Magazyn WP FilmAgnieszka Holland: Nie robię pop kultury

Agnieszka Holland: Nie robię pop kultury

„Janosik. Prawdziwa historia” to film wyjątkowy. Po pierwsze z powodu nieuchronnej – choć zdaniem twórców niezamierzonej – konfrontacji ze słynnym serialem Jerzego Passendorfera. Po drugie ze względu na niecodzienne warunki, w jakich powstał. Po trzecie Agnieszka Holland – z którą rozmawiamy – po raz pierwszy pracowała jako równorzędna reżyserka ze swoją córką, Kasią Adamik.
Agnieszka Holland: Nie robię pop kultury
Źródło zdjęć: © AKPA

23.09.2009 12:47

- Dlaczego pani – przyznam, że jeden z ostatnich reżyserów, którego bym o to podejrzewał – zajęła się „Janosikiem”?

Zajęłam się, ponieważ zainteresował mnie scenariusz – ciekawy w swej nielinearności i niekonwencjonalnej narracji, scenariusz o wielkim potencjale wizualnym oraz, co najważniejsze, oparty na faktach. A nie podejrzewałby pan mnie o zainteresowanie „Janosikiem” pewnie dlatego, że „Janosik” kojarzy się panu z Passendorferem i Perepeczko, tak?

- Oczywiście. W Polsce chyba nie ma innej możliwości…

Podobał się panu serial?

- Dostrzegam jego słabości, ale wielokrotnie oglądałem z dużą przyjemnością.

A ja nie znałam serialu, obejrzałam go dopiero przed rozpoczęciem swoich zdjęć. Uważam, że jest dla dzieci. I ze obiektywnie jest dość słaby warsztatowo.

- Wydaje mi się, że swojego i córki „Janosika” zrobiła pani w kontrze do serialowego. No bo różnice są albo symboliczne, jak obwód klatki piersiowej bohatera tytułowego, albo fundamentalne – jak realizm, naturalizm, a nawet brutalizm „Prawdziwej historii”.

A skąd, żadnej kontry nie było… Po prostu przy lekturze scenariusza bardziej zainteresowała mnie słowacka wizja Janosika – głębsza, poważniejsza, gdyż to ich bohater narodowy. Ciekawi mnie kultura słowacka, toteż ciekawi, kim był ich bohater narodowy i dlaczego został nim zbójnik. Zapewniam, że na przykład „Gorączki” nie zrobiłam w kontrze do „Barw walki” Passendorfera. Mam inny temperament twórczy, inny warsztat, inne poglądy – wszystko inne. Poza tym obok „Janosika” Passendorfera istnieje jeszcze kilku innych „Janosików”.

- Ale w naszej popkulturowej świadomości funkcjonuje przede wszystkim „Janosik” – Perepeczko.

Ale ja nie robię pop kultury – robię kulturę jednak ciut wyższą, prawda? Dlatego gdybym reżyserowała operę, nie odnosiłabym się do piosenek Dody Elektrody ani Ich Troje. Czemu dziennikarze w Polsce tak wszystko ze wszystkim mieszają?

- A obsadzenie grających zwykle pozytywnych bohaterów Michała Żebrowskiego i Mai Ostaszewskiej w rolach czarnych charakterów nie stoi w kontrze tym razem do przyzwyczajeń widzów?

Nie stoi. To była szansa dana Michałowi założenia kostiumu i zagrania kogoś innego niż szlachetny nudziarz. Maja ma urodę szalonej Cyganichy, co właśnie chciałam wykorzystać. - Stawiam euro konta orzechom, że „Janosik” realizacyjnie był najtrudniejszym filmem w całej pani karierze. Bo kręcony w górach i do tego częściowo zimą, no i ta przerwa… Wygrałem czy przegrałem?

Oczywiście, że było bardzo trudno. Pomogło nam, że pracowałyśmy z Kasią we dwie, wzajemnie napędzając się energią. A w procesie produkcyjnym najtrudniejsze było wznowienie pracy po przerwie, ponowne rozpędzenie całości. Ale jak już rozpędziłyśmy, dalej poszło sprawnie.

- A był taki moment, że ze swoim „Janosikiem” pani pożegnała się już ostatecznie? Że odłożyła go na półkę projektów niezrealizowanych?

Było nawet parę takich momentów. To dość gorzkie uczucie szczególnie niespełnienia zobowiązań wobec ludzi, których w cały projekt wciągnęłyśmy. Więc jak tylko zaistniała możliwość doprowadzenia do wznowienia, zareagowałam niczym stara szkapa na dźwięk trąbki bojowej. Kasia była bardziej sceptyczna, bo ona to bardziej przeżyła. Ja depresji może nie miałam, aczkolwiek uważałam za coś zupełnie nienaturalnego fakt, że tyle zostało zrobione, a ostatecznie nic z tego nie będzie. Innymi słowy – jak się jest w szóstym miesiącu ciąży, człowiek już chce urodzić to dziecko. Na szczęście pomogli producenci – Darek Jabłoński i jego dziewczyny.

- W parze z córką pracuje się trudniej czy łatwiej?

Łatwiej. Zwłaszcza przy filmie wymagającym aż takiej energii. Znamy się dobrze, dobrze się wyczuwamy i mamy do siebie zaufanie, więc nawet jeśli zdarzy się pole konfliktu (a oczywiście się zdarza), to wiemy, że konflikt może być nie destrukcyjny, lecz twórczy, owocujący jakimś nowym dobrym pomysłem. Przy takiej współpracy najważniejsza jest kwestia ego, które nie mamy nadmiernie rozbudowane. Innymi słowy – nie udowadniamy sobie, która z nas jest mądrzejsza i która ma rację.

- Czy można określić, której z was film jest w stopniu większym?

Chyba nie, film jest po prostu wspólny. W okresie przygotowawczym dzieliłyśmy się pracą – ja bardziej zajmowałam się materiałem literackim, Kasia robiła dokumentację i pierwszy casting aktorów, natomiast w czasie zdjęć obie cały czas twardo siedziałyśmy na planie. Mogę powiedzieć za to, że bez pełnego entuzjazmu Kasi, jej zainteresowania tematem nie zajęłybyśmy się „Janosikiem”, ponieważ sama być może jednak bym się nie zdecydowała. Bo – najkrócej mówiąc – za mało pieniędzy przy za dużym wysiłku.

- Wysiłek widać, ale pieniądze też i „Janosikowi” bliżej do superprodukcji niż filmu kameralnego…

Oczywiście taki był zamiar.

- Czy dziś, z perspektywy czasowej – króciutkiej, ale jednak – jest pani zadowolona z dzieła?

Jestem bardzo zadowolona. Wysoko stawiam w swoim prywatnym rankingu. Lubię go, uważam, że się udał. Że spełniło się to, co sobie założyłyśmy. Że sprawdził się ten nieoczywisty rodzaj emocjonalności, ta mieszanka lirycznego z brutalnym, realizmu i poezji. Bo aby naprawdę uwierzyć w los bohatera, trzeba zobaczyć, jakie są koszty.

- Naprawdę nie zmieniłaby pani żadnego szczegółu?

W pewnym momencie trzeba uznać, że film jest skończony i zaczyna funkcjonować poza twórcą. Nie oglądam swoich starych filmów analizując, że coś trzeba było zrobić tak, a coś innego inaczej. No, tylko czasem tak myślę – w tych paru wypadkach, kiedy akurat musiałam iść na mniej lub bardziej brutalne kompromisy. Ale „Janosik” na pewno do nich nie należy.

Rozmawiał Jan Skaradziński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)