braunek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)