Anna Przybylska: Czekał na nią gotowy scenariusz...
07.10.2014 | aktual.: 22.03.2017 11:46
Ten wzruszający gest „filmowego ojca” miał ją podnieść na duchu. Niestety, było już za późno. - Mam w kieszeni SMS-y, nie będę ich czytał, niektóre są takie, że łzy lecą – opowiadał w programie „Dzień Dobry TVN” reżyser Radosław Piwowarski.
- To nie było pożegnanie, tylko że „ja się nie daję”, że jeszcze się zobaczymy, „ja walczę, tam się jakieś świństwo nowe pojawiło, ja je wytnę”. Napisałem scenariusz właśnie z myślą o niej, chciałem jej sił dodać, żeby wiedziała, że ten scenariusz na nią czeka. Czekał, ale się nie doczekał* – mówił ze smutkiem. *- Ale Ania była fantastycznie dzielna.
- Walczyła do końca – wtórowała mu dziennikarka Agnieszka Jastrzębska. Przeczytajcie, jak wspominali zmarłą gwiazdę jej bliscy przyjaciele.
''Przyjechała taka kosmitka''
To Radosław Piwowarski odkrył dla świata Anię Przybylską. Nastolatka zadebiutowała u niego w „Ciemnej stronie Wenus” z 1997 roku.
- Robiłem próbne zdjęcia, zjawiły się naprawdę wspaniałe dziewczyny z całej Polski – wspominał w „DD TVN”.
- Przyjechała też taka kosmitka: wielkie oczy, wielkie usta, ogolona na pałę... 16 lat miała. Ale to nie tak, że rzuciła nas na kolana – dodawał. Przyznawał jednak, że zafascynowała ich do tego stopnia, że nie szukali już innej aktorki.
''Mam nadzieję, że będzie gwiazdą''
Ponieważ Przybylska była niepełnoletnia, reżyser potrzebował zgody rodziców. Zjawił się więc w domu dziewczyny, wystraszony, że mamie nie spodoba się scenariusz. Ale ona odpowiedziała mu:
- Zawsze chciała być aktorką, nie będę stawała na drodze.
Po premierze Piwowarski wyrwał kartkę ze scenariusza i napisał:
- Droga Pani, skończyliśmy zdjęcia, oddajemy córkę nienaruszoną. Mam nadzieję, że będzie gwiazdą, ponieważ jest zdolna, obowiązkowa i punktualna.
''Rodzina była na pierwszym miejscu''
Piwowarski ubolewał również, że Przybylska nie miała szczęścia do filmów.
- Jest mało dobrych ról dla kobiet – mówił w „DD TVN”. - Kobiety grają babcie albo matki… Ania miała niewiarygodny potencjał aktorski. W filmie „Królowa chmur” grała z Danutą Szaflarską i Malajkatem. Grały trzy osoby - nie ma takiego oka na świecie, które powiedziałoby, że jedna z tych osób nie jest zawodowym aktorem. A Ania, choć nie kończyła szkoły teatralnej, była profesjonalistką i pełnym zawodowcem. Mogła grać wszystko. Nie trafiła, ale taki już jest los. W najlepszym momencie swojej kariery pojechała za mężem do Turcji. Gdy sypały się najlepsze propozycje, u niej rodzina była na pierwszym miejscu. Zawsze. I to jest fantastyczne – dodawał.
''Najzdolniejsza aktorka młodego pokolenia''
- Ania zawsze mówiła: odchowam dzieci, Jarek skończy karierę i ja wtedy będę grała – wtórowała Piwowarskiemu Agnieszka Jastrzębska.
- Zresztą z reżyserem mieli pewne plany wspólnego filmu, z rolą napisaną specjalnie dla Ani... Ania miała też pewne plany teatralne, bo wiem, że Teatr 6. piętro nawet myślał o specjalnym monodramie, o sztuce, która się pisała dla niej. I to wszystko Ania odkładała, bo rodzina była dla niej na pierwszym miejscu. To jedna z najbardziej niedocenionych aktorek w Polsce. Mówi się, że była najpiękniejsza, najseksowniejsza, że wspaniały człowiek... Anię oceniano zawsze przez pryzmat urody, seksapilu i uroku, to trochę przesłaniało jej zdolności aktorskie, a ona była jedną z najzdolniejszych aktorek młodego pokolenia.
''Buszująca w zbożu''
Piwowarski opowiadał również, że jego stosunki z Przybylską przypominały relację ojca z córką. Opiekował się nią, a nawet przygotowywał jej kanapki na drogę.
- Gdy ją ściągnąłem do serialu "Złotopolscy", Ania była chuliganką taką... - dodawał. - Trzeba było zadbać o nią, kanapki zrobić, ona była takim... "buszującym w zbożu". Ale była też bardzo delikatna. Taki łobuz, a w środku krucha, delikatna.
Zasłużyła na Oscara
- Miałem to szczęście w życiu, jako reżyser, spotkać kogoś, kto będzie gwiazdą – dodawał w „DD TVN”.
Piwowarski uważa też, że Przybylska była tak utalentowana, że zasługiwała na nagrody i twierdził, że powinna nawet dostać Oscara.
- To jej się właściwie należało. Gdyby ona się urodziła nie tu, tylko w Ameryce, byłaby Julią Roberts numer 2. Miała to wszystko, na co ludzie czekają, co chcąc zobaczyć, idąc do kina: piękno, wdzięk, urodę, talent i taką dobroć w sobie. (sm/gk)