75. urodziny Wojciecha Kilara
Od kilkudziesięciu lat związany z Górnym Śląskiem i Katowicami, kompozytor muzyki klasycznej i filmowej, który przyznaje, że słuchał techno, w pewnym stopniu bliskiego mu ze względu na muzyczny minimalizm, a od Boba Marleya zaczerpnął tytuł jednego ze swoich najważniejszych utworów - Wojciech Kilar we wtorek obchodzi 75. urodziny.
17.07.2007 12:48
Obchody jubileuszu artysty rozpoczęły się w regionie już kilka dni wcześniej. Od kilku dni jego muzyka rozbrzmiewała w katowickich centrach handlowych, w niedzielę Narodowa Orkiestra Polskiego Radia w Katowicach (NOSPR) przygotowała trzy otwarte koncerty w ramach "Dnia Kilara", a na dzień przed urodzinami - w poniedziałek - jeden z tych koncertów powtórzono w jasnogórskiej bazylice.
W sobotę artysta spotkał się natomiast ze swoimi miłośnikami, którym - podkreślając swoje zażenowanie podobnymi publicznymi występami - opowiadał o swojej karierze, pracy, a przede wszystkim muzyce. Przyznał m.in., że nie ma daru komponowania piosenek, pięknych melodii; żartował, że choć udała mu się tylko jedna, jest z niej jednak szczególnie dumny.
"Próbowałem wiele razy napisać piosenkę czy pieśń. Jedno co mi się w miarę udało, z czego jestem bardzo dumny, weszło w repertuar fantastycznych meczy siatkówki w katowickim Spodku - mianowicie wstęp do +Przygód pana Michała+, pieśń +W stepie szerokim+ (nazywana również "Pieśnią o Małym Rycerzu" - PAP). To niezwykła satysfakcja - czuję się trochę autorem tych zwycięstw siatkarzy" - powiedział Kilar.
Podkreślił, że - jako kompozytor - czuje się najlepiej "u siebie w domu, w ciszy, z bliskimi, z kotem". Największych wzruszeń dostarcza mu jednak obcowanie z orkiestrą symfoniczną. "Kiedy widzę skrzypków pochylonych nad swoimi instrumentami, złoto blachy, perkusja z drugiej strony - to jest to coś fantastycznego. Po prostu kocham orkiestrę, kocham muzyków i właściwie za każde wykonanie jestem wdzięczny" - wyznał.
"Może dlatego jednym z wielkich braków mojej muzyki jest brak muzyki kameralnej, ponad 90 proc. to muzyka symfoniczna. Przeżycie muzyki na sali, w jakimkolwiek wnętrzu na żywo, widząc twarze muzyków, ich emocje, to zupełnie co innego niż płyta. Zawsze jestem bardzo ciekaw, co dyrygenci zobaczą w moim utworze. Nie mam nic przeciwko płytom, dzięki nim jesteśmy znani, niemniej przeżycie muzyki na żywo jest najdoskonalszą formą" - dodał.
Zaznaczył, że choć trudno o idealne akustycznie wnętrza, zwłaszcza w przypadku muzyki sakralnej, wspaniałym przeżyciem może być wysłuchanie jego Mszy ("Missa pro pace" - PAP) w katowickiej katedrze Chrystusa Króla czy w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku. "Jednocześnie muzyka instrumentalna Bacha czy Mozarta nie jest wcale mniej święta od utworów sakralnych. Każda muzyka dobra, czysta, piękna, jest jednocześnie muzyką świętą" - ocenił Kilar
Pytany o czynniki dające mu impuls do komponowania, powiedział, że często takim impulsem są zamówienia - "nie w sensie finansowym, bo to raczej związane jest z muzyką filmową". "Jeśli mówimy o muzyce zwanej w Polsce poważną, w Niemczech wysoką, we Francji klasyczną, często inspiracją jest to, że ktoś chce coś zagrać, chce utworu - bywa, że mówi: napisz co chcesz" - wyjaśnił jubilat.
