Choć od występów przed kamerami bardziej ceni sobie teatralną scenę, a aktorów serialowych krytykował nierzadko w ostrych słowach, to prawda jest taka, że największą popularność przyniosła mu rola doktora Adama Pawicy w "Na dobre i na złe". 14 października Andrzej Zieliński kończy 55 lat.
Ale kariera Andrzeja Zielińskiego nie ogranicza się wyłącznie do małego ekranu. Coraz częściej pojawia się w większych polskich produkcjach i przyznaje, że granie jest jego pasją. Nie zawsze jednak tak było.
Jako nastolatek nie przejawiał żadnego pociągu do aktorstwa, na szkołę teatralną zdecydował się wyjątkowo późno, a na egzamin pojechał zupełnie nieprzygotowany. Oczywiście oblał.
Dzisiaj już nie musi obawiać się niepowodzeń - chyba że w miłości. Długo nie mógł znaleźć odpowiedniej partnerki. Rozstaniem zakończył się również jego głośny romans z jedną z najpopularniejszych serialowych blondynek.
Był ''ponad to''
Andrzej Zieliński urodził się *14 października 1962 roku w Tarnowie. Aktorstwem, jak przyznawał, zainteresował się bardzo późno. *
- Byłem "ponad to". Interesowały mnie wtedy raczej typowo chłopięce zainteresowania, piłka na łące, popalanie papieroska i tym podobne sprawy. Jedyny kontakt z aktorstwem miałem poprzez oglądanie filmów, jak wszyscy - dodał z rozbrajającą szczerością.
Pierwsze aktorskie doświadczenie
Ale choć nie ciągnęło go do grania, pierwsze doświadczenie zawodowe przeżył jeszcze w liceum. Do dziś wspomina je z radością, choć wtedy nie było mu do śmiechu.
* - Jako uczeń drugiej klasy liceum statystowałem przy "Zmorach"* - opowiadał Małgorzacie Karnaszewskiej. - I w pewnym momencie okazało się, że czterech z nas, dorastających chłopców, wybrano do sceny w której musieliśmy udawać, że się masturbujemy. Byłem wtedy potwornie zażenowany i zawstydzony... A ujęcie później nawet nie weszło do filmu.
Oblany egzamin
Chyba nikt się nie spodziewał, że Zieliński zostanie odnoszącym sukcesy aktorem - zresztą on sam był przekonany, że podąży zupełnie inną ścieżką zawodową.
- I nagle, ni stąd ni zowąd, w okolicach matury, strzeliło mi do głowy, żeby zdawać do szkoły teatralnej - opowiadał portalowi Pisarze.
Oczywiście oblał. Ale poddawać się nie zamierzał. Zaczął pracować jako maszynista, by po roku ponownie stanąć przed komisją egzaminacyjną. I tym razem mu się udało.
Romans z blondynką
Małgorzatę Kożuchowską*, piękną aktorkę dopiero stawiającą pierwsze kroki w zawodzie, poznał w latach 90. Między nimi *od razu zaiskrzyło.
- Spragnieni miłości dali ponieść się uczuciu, które niespodziewanie na nich spadło. Niestety szybko okazało się, że wspólna przyszłość nie jest im pisana- czytamy w "Na żywo".
Rozstanie przebiegło w bardzo pokojowej atmosferze, a byli kochankowie spotkali się jeszcze kilkakrotnie na planie filmowym, na przykład podczas kręcenia "Na dobre i na złe” czy w "Zróbmy sobie wnuka”.
Ostre słowa
I choć Zieliński sławę zdobył dzięki serialowi "Na dobre i na złe”, nie kryje, że do polskich telenowel podchodzi z dystansem. Głośnym echem odbiły się jego słowa dotyczące kolegów z branży i ich umiejętności.
* - W telewizji łatwiej uwierzyć symbolicznej pani Cichopek, która wypowie parę nieskomplikowanych kwestii. Serial ma udawać życie, więc może być niedoskonały. Ale Cichopek w teatrze grać nie powinna, bo nie potrafi stworzyć kreacji. Może być tylko kalką samej siebie*- dodawał.
Zawsze na uboczu
Zieliński przyznaje, że zdaje sobie sprawę, że to właśnie dzięki grze w serialu stał się artystą rozpoznawalnym. I przyznaje, że popularność ułatwia mu życie.
- Ludzie chyba starają się być dla mnie milsi, niż są w rzeczywistości... Inaczej rozmawiają ze mną np. w urzędach -* mówił w rozmowie z Małgorzatą Karnaszewską. *- Ale bywają też sytuacje, nie bójmy się tego słowa, po prostu chamskie. Wrzeszczy np. jeden "koleś" do drugiego, przez całą ulicę: "Ty, patrz się, ten aktor idzie, k...!".
Dodaje jednak, że na sławie zupełnie mu nie zależy - i dlatego rzadko kiedy udziela się w mediach czy pojawia publicznie.
Aktor rzadko pojawia się publicznie. W 2015 r. występił w filmie "Ziarno prawdy", a w 2017 r. pojawił się w komedii kryminalnej "Volta".