''Aktorzy prowincjonalni'': Halina Łabonarska, ''aktorka ojca Rydzyka''
11.08.2014 | aktual.: 22.03.2017 17:07
To właśnie młoda aktorka okazała się prawdziwym odkryciem. Za swój występ otrzymała prestiżową nagrodę na gdyńskim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych i miano jednej z najlepiej zapowiadających się polskich gwiazd. Dziś nazywa się ją „aktorką ojca Rydzyka”, a o jej karierze mówi się najczęściej w kontekście... Radia Maryja.
- Mieliśmy poczucie, że robimy coś bardzo ważnego, co na pewno zostanie zauważone* – mówiła Halina Łabonarska w _Nowej Trybunie Opolskiej_. - Dla mnie był to początek wyjścia z teatru, poszerzenia swego emploi, odnalezienia się w innych formach. Ale równie istotne było spotkanie z niezwykłą osobowością *Agnieszki Holland.
To właśnie młoda aktorka okazała się prawdziwym odkryciem. Za swój występ otrzymała prestiżową nagrodę na gdyńskim Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych i miano jednej z najlepiej zapowiadających się polskich gwiazd.
Dziś nazywa się ją „aktorką ojca Rydzyka”, a o jej karierze mówi się najczęściej w kontekście... Radia Maryja.
''Miałam wrażenie, że składam ojcu hołd''
Urodziła się 15 sierpnia 1947 roku w Gdańsku. Wychowywała ją samotnie matka – w 1949 roku jej ojciec, za udział w strajku, wpadł w ręce UB. Został dotkliwie pobity i nigdy już nie odzyskał pełni sił, zaś po dwóch trepanacjach czaszki zmarł.
- Właściwie ojca prawie nie znałam. Jako mała dziewczynka wiedziałam tylko tyle, że tata jest ciągle chory* – wspominała Halina Łabonarska w _Tygodniku Katolickim Niedziela_. *- Co się tak naprawdę stało, dowiedziałam się od mamy dopiero po zbrodni komunistów na Wybrzeżu w 1970 r. I kiedy podczas sierpniowego strajku w 1980 r. śpiewałam „Kołysankę” Macieja Pietrzyka w słynnej sali BHP Stoczni Gdańskiej, miałam wrażenie, że składam ojcu hołd.
Jej mama, choć bardzo się starała, nie radziła sobie z utrzymaniem domu. Z dzieciństwa Łabonarska pamięta przede wszystkim wszechogarniającą bezsilność i biedę.
- Pamiętam, jak miałam 20 gr, szłam do sklepiku i mówiłam: „Poproszę o sprzedanie mi jednego cukierka”. A pani sprzedawała nam 3, bo za mną stali moi dwaj mali braciszkowie. Dziś jeden z nich jest księdzem – dodawała.
Bolesne rozczarowanie
Łabonarska dorastała w atmosferze pełnej wiary i patriotyzmu. Już jako kilkulatka dołączyła do kościelnego chóru; potem, gdy okazało się, że ma talent artystyczny, zaczęła występować w szkolnych przedstawieniach, a mama zapisała ją na lekcje baletu i gry na skrzypcach.
Początkowo planowała zostać nauczycielką, dopiero później uległa namowom bliskich i uwierzyła, że może zrobić karierę na scenie. Do łódzkiej szkoły teatralnej dostała się za pierwszym razem.
I choć bez problemu zdała egzaminy na wymarzoną uczelnię, czekało ją tam też wiele rozczarowań; zderzenie z inną rzeczywistością okazało się dla wrażliwej dziewczyny bardzo bolesne.
''Ja, córka biednej wdowy''
- Kiedy już studiowałam, zastanawiałam się, jak się tu dostałam. Z jednej strony do aktorstwa przygotowywały się w łódzkiej PWST dzieci ówczesnych ludzi władzy, a z drugiej ja, córka biednej wdowy – mówiła Łabonarska w Tygodniku Katolickim Niedziela.
