"1917": takiego filmu nie było od 90 lat. Mocny kandydat do Oscara
Do amerykańskich kin trafił właśnie nagrodzony Złotym Globem dramat "1917". Zdaniem krytyków to najlepszy film o pierwszej wojnie światowej od czasu słynnej ekranizacji "Na zachodzie bez zmian" z 1930 r.
Oficjalnie film Sama Mendesa miał premierę 25 grudnia ubiegłego roku. Przez pierwsze dwa tygodnie był jednak wyświetlany tylko w kilkunastu kinach w Los Angeles i w Nowym Jorku. Premiera musiała odbyć się w jeszcze w grudniu, aby dramat mógł w tym roku brać udział w rywalizacji o najważniejsze amerykańskie nagrody filmowe. Dzisiaj wiemy już, że "1917" to obraz godny szczególnej uwagi.
"1917" zachwycił nie tylko krytyków, ale i amerykańskich widzów. Podczas premierowego weekendu wojenny dramat zarobił za oceanem 36,5 mln dol. Nikt nie spodziewał się aż tak dobrego otwarcia. W ostatnich latach tylko jedna wojenna produkcja, "Dunkierka", osiągnęła na starcie lepszy wynik.
Co ciekawe, ani Christopher Nolan w "Dunkierce", ani Sam Mendes w "1917" nie opowiadają amerykańskiej historii, w ich filmach nie pojawiają się amerykańscy żołnierze itd. Zaskoczeniem jest także fakt, że komercyjny sukces odniosła produkcja, która opowiada historię z czasów pierwszej wojny światowej. Nie jest to bowiem popularny okres dla hollywoodzkich wytwórni.
Ostatni wielki obraz nawiązujący do wojennych wydarzeń z lat 1914 – 1918, który stał się przebojem w amerykańskich kinach, powstał bowiem przed 90 laty! Mowa o filmie Lewisa Milestone'a "Na zachodzie bez zmian". Była to pierwsza ekranizacja wydanej rok wcześniej antywojennej powieści Ericha Marii Remarque'a. Obraz cieszył się dużą popularnością, zdobył Oscary za najlepszy film roku i reżyserię. Niestety nie okazał się wystarczającym ostrzeżeniem przed kolejną wojną. A był też wyświetlany w Niemczech, podobnie jak inny znakomity antywojenny dramat, niemieckiej produkcji – "Front zachodni 1918", który podobnie jak film Lewisa Milestone'a, trafił do kin w 1930 r.
Jeszcze większym przebojem stał się "Sierżant York" z oscarową kreacją Gary'ego Coopera. Oparta na faktach historia wzięcia do niewoli przez jednego amerykańskiego żołnierza 132 niemieckich jeńców trafiła do kin w 1941 r. (jeszcze przez przystąpieniem USA do wojny) i okazała się idealnym filmem propagandowym. Z jednej strony film uznawał postawy pacyfistyczne (reprezentowane przez głównego bohatera), z drugiej zaś wskazywał na konieczność użycia broni w celu powstrzymania zła.
Druga wojna światowa z wielu powodów okazała się dużo atrakcyjniejszym tematem dla hollywoodzkich wytwórni. Niemniej pojawiło się jeszcze kilka ciekawych tytułów, nawiązujących do pierwszej wojny. Na pewno warto wspomnieć o obrazie Stanleya Kubricka "Ścieżki chwały" (1957) czy o nagrodzonym w Cannes filmie "Johnny poszedł na wojnę" (1971). W 2011 r. na front przeniósł nas także Steven Spielberg. Jego "Czas wojny" zdobył sześć nominacji do Oscara (w tym dla najlepszego filmu), ale w kinach nie cieszył się zbyt dużą popularnością.
Dla twórców "1917" ryzyko związane z produkcją filmu o pierwszej wojnie światowej, zwłaszcza to finansowe, było więc bardzo dużo. Tym bardziej, że wytwórnia Universal Pictures, która 90 lat temu zrealizowała "Na zachodzie bez zmian", zainwestowała w film Mendesa 90 mln dol. Wszystko jednak wskazuje na to, że pieniądze szybko się zwrócą i wojenny dramat przyniesie producentom duży zysk. Jeszcze w styczniu obraz Sama Mendesa przekroczy w Stanach pułap 100 mln dol. wpływów (jako pierwszy tytuł w tym roku). Dużą popularnością powinien również cieszyć w Europie. W Polsce "1917" trafi do kin 24 stycznia.
"1917" nie był typowany na zwycięzcę Złotych Globów, ale po zdobyciu dwóch nagród Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej stał się faworytem w walce o Oscary. Warto jednak pamiętać, że w ostatnich dziesięciu latach triumfator Złotych Globów tylko dwa razy otrzymał Oscara w głównej kategorii. Mowa o "Moonlight" (2016) i "Zniewolony. 12 Years of Slave" (2013).
Wielce prawdopodobne, że "1917" dołączy do tego grona. Recenzje zbiera bowiem znakomite, a padają w nich moce stwierdzenia: "najlepszy film o I wojnie światowej od czasu 'Na zachodzie bez zmian'", "najlepszy film wojenny od czasu 'Szeregowca Ryana'", "najlepszy film wojenny XXI wieku" itp.
Czy to wystarczy do zwycięstwa? Na pewno wielką sensacją byłoby nienagrodzenie filmu w kategorii najlepszy reżyser i najlepsze zdjęcia. Sam Mendes po nakręceniu dwóch niezwykle kasowych, ale zbierających bardzo skrajne recenzje filmach o Agencie 007 powrócił do swoich korzeni i zrealizował film, którego centralną postacią ponownie stał się człowiek. Od tego, co zrobi, jak się zachowa, jakie podejmie decyzje, będzie zależeć los wielu ludzi. Równie głębokie studium ludzkiego życia Sam Mendes już nam kiedyś zaprezentował i dostał za to Oscara. Ponad 20 lat temu, w swoim znakomitym kinowym debiucie - "American Beauty".
Jeszcze większym faworytem w walce o nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej jest autor zdjęć Roger Deakins, który pierwszą nominacją do Oscara został wyróżniony w 1995 r. ("Skazani na Shawshank"). Przez kolejne 25 lat Deakins otrzymał aż 14 nominacji, ale statuetkę zdobył dopiero przed dwoma laty za film "Blade Runner 2049". W "1917" zastosował on bardzo ciekawą technikę, która sprawia wrażenie, że zdjęcia kręcone są w jednym ujęciu. Dzięki temu widz jest nie tylko obserwatorem wydarzeń przedstawionych na dużym ekranie, ale staje się także ich uczestnikiem.