Trwa ładowanie...

Znamy już hit Oscarów 2025. Niedługo polska premiera

Do kolejnego rozdania Oskarów zostało jeszcze jakieś 360 dni, ale już wiadomo, kto powinien stać się jego bohaterem – Alex Garland i jego najnowsze dzieło, "Civil War". To znakomity, ważny film, który zasługuje na co najmniej kilka statuetek.

Jesse Plemons w "Civil War"Jesse Plemons w "Civil War"Źródło: Materiały prasowe
d5yjrwm
d5yjrwm

Na ten obraz czeka cały filmowy świat. Najnowsze dzieło Aleksa Garlanda, cenionego brytyjskiego reżysera znanego z ambitnego kina science fiction, autora tak chwalonych tytułów jak "Ex Machina""28 dni później", miało światową premierę w czwartkowy wieczór podczas festiwalu South By South West w Austin w Teksasie. W Polsce "Civil War" będzie można obejrzeć od 12 kwietnia. My już widzieliśmy i możemy zapewnić: warto czekać! To film wybitny, wyjątkowy, wielki. To film, który zasługuje na Oscara w co najmniej kilku kategoriach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Najbardziej wyczekiwane premiery filmowe 2024 roku

Oni chcą zabić nas, my chcemy zabić ich

"Civil War" z pewnością powinno powalczyć o laur dla najlepszego filmu. To mistrzowskie połączenie wciągającego i gnającego do przodu filmu akcji, z mocnym intelektualnie dziełem, poświęconym ważnym dylematom moralnym, mocno osadzonym na dodatek w najważniejszych społecznych problemach współczesności.

d5yjrwm

Akcja tego political fiction dzieje się w niedalekiej przyszłości, w Ameryce rozdartej wojną domową. Na pierwszym planie jest grupa dziennikarzy i dziennikarek, jadących z Nowego Jorku do Waszyngtonu, żeby zrobić wywiad z prezydentem. Po drodze widzą kraj coraz bardziej pogrążający się w chaosie, ludzi walczących ze sobą, zniszczone osiedla, trupy. Mało kto wie, o co walczy – niby są jakieś strony konfliktu, niby są jakieś polityczne obozy, jakieś rywalizujące ze sobą i nie uznające się nawzajem władze, ale kiedy podczas jednej z potyczek dziennikarz pyta żołnierzy o to, co się dzieje, ci odpowiadają tylko: "tam są ludzie, którzy chcą nas zabić, my chcemy zabić ich, i tyle".

Film Garlanda najbardziej przerażający jest chyba wtedy, kiedy pokazuje, jak blisko jest od spokojnego życia do brutalnego, bezlitosnego konfliktu: w jednej ze scen mordujący się ludzie mówią, że znali się "przed tym", w innej – ogromnym szokiem po podróży przez kolejne płonące stany okazuje się przyjazd do cichego miasteczka, którego mieszkańcy i mieszkanki postanowili "nie brać w tym wszystkim udziału" i toczy się w nim zwyczajne, spokojne życie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

CIVIL WAR | Zwiastun PL | W KINACH OD 12 KWIETNIA

Nie pytamy, rejestrujemy

Ten wielowymiarowy film ma jeszcze jedną warstwę: to opowieść o mediach i ich roli w rozdzierających świat konfliktach. Reżyser umieszcza dziennikarki i dziennikarzy dokładnie pomiędzy nimi, czy może raczej obok stron konfliktu. Czasem doprowadzając to niemal do absurdu, np. w finałowych scenach, gdzie są oni w samym centrum walki, pozostając jednocześnie poza nią.

d5yjrwm

Czy na pewno? Czy można być poza? Czy można tylko patrzeć, kiedy obok dzieje się zło? Oczywiście, że takie pytania natychmiast przychodzą do głowy w trakcie oglądania podobnych scen. Oczywiście, że film odwołuje się do toczącej się od dawna i wciąż nierozstrzygniętej dyskusji o odpowiedzialności mediów, o tym, co może, a co powinna zrobić osoba szukająca dobrego ujęcia sępa, czekającego spokojnie na śmierć zagłodzonego dziecka. "Nie zadajemy sobie takich pytań. Rejestrujemy, co się dzieje, żeby inni je zadawali" – mówi jedna z bohaterek, zamykając dyskusję na ten temat.

Czołgiem w Biały Dom

Już samo to pokazuje, że "Civil War" zasługuje też na Oskara za scenariusz. Tym bardziej, że to opowieść bardzo dobrze sklejona z elementów różnych konwencji: jest tu duża sekwencja wyjęta żywcem z filmu drogi; jest fragment, który idealnie pasowałby do wojennej epopei; są sceny przypominające amerykańskie kino obyczajowe, portretujące prowincję; są momenty rodem z postapokaliptycznego thrillera; na dodatek nie zabrakło też poetyckiej sekwencji, która przywodzi na myśl wyrafinowane kino artystyczne.