- Szokujące było dla mnie to zderzenie z rzeczywistością, gdzie wszystko wolno, wszystko jest dopuszczalne. To było zetknięcie ze światem brutalnym. Światem źle rozumianej wolności. I był to bardzo trudny okres w moim życiu. Tu nie rozmawiało się o Bogu ani o wierze. Chodziłam jednak w każdą niedzielę do kościoła i nikt mi nie czynił przeszkód. Lecz z drugiej strony łódzka Filmówka była dla mnie czasem otwarcia się na wszystkie możliwości artystyczne. Na to wszystko, co we mnie tkwiło. A okazało się, że rzeczywiście jest we mnie potencjał niezwykłej energii artystycznej. To wszystko eksplodowało. Profesorowie rzucali mnie na szerokie wody, bo nie powielałam żadnych schematów. Tworzyłam własną wizję, w której rodziła się moja artystyczna osobowość.
Kontrowersyjne decyzje
Na scenie zadebiutowała w 1970 roku. Krytyka rozpływała się nad jej występami i obsypała młodą aktorkę nagrodami. Lecz dla Łabonarskiej, jak sama mówiła, nie tak istotne były wyrazy uznania ludzi z branży czy sukcesy zawodowe.
Najważniejsza stała się dla niej „świadomość społeczna”. To nią kierowała się, podejmując decyzje związane z pracą – i przy okazji zyskiwała coraz większe grono fanów. Ale też wielu dotychczasowych wielbicieli talentu artystki odwróciło się od niej.
Łabonarska bowiem całkowicie poświęciła się Kościołowi, angażowała się w Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej. Twierdziła nawet, że tylko dzięki wstawiennictwu księdza Jerzego Popiełuszki jej ciężko chory syn wrócił do zdrowia.
''W Radiu Maryja odnajduję prawdę''
Decyzją, która wywołała wśród widzów najwięcej kontrowersji, było podjęcie przez aktorkę współpracy z Radiem Maryja i Telewizją Trwam.
- W Radiu Maryja odnajduję prawdę – dodawała. - Z upływem lat coraz bardziej przekonywałam się o tym, jakie to istotne dla mnie i dla kraju, w którym żyję. Jednoczenie Polaków na wspólnej modlitwie jest szczególnie potrzebne w sytuacji, kiedy próbuje się nas skłócić i podzielić.
''Fala krytyki, pogardy, lekceważenia''
Już w październiku na ekrany naszych kin wejdzie „Smoleńsk” Antoniego Krauzego (więcej tutaj). Łabonarska gra w nim matkę głównej bohaterki. Jak sama mówi, propozycja zagrania w tym filmie to dla niej prawdziwe wyróżnienie.
- Bardzo się cieszę, że po wielu latach znów się spotkam z tak wybitnym reżyserem. To dla mnie zaszczyt. I cieszę się, że jest to "Smoleńsk", bo to sprawa, która mnie bardzo obchodzi, która stanowi istotę naszego dążenia do prawdy. Niezłomna wola reżysera, by zrealizować ten film, mimo tak agresywnych przeciwności, jest godna podziwu. Dopiero niedawno przeczytałam scenariusz. Jest on, moim zdaniem, wstrząsający – opowiadała w wywiadzie dla magazynu W sieci.
Aktorce nie przeszkadza, że przez swoje decyzje często skazuje się na ostracyzm w branży i otrzymuje coraz mniej ofert pracy. Nie zamierza rezygnować ze swoich przekonań.
- To jest nieustająca amplituda nastrojów wobec mnie. Raz się wznosi, raz opada. Fala chęci lub niechęci. Fala krytyki, pogardy, lekceważenia albo też podziwu i pewnego uznania dla mojej konsekwencji - mówiła w Tygodniku Katolickim Niedziela. - Nie wszyscy to rozumieją, ale mnie to nie boli. Moi synowie często mi mówią: „Mamo, to jest twoja droga. Jesteś niesamowicie mocna”. (sm/gk)