Trwa ładowanie...
03-02-2010 16:36

Bartosz Żurawiecki: Mój Berlin

Bartosz Żurawiecki: Mój Berlin
di2wycr
di2wycr

Za parę dni rozpocznie się jubileuszowy, sześćdziesiąty festiwal filmowy w Berlinie. O mały włos, a byłby to także mój jubileuszowy, bo dziesiąty festiwal. Jednak w ostatniej dekadzie raz – w roku 2003 – zdarzyło mi się do Berlina nie pojechać. Tak więc, upiję się dopiero za rok. Zresztą, cóż znaczy mój skromny dorobek w porównaniu z doświadczeniem takich festiwalowych weteranów jak Jerzy Płażewski czy Tadeusz Sobolewski?

Lubię Berlin i lubię Berlinale rozgrywające się głównie w obrębie Placu Poczdamskiego, którego już gdzieś w piątym dniu projekcji ma się serdecznie dość (zwłaszcza marnego żarcia w fastfoodowych bistrach ulokowanych w podziemiu centrum handlowego Arcaden, w dodatku ich powierzchnie ostatnio zmniejszono, by wstawić kolejne sklepy z markowymi ciuchami). A za co lubię? Chyba nie za filmy w programie głównym, który najczęściej jest efektem kompromisów między ambicją promowania niezależnego kina, komercyjną presją (bo trzeba mieć gwiazdy, które przejdą się po czerwonym dywanie) i zobowiązaniami wobec kolegów z bratnich kinematografii (zachodnioeuropejskich i azjatyckich).

Koniec końców, mało kogo ten program zadowala, bowiem między kilka filmów ciekawych trafia sporo wątpliwych. Nie, wolę poboczne sekcje Berlinale, gdzie przynajmniej wiadomo, iż o doborze repertuaru decydują np. prywatne upodobania i znajomości ich dyrektorów artystycznych (jak to ma miejsce choćby w przypadku Panoramy zarządzanej przez Wielanda Specka). Można więc na Berlinale obejrzeć mnóstwo filmów zaskakujących, eksperymentalnych, odważnych, oryginalnych, osobliwych, czasami także bełkotliwych i grafomańskich. Większości z nich próżno potem szukać nie tylko na Nowych Horyzontach, ale nawet w czeluściach Internetu.

Lubię też Berlinale za to, że promuje się tu sztukę zaangażowaną, filmy mniejszości, głos dyskryminowanych i zmuszanych w swoich krajach do milczenia. Że traktuje się kino jako głos w dyskusji na ważne tematy społeczne, kulturowe, obyczajowe i polityczne. Często wkład ideowy bywa ważniejszy od wkładu artystycznego, co nie wszystkim w smak. Ale przynajmniej tutaj nie czuć terroru „artyzmu” i sztywnych norm estetycznych. Kino ma w Berlinie wymiar przede wszystkim społeczny, jest ekspresją tego, co fascynuje, boli, dręczy, oburza, zajmuje ludzi w różnych częściach świata. Ekspresją daleką od doskonałości, niekiedy wręcz nieporadną, ale przecież „nobody’s perfect”.

di2wycr

Nie inaczej będzie pewnie i w tym roku. Zerknąłem na program – pojawiają się tam nazwiska twórców od lat z Berlinale związanych i zaprzyjaźnionych, ale też sporo jest nazwisk, które nic mi nie mówią. I dobrze – może coś, kogoś nowego odkryję? Tradycyjnie też – niestety – nie ma w zestawie polskich filmów (te kilka wyjątków z ostatnich lat, czyli filmy naszych seniorów takich jak Andrzej Wajda czy Feliks Falk, które zostały zakwalifikowane do programu festiwalu, tylko potwierdzają regułę). Szczególnie żal, że od niepamiętnych czasów brakuje głosu naszych młodych twórców. Podobno dyrektor festiwalu, Dieter Kosslick powiedział na konferencji prasowej, że widział dwa świetne nowe polskie filmy – „Rewers” i „Dom zły” – ale z powodów regulaminowych nie mógł wziąć ich do siebie, bo były już pokazywane w konkursie Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Niczego WFF nie ujmując, uważam, że lepiej było zawalczyć o Berlinale. Pytanie do producentów „Rewersu” i „Domu złego”, dlaczego tego nie zrobili?

Przykro mi z powodu totalnej marginalizacji Polski i polskiego kina w Berlinie. Przyczyny są złożone. Z jednej strony, nasi twórcy właściwie nic nie mają do powiedzenia na wspomniane „ważne tematy społeczne, obyczajowe czy polityczne”. Z drugiej widzę jednak, że szefom festiwalu nie za bardzo zależy na polskiej obecności. Chętnie przygarniają dzieła z odległych zakątków Afryki czy Azji (i słusznie), my natomiast jesteśmy takim ubogim, nieciekawym, lekceważonym sąsiadem. Nie ma się jednak co obrażać. Sugeruję raczej, by polscy reżyserzy robili filmy z myślą nie o Gdyni czy warszawce, lecz właśnie o Berlinie.

di2wycr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
di2wycr