"Są natomiast rzeczy, o których marzy się od dawna. W moim wypadku taką rzeczą był koncert fortepianowy, także +Magnificat+, który dedykowałem mojej żonie, był moim marzeniem. Dwa razy zaczynałem +Magnificat+, aż wreszcie, jakby przejąwszy się słowami proroka Izajasza: +Wróćcie na dawne stare ścieżki, tam doznacie ukojenia, tam doznacie wytchnienia+, napisałem taki właściwie klasyczny formalnie +Magnificat+, jednak językiem trochę innym, niż język klasyków" - opowiadał kompozytor
Dodał, że kiedyś marzył też o napisaniu koncertu skrzypcowego, choć pewnie nigdy go nie napisze, bo "sam nigdy na skrzypcach nie grał i za mało zna skrzypce z bliska". Zażartował, że... ...idealnie jest, jeśli zamówienie zbiega się z marzeniem. "Czasem bowiem dodaje to odwagi. Gdyby nie Kazimierz Kord, nie odważyłbym się napisać swojej +Mszy dla pokoju+. Pomyślałem sobie jednak: Kazik wierzy że ja to mogę napisać, to spróbuję+ - wyjaśnił.
Podkreślił, że w przypadku utworów muzyki poważnej, czuje, że jako kompozytor ma właściwie tylko obowiązek wobec siebie, żeby napisać najlepszą rzecz na jaką go stać. "Można tylko, mówiąc kolokwialnie, zawalić termin - dyrygent powie: trudno, znajdziemy miejsce w następnym sezonie, poczekamy. Cokolwiek jednak robię, wychodzę z założenia że należy to robić tak, jakby była to sprawa życia i śmierci. Zwłaszcza w muzyce filmowej, gdy groźba popsucia komuś dzieła filmowego, to znacznie większa odpowiedzialność".
"Tak się stało, że mój kontakt z kinem amerykańskim zacząłem od Mount Everest. Trudno jest potem już stanąć wyżej, niż u boku Coppoli. Wtedy uznano, że piszę dobrą muzykę do horrorów, przysyłano mi przedziwne horrory, kierowałem się więc nazwiskami. Stąd właśnie Jane Campion, Roman Polański. Stąd też reżyser, którego nie znałem, dla którego niedawno napisałem muzykę. Nazywa się James Gray i to był trzeci jego film. Zadzwoniłem do krytyków i usłyszałem: ach, autor +Little Odessa+, możesz pisać" - mówił Kilar
Pytany o swoją przygodę z techno i reggae, potwierdził, że swego czasu słuchał muzyki obu tych nurtów. Z reggae łączy się anegdota o źródle tytułu jego dzieła "Exodus". "Chciałem nazwać ten utwór +Purim+, bo to melodia śpiewana na to żydowskie święto. Tak się jednak stało, że z zagranicy przywiozłem dla siostrzeńca mojej żony płytę Boba Marleya, na której był utwór +Exodus+. Przy okazji przesłuchałem go i powiedziałem: to jest właściwy tytuł dla tego utworu" - wskazał Kilar.
Zastrzegł jednak, że obecnie słucha już "czegoś łagodniejszego". "Wzruszę się swingiem z lat sześćdziesiątych, orkiestrą Glenna Millera. Jeśli nie słucham muzyki, która mnie najbardziej interesuje, słucham słowa. Nawet jadąc samemu samochodem szukam audycji słownych - wtedy ktoś przy mnie jest, ktoś do mnie mówi. Nie bardzo orientuję się we współczesnej muzyce rozrywkowej" - przyznał.
Kompozytor zapowiedział też, że w ciągu najbliższego roku lub dwóch, chce napisać kolejny duży - obok "Angelusa" i "Magnificat" - utwór sakralny. "Chciałbym w ramach tego cyklu, który nazwałbym może +Trylogią o odkupieniu+ skomponować utwór do tekstu kantyku Zachariasza. Dla mnie, domorosłego teologa, to jest taki początek historii Zbawienia. Chciałbym w ten sposób ten cykl zamknąć" - wskazał jubilat.