Arkadiusz Jakubik dla WP: Rock'n'roll górą!
Jest artystą, który podąża własną drogą. Po czterdziestce został nominowany za film "Prosta historia o miłości" do nagrody Orły 2011 w kategorii "Odkrycie Roku".
05.04.2011 | aktual.: 06.12.2017 15:01
Choć nagrody nie zdobył, wie, że ten film zostanie w pamięci widzów. Niebawem zobaczymy go w roli menadżera legendy hip hopu Paktofoniki. Arkadiusz Jakubik kończy też prace nad scenariuszem do filmu "Gry domowe".
- Kim się czujesz: reżyserem, aktorem komediowym, muzykiem, showmanem, kabareciarzem?
Kameleonem. Wszystkim po trochu, w zależności od tego, co aktualnie robię. Dużą przyjemność sprawia mi taka możliwość skakania z kwiatka na kwiatek. Dzięki temu rozwijam się, mam szansę sprawdzania się w różnych sytuacjach i podejmowania interesujących wyzwań. To, że czasem mogę coś sam napisać, wyreżyserować, czy zagrać, daje mi większą przestrzeń artystyczną, po której się poruszam. A od pewnego czasu rzeczywiście zwracam uwagę na to, co robię i z kim pracuję.
- A jak się czujesz w roli "odkrytego"?
Czuję się bardzo dobrze. Mam 42 lata i dostałem nominację w kategorii "Odkrycie Roku" 2011. Paradoksalna sytuacja, przyznaję. To jest moja druga nominacja do Orłów. Pierwszą otrzymałem za rolę w Weselu Wojtka Smarzowskiego. Boże, ile to było lat temu... siedem? Czas strasznie mi przyspieszył. Może to jest kryzys wieku średniego, a może po prostu zdałem sobie sprawę z tego, że tego czasu aktywnego, twórczego zostało mi już bardzo mało. Zacząłem szanować swój czas.
- Planujesz kalendarz produkcji, w których weźmiesz udział, czy spontanicznie podchodzisz do swojej pracy?
Pomysł zwykle przychodzi spontanicznie. Natomiast samo przygotowanie, realizacja, produkcja jest procesem niezwykle żmudnym. Bywa, jak w przypadku Prostej historii o miłości, że to kilka lat wyjętych z życia.
- Nie czułeś niebezpieczeństwa, że temat miłości jest tak banalny, że można się po nim przejechać?
A o czym kino ma opowiadać jak nie o miłości? Temat miłości w kinie jest cały czas aktualny i ja się tego nie boję. Poczułem, że w wieku 42 lat mam w tej sprawie coś do powiedzenia, wiem jak ta miłość wygląda z mojej perspektywy. Chcę opowiadać o świecie, o historiach, które czuję całym sobą, każdym nerwem. Nie muszę wcale sam pisać scenariusza, ale czytając muszę czuć i rozumieć świat, o którym ktoś opowiada.
- Dużo scenariuszy czytasz?
Dużo. Niestety te dobre, nie idą zwykle w parze z konkretną propozycją. Kilku producentów zadzwoniło, ale ze słabymi scenariuszami, albo z historiami zupełnie nie z mojego świata. Nie mógłbym ich reżyserować, bo nie chcę być rzemieślnikiem, człowiekiem do wynajęcia.
- Jaka jest cena 4,5 roku zaangażowania w film?
Rok temu, dokładnie w kwietniu, przeżyłem totalny stan depresji. Nie dostaliśmy dotacji z PISF-u, zabrakło nam pieniędzy, zaciągnęliśmy długi z moim wspólnikiem, nie przyjęto nas do konkursu głównego w Gdyni. Spadły na nas wszystkie plagi egipskie i wtedy byłem przekonany, że zrobiliśmy słaby film. Tak było. Dziś wiem, że warto było! Film ma dobre recenzje, znalazł dystrybutora, wszedł do kin, bardzo się podoba. Moje myślenie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Dziś jestem szczęśliwy i mówię o tym głośno, że watro było poświęcić 4,5 roku, wszystkie swoje oszczędności, aby zrobić "Prostą historię o miłości".
