Bombowa rodzinka
W "Futrze" trupy wypadają z szafy. Niestety, niemrawo.
"Rodziny, jakże ja was nienawidzę!"- krzyczał kiedyś André Gide. Debiut Tomasza Drozdowicza nawet trafia w obłudę polskich familii, tyle że nieskładnie i niemrawo. Przydałoby się więcej furii oraz... dyscypliny.
24.04.2008 | aktual.: 13.02.2020 23:22
Akcja rozgrywa się w ciągu jednej majowej niedzieli. Wnusio idzie do Pierwszej Komunii, a kochający dziadkowie- przedstawiciele rodzimej klasy średniej- organizują z tej okazji przyjęcie. Ma być schludnie i po bożemu, ale szybko robi się brudno i kompromitująco.
Szkielety upchane po szafach zaczynają lawinowo wypadać niczym mleczaki u pociech. Narkomania, prostytucja, depresja, skrywany homoseksualizm, zazdrość o dobra materialne... Jedna po drugiej wybuchają kolejne bomby (w tym jedna prawdziwa), szkoda tylko, że część z nich to niewypały.
Oprócz scen bardzo dobrych (pijana i naga synowa w dmuchanym baseniku), są też zupełnie nietrafione. Niepotrzebnie stępiono ostrość filmu bogobojnymi wstawkami (żarliwie wierząca służąca Ukrainka) czy groteskowym, z zupełnie innej parafii wziętym epizodem z sąsiadem militarystą.
Cóż, w Polsce granicę, do której ewentualnie można się posunąć w krytyce- podstawowej komórki społecznej" wciąż wyznacza hasło: "Rodzina tak! Wypaczenia nie!"