"Brexit" odkrywa kulisy referendum. Zwolennicy wyjścia z UE mieli tajną broń
- Wszyscy wiedzą, kto wygrał. Ale nie każdy wie, jak – mówi Benedict Cumberbatch w nowym filmie "Brexit". Ulubieniec widzów wyłysiał, zdziwaczał i wcielił się w autora sukcesu brytyjskich eurosceptyków.
Zarówno Benedict Cumberbatch jak i James Graham, scenarzysta "Brexitu", który od 3 lutego można oglądać na HBO GO (4 lutego premiera na polskim kanale HBO), są zadeklarowanymi euroentuzjastami. Głosowali przeciwko wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i jak wiadomo polegli, kiedy 52 proc. wyborców opowiedziało się za tytułowym Brexitem w referendum przeprowadzonym w czerwcu 2016 r. Czy światopogląd Cumberbatcha i Grahama sprawił, że film jest stronniczy? Do pewnego stopnia, ale nie należy się obawiać groteskowej propagandy.
"Brexit" ("Brexit: The Uncivil War") zamiast dzielić walczących o głosy Brytyjczyków na czarnych i białych, próbuje uchwycić odcienie szarości, które są najlepiej widoczne w postaci Dominica Cummingsa (Benedict Cumberbatch).
Szalony geniusz
Cummings jest tu przedstawiony jako ekscentryczny wizjoner. Łysiejący, niechlujnie ubrany, jeżdżący na rowerze facet po czterdziestce nie przypomina człowieka, który mógłby zmienić bieg historii. A jednak jego pomysły i odważne decyzje sprawiły, że to właśnie on znalazł się w centrum wydarzeń przedstawionych w "Brexicie".
David Cameron, który po przegranym referendum podał się do dymisji z urzędu premiera, nazwał kiedyś Cummingsa "psychopatycznym karierowiczem". W filmie padają określenia "nieznany żołnierz" i "mag, który tworzy dla Brytyjczyków przyszłość, w której żyją". Czy taki obraz jego postaci podoba się Cummingsowi? Nie wiadomo, bo od czasu referendum w 2016 r. nie udzielił żadnego publicznego wywiadu. Zgodził się jednak na spotkanie z Benedictem Cumberbatchem, który chciał poznać jego cechy, podpatrzeć sposób poruszania się itp.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Filmowy Cummings to ekscentryk i rewolucjonista, który nie godzi się na kompromisy. Zamyka się w niewielkim składziku, gdzie w samotności opracowuje plan działania, zapisuje na drzwiach hasła i slogany, które powoli układają się w spójną strategię. Przynajmniej z jego punktu widzenia.
Reklamy za pieniądze miliardera
Jest w "Brexicie" taka scena, kiedy Cummings zasiada przy stole naprzeciw doświadczonych polityków i lobbystów. Wszyscy mają wspólny cel – wyprowadzić Wielką Brytanię z Unii Europejskiej, jednak Cummings otwarcie wyśmiewa pomysły na tradycyjną kampanię. Kiedy słyszy, że trzeba drukować plakaty i docierać bezpośrednio do wyborców, przewraca oczami i próbuje przebić polityczny beton nowatorskimi metodami. Cummings wiedział, że nie można powielać błędów Nigela Farage'a i zwolenników UKIP (Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa), którzy od lat podsycali antyimigranckie nastroje, ale o Brexicie mogli jedynie pomarzyć. Jedyna droga prowadząca do sukcesu wiodła przez kanały mediów społecznościowych, badania nastrojów potencjalnych wyborców i reagowania na ich zmiany w czasie rzeczywistym.
Zużyci politycy, krótkowzroczność, egoizm, ciasnota poglądów – temu wszystkiemu chciał się przeciwstawić Cummings, wprowadzając zupełnie nowy system. W tym celu rozesłał około miliarda dedykowanych reklam za pośrednictwem firmy AggregateIQ. Za eurosceptykami stało też Cambridge Analytica, specjalizująca się w analizach preferencji wyborczych. Obie firmy były powiązane z miliarderem Robertem Mercerem, najhojniejszym sponsorem kampanii wyborczej prezydenta Donalda Trumpa.
Morderstwo przed wyborami
"Brexit" to jednak nie tylko obraz genialnego wykorzystania mediów społecznościowych przed referendum, ale także przykłady czystej demagogii i manipulacji, które uderzały w najniższe instynkty. Nie brakuje scen, które mogłyby się znaleźć w brytyjskim odpowiedniku "Ucha Prezesa", a odnoszą się do autentycznych postaw i haseł głoszonych przez polityków czy biznesmenów wspierających wyjście z Unii.
Z drugiej strony pojawia się wątek, który z pastiszem nie ma nic wspólnego, a po tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza jest szczególnie wymowny dla Polaków. Mowa o Jo Cox, proeuropejskiej posłance, która zginęła tydzień przed referendum w 2016 r. 41-letnia matka dwójki dzieci została zaatakowana w biały dzień w drodze do pracy przez Thomasa Maira. Mężczyzna o nazistowskich poglądach najpierw strzelił do niej z "obrzyna", a następnie zadał dwa ciosy nożem. Później zaatakował 77-latka, który chciał pomóc Cox. Kobieta zginęła na miejscu.
Zachodnie media okrzyknęły "Brexit" pierwszym ważnym filmem na temat tytułowego zjawiska. "Sprawa będzie miała swoje nowe odsłony" – głosi komunikat na końcu filmu, który zdecydowanie warto obejrzeć nie tylko dla lepszego zrozumienia tego, jak doszło do wygrania referendum przez eurosceptyków. Tu wiele pytań ciągle pozostaje bez odpowiedzi. "Brexit" to również kolejny świetny występ Benedicta Cumberbatcha, którego bohater jest jak cały film – odważny i prowokujący do dyskusji.