Trwa ładowanie...
17-01-2011 11:03

Bartosz Żurawiecki:Komedia alternatywna

Bartosz Żurawiecki:Komedia alternatywna
d4nbup0
d4nbup0

Fatiha Akina znaliśmy w Polsce dotąd jako twórcę dwóch bardzo ciekawych dramatów o pokomplikowanych relacjach niemiecko-tureckich: „Głową w mur” i „Na krawędzi nieba”. Tymczasem, nagrodzone na festiwalu w Wenecji, „Soul Kitchen” to komedia, chwilami dosadna. Jednak, spokojna głowa! Akin nie zmienił ani swoich „toposów”, ani swojej filozofii. Także i ten film jest opowieścią o walce i pojednaniu. Zarówno między członkami rodziny, między nacjami, między różnymi grupami społecznymi, jak również - o walce i pojednaniu ze sobą. Tyle że poprzednie dwa dzieła utrzymane były w poważnej tonacji, a „Soul Kitchen” to scherzo.

Znów bohaterami są niemieccy obywatele o nie-niemieckich korzeniach. Choć tym razem nie tureckich, a greckich. Bracia Zinos (w tej roli współautor scenariusza, Adam Bousdoukus) i Illias (Moritz Bleibtreu) Kazantsakis pochodzą z rodziny emigrantów, ale urodzili się już w Niemczech, tu chodzili do szkół, mówią po niemiecku, nader rzadko wtrącając jakieś greckie słówko i za ojczyzną przodków nie tęsknią. Co nie znaczy, że całkiem się zintegrowali z niemieckim społeczeństwem. Raczej żyją na jego marginesach. Ilias z zawodu jest... złodziejem, właśnie odsiaduje wyrok. Zinos próbuje prowadzić zapyziałą knajpę, serwującą - wbrew swojej nazwie „Soul Kitchen” – bezduszny fast food z mrożonek. Jak to w takich komediach bywa, zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem następują kolejne, coraz gorsze katastrofy aż do happy endu. Illias wychodzi z więzienia i zalega w knajpie, dziewczyna Zinosa wyjeżdża do Szanghaju, jemu samemu wypada dysk (a nie ma ubezpieczenia zdrowotnego), prześladują go urzędy skarbowy i sanitarny,
na domiar złego nowy szef kuchni, prawdziwy mistrz sztuki kulinarnej wypędza z lokalu stałą klientelę, spragnioną hamburgerów i frytek. Schorowanego, porzuconego i zbankrutowanego Zinosa chce podstępnie dobić jego kumpel ze szkoły, obecnie agent nieruchomości. Pragnie on budę, gdzie mieści się „Soul Kitchen”, zburzyć, a ziemię sprzedać deweloperom stawiającym piekielnie drogie apartamentowce.

I tu dochodzimy do tego, co kryje się za farsą o miłości, jedzeniu i innych nieszczęściach. Mianowicie – komedia antysystemowa. Przy czym, co ciekawe, opresyjnym systemem, który trzeba zwalczyć, okazuje się nie tyle państwo (w pewnym stopniu, „Soul Kitchen” stanowi wręcz pochwałę szybkości i skuteczności działania niemieckich urzędów), ale nieludzki i perfidny korporacyjny kapitalizm uosabiany przez spekulanta gruntami, jego klientelę i goryli.

Pół żartem, choć właściwie serio film Akina nawołuje do stworzenia systemu alternatywnego. Weźmy, na przykład, ów „wypadnięty” dysk – skoro Zinosa nie stać na niemożebnie drogą operację w klinice, trzeba go zabrać do tureckiego cudotwórcy, który tradycyjnymi metodami i za niewielką opłatą przywróci wszystko na swoje miejsce. Podobnie jak w innej komedii, która niedawno trafiła na nasze ekrany – „Szukając Eryka” Kena Loacha – siła tkwi w jedności. Ci, których bezwzględne prawa rynku wypchnęły poza nawias, ci, którzy odmawiają uczestnictwa w marketingowych rozgrywkach powinni się zjednoczyć i wspólnie „łeb urwać hydrze” (chytrze). Przetrzepać skórę łajdakom z grubymi milionami na koncie. Kino zachodnioeuropejskie konsekwentnie i jednoznacznie głosi takie przesłanie. Z niedawnych premier przypomnijmy sobie, poza Loachem, także np. „Bazyla. Człowieka z kulą w głowie” Jeana-Pierre’a Jeuneta, gdzie również „plebs” rozprawił się z wrednymi kapitalistami. „Soul Kitchen” - w przeciwieństwie do „Bazyla...” – nie
zawiera elementów baśniowych. Owszem, jest komedią zwariowaną, ale jednak trzymającą się podłoża. Można z niej wyciągnąć kilka pragmatycznych wskazówek. Na przykład, jak stworzyć knajpę kultową. I tu kryje się pewne niebezpieczeństwo. Bo przecież, gdy się Zinos wreszcie dorobi na swoim „modnym miejscu”, to może zapragnie inwestować, pomnażać, rozkręcać interesy? Sam stanie się częścią przeklętego establishmentu. I co wtedy? Dobrze dla filmu i dla bohatera, że zostawiamy go z długami. W momencie, gdy dopiero zaczyna lizać się z ran, jakie zadała mu rzeczywistość.

d4nbup0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4nbup0