To wszystko idealnie pasuje do siebie, a film niepostrzeżenie zmienia tempo i rytm, kiedy ze sceny niemal sielankowego przejazdu autostradą przechodzi do krwawej jatki. To znakomity dowód, że film Garlanda zasługuje też na laur za montaż. Oskar za zdjęcia również byłby bardzo na miejscu – epickie obrazy pełnego krwi zbiorowego grobu, autostrady zastawionej opuszczonymi samochodami czy wreszcie upadających pod ogniem czołgów i artylerii budynków kluczowych dla amerykańskiej historii i tożsamości, z pewnością zasługują na wyróżnienie. A zatrzymane w czarno-białym kadrze przez fotografki wojenne sceny walk ulicznych to osobne arcydzieło.

d5yjrwm

Nie mówiąc już o ścieżce dźwiękowej – bez wyrzucających z fotela efektów, takich jak np. niezwykle realistycznie brzmiące wystrzały z karabinów, bez budujących napięcie, niepokojących kompozycji i bez piosenek dopasowanych idealnie, choć często bardzo przewrotnie, jak w scenie rozstrzelania w rytm utworu grupy De La Soul, nie byłoby tego filmu. A więc Oscary za dźwięk i muzykę też mogłyby trafić do ekipy "Civil War".

Wspaniała czwórka

Obsada, osoby grające pierwszoplanową czwórkę bohaterek i bohaterów, mogłyby w pełni zasłużenie odebrać cztery aktorskie Oscary. Każda z nich tworzy postać nieoczywistą, zagadkową, zarysowaną w bardzo subtelny sposób. Z pozoru prostą, a jednak zaskakującą swoim zachowaniem.

Bardzo ciekawą kreację tworzy tu Kirsten Dunst. Postać, którą gra, to mistrzyni fotoreporterskiego fachu. Wie, że jej dni w zawodzie są już policzone, a młodsza konkurencja depcze jej po piętach coraz mocniej. Zdaje się zachowywać spokój i całkowicie panować nad sobą i nad sytuacją, ale okazuje się, że to tylko pozory.

Rzeczona konkurencja – początkująca fotografka z ambicjami zostania korespondentką wojenną, zagrana przez Cailee Spaeny (ostatnio zagrała tytułową "Priscillę") – nieustannie balansuje między byciem miłą debiutantką i wyrachowaną karierowiczką, która zrobi wszystko dla dobrego zdjęcia, najlepiej takiego, na którym udałoby się uchwycić moment czyjejś śmierci.

d5yjrwm

Wagner Moura ("Narcos", "Pan i pani Smith"), jako samiec alfa tego stada, szybko okazuje się raczej samcem beta. Jego "chojrakowanie" czasem rzeczywiście pomaga, ale niekiedy obraca się przeciwko niemu samemu i osobom, które z nim pracują. Z kolei Stephen McKinley Henderson ("Diuna") po mistrzowsku odgrywa nestora dziennikarstwa wojennego, świadomego, że pod szacunkiem, którym wszyscy go darzą, kryje się świadomość jego wieku i związanych z nim ograniczeń, a może po prostu zwykłe politowanie.

Wagner Moura w "Civil War" Materiały prasowe
Wagner Moura w "Civil War"Źródło: Materiały prasowe

Duch czasów i wysoko zawieszona poprzeczka

I jeszcze jeden argument za tym, że "Civil War" może mocno powalczyć o tegoroczne Oscary – to film, który idealnie trafia w swój moment. Bo przecież amerykańskie społeczeństwo dawno, a może nigdy nie było podzielone tak bardzo jak dziś. Na dodatek z miesiąca na miesiąc rozłamy tylko się pogłębiały wraz z rozpędzaniem się kampanii wyborczej przed jesienną elekcją prezydenta. A trudno dziś znaleźć produkcję, która w tak dojmujący, a zarazem realistyczny sposób pokazuje przepaść między dwoma biegunami dominującymi w narodzie Stanów Zjednoczonych.

Powszechna dyskusja na ten temat, z tygodnia na tydzień coraz głośniejsza, z pewnością dotrze do członków i członkiń przyznającej Oscary Akademii Filmowej. Na pewno poczują, jak bardzo ten film trafia w ducha swoich czasów, jak dużo ważnych rzeczy mówi o współczesności. Nikomu nie udało się do tej pory tak doskonale opowiedzieć o 2024 r. A Garland swoją najnowszą produkcją zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że ciężko będzie ją komukolwiek przeskoczyć. Jeśli nie zgarnie w marcu 2025 r. co najmniej kilku Oscarów, będzie to znak, że Akademia naprawdę nie wie, co dobre. Albo że przez tych 360 dni do kolejnej gali objawi się jakieś jeszcze doskonalsze dzieło. Ale o to będzie naprawdę trudno.

d5yjrwm

Polska premiera "Civil War" w piątek, 12 kwietnia.

Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski

W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d5yjrwm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d5yjrwm