''AmbaSSada'': Najnowsza komedia Juliusza Machulskiego już w kinach. Nasza recenzja!
18.10.2013 | aktual.: 22.03.2017 11:34
Mistrz polskiej komedii, Juliusz Machulski, powraca na ekrany kin. Tym razem twórca kultowego „Kilera” obraca w żart realia… II wojny światowej z Adolfem Hitlerem w tle.
Mistrz polskiej komedii, *Juliusz Machulski, powraca na ekrany kin. Tym razem twórca kultowego "Kilera" obraca w żart realia... II wojny światowej z Adolfem Hitlerem w tle. Czy najnowsza komedia Machulskiego jest filmową odpowiedzią na znakomite "Bękarty Wojny" Quentina Tarantino? A może Polacy nie gęsi i też chcą udowodnić, że potrafią śmiać się z kontrowersyjnej tematyki? Na te i inne pytania odpowiada Anna Bielak w swojej recenzji filmu "AmbaSSada". Czy warto wybrać się do kina, żeby zobaczyć Nergala w roli Ribbentropa i Roberta
Więckiewicza z hitlerowskim wąsikiem? Odpowiedź może was zaskoczyć. *
''Film jest jak zrobione z tektury widowisko''
Narzekamy, że twórcy polskich filmów historycznych nie umieją podejść do przeszłości z dystansem, upajają się martyrologią i w kółko kręcą filmy świadczące o tym, że mimo upływu lat w Polsce nadal nie przetrawiono pewnych tematów. "AmbaSSada" Juliusza Machulskiego jest próbą zmiany tej sytuacji.
Szkoda, że tak nieudaną. Film jest jak zrobione z tektury widowisko - mało zabawne, nieinteresujące i zupełnie pozbawione polotu.
Opiera się na ciekawej idei, ale by ją ożywić, potrzeba było inwencji twórczej, dobrych aktorów i sprawnej reżyserii - żadnej z tych rzeczy w filmie nie ma.
''Trudno o gorzej obsadzony pierwszoplanowy duet''
W najnowszej produkcji Juliusza Machulskiego jest za to mnóstwo nieudanych gagów, spalonych żartów, niepotrzebnych dialogów, drażniących bohaterów i źle zainscenizowanych scen.
Reżyser próbuje żonglować fikcją i rzeczywistością, snuć fantazje na temat tego, że II wojny światowej nigdy nie było, a często rozpracowywany przez amerykańskich twórców tzw. efekt motyla zupełnie nie istnieje.
Skoro na tapecie mamy komedię, w grę powinna jednak wchodzić przede wszystkim dobra zabawa. Tej ostatniej w "AmbaSSadzie" niestety też niewiele.
Z komizmem słownym nie jest za dobrze, bo z ekranu pada zbyt dużo suchych fraz, z sytuacyjnym jest jeszcze gorzej, bo wszystkie żarty wynikające ze zderzenia przeszłości ze współczesnością są boleśnie przewidywalne, a komizm charakterologiczny niemal nie istnieje, bo trudno o gorzej obsadzony pierwszoplanowy duet.
''Reżyser chwyta się ogranych schematów''
Między Melanią (Magdalena Grąziowska)
a jej mężem Przemkiem (Bartosz Porczyk)
nie ma ani odrobiny chemii i ani za grosz porozumienia.
Bohaterowie drażnią siebie nawzajem w równym stopniu, co widzów na kinowej sali. Nie pomagają też zabawy z podróżami w czasie.
Reżyser chwyta się ogranych schematów i raz przeprowadza swoich bohaterów przez szafę, innym razem pokazuje im że w jednej przestrzeni współistnieją dwa różne czasy.
Jak się bowiem okazuje kamienica, do której Melania i Przemek przeprowadzają się pod nieobecność stryja, ma za sobą bogatą i niezapomnianą przeszłość. Tuż przed II wojną służyła za biuro niemieckiej ambasady, która w dniu hitlerowskiej inwazji na Polskę w 1939 roku została przez omyłkę zbombardowana przez nazistowskie samoloty.
W owej polityczno-historycznej fantazji znajduje się dzięki temu też miejsce dla historii o duchach. Melania i Przemek spotykają umundurowane zjawy w korytarzach, windach i na półpiętrach. Czy dzięki temu, że wchodzą z nimi w intensywne relacje, zmienią bieg historii?
Śmiech na planie - płacz na ekranie
Fabuła "AmbaSSady" pęka od nawiązań do historii kinematografii, autocytatów, wrzuconych bez ładu i składu elementów należących do różnych konwencji i rozmaitych gatunków.
W tym nadmiarze kryje się główny problem tej politycznej komedii. Aktorzy ewidentnie świetnie bawili się na planie, ale nie zaowocowało to realizacją zabawnego filmu.
Kuleje scenariusz tej filmowej fantazji i nie pomaga fakt, że całość jest dynamicznie zmontowana, a w roli neurotycznego Hitlera występuje jeden z najzdolniejszych obecnie Polskich aktorów - Robert Więckiewicz.
Tandetna odpowiedź na ''Bękarty wojny''
Polska "AmbaSSada" z pomysłem zamachu na Hitlera jest jak tandetna odpowiedź na "Bękarty wojny" (2009) Quentina Tarantino.
Jest rzeczą zupełnie zbędną i nie mającą wpływu na zmącenie nurtu polskiego narodowego kina. Szkoda, bo w samej idei filmu potencjał na niebanalne gry i zabawy z historią był duży.
_**Ocena: 3/10 Anna Bielak**_