- Wiara czyni cuda...
Bardzo wierzyłem w ten scenariusz. Znalazłem w nim wielki potencjał. Był mi bliski, bo rzecz dzieje się na planie filmowym i jest opowiadany z punktu widzenia scenarzystów. Ja ze swoją żoną kilka takich podróży odbyłem, wymyślając w Warsie przeróżne historie.
- Masz pomysł, apetyt na jakąś formę artystyczną? Może sprawdzisz się w komedii romantycznej?
Nie, nie będę robił komedii romantycznych. Przynajmniej na razie. Miłość ma wiele odcieni, emocji, temperatur. Najważniejsze, aby niezależnie od wieku podsycać ten ogień. I to zadanie należy do mężczyzny.
- Prywatnie lubisz ten gatunek?
Tak, ale te dobrze zrobione. Dla mnie najlepszym filmem, do którego zawsze będę się odnosił w tym gatunku, jest film Love Actually w reżyserii i według scenariusza Richarda Curtisa, tego samego, który napisał "Cztery wesela i pogrzeb" czy Notting Hill. Po prostu mistrzostwo świata komedii romantycznych. Widziałem go ze trzy razy. I za każdym razem wspaniale się na nim bawię, płaczę. Zrobić taką komedię romantyczną, to by było coś. A wracając do poprzedniego pytania. Pracuję nad kolejnym filmem o miłości, do którego kończę scenariusz. Nosi tytuł Gry domowe, ale nie będzie to komedia romantyczna.
- Dużo mówi się o filmie "Jesteś Bogiem" *Leszka Dawida z Twoim udziałem. Film opowiada o Magiku i Paktofonice, czyli legendzie polskiego hip-hopu.*
Po Domu złym bardzo długo czekałem na taką rolę. Powiem szczerze, hip-hop to nie jest moja muzyka. Ja jestem rocznik 69, wychowany na rock'n'rollu. Założyłem zresztą dwa lata temu z kumplami zespół rockowy, nazywamy się Dr Misio, gramy koncerty, a ja drę się do mikrofonu ile bozia dała. Takiej dawki adrenaliny, jaką daje ci spotkanie z publiką na koncercie, nie da ci nic, żadna używka, żadna aktorska rola czy reżyseria. Wojtek Smarzowski kręci nam teledysk, wchodzimy do studia i nagrywamy płytę. No dzieje się! Rock'n'roll górą!
- Zagrasz menadżera Paktofoniki, Gustawa. Kim był na co dzień dla chłopaków? Jak budowałeś tę postać?
W filmie postać Gustawa jest bardzo blisko Magika, często siedzą w jego Polonezie i rozmawiają. Gustaw jest jego powiernikiem, takim domorosłym psychologiem, który wysłucha, doradzi, próbuje mu pomóc, jak się okazuje na próżno. Dużo dało mi spotkanie z prawdziwym menadżerem Paktofoniki, Gustawem Szepke. Ważna, szczera rozmowa. On też nie lubił hip-hopu, fascynował go blues i rock'n'roll. Lecz kiedy usłyszał jakąś składankę, na której były kawałki Paktofoniki, pomyślał sobie, że coś w tym jest. I został ich menadżerem. Ja miałem podobnie, dopiero kiedy dostałem do ręki scenariusz Maćka Pisuka, zacząłem się wgryzać w teksty Paktofoniki, zacząłem słuchać ich muzyki. To jest naprawdę znakomita, autorska i przerażająco prawdziwa wizja świata Magika, Fokusa i Rahima. W filmie zobaczymy jednak mojego Gustawa. Jak każdą rolę i tę muszę przepuścić przez siebie, wkręcić się w nią do końca i bronić pazurami.
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Beata Banasiewicz/AKPA
Zobacz także: Filmy o miłości