Bronisław Pawlik: ''Wylewał na siebie hektolitry wody kolońskiej''
Po kilkunastu latach od śmierci wybitnego artysty, znajomi aktora przerywają milczenie…
Widzowie pamiętają go jako sympatycznego, serdecznego mężczyznę, emanującego ciepłem, w dodatku z doskonałym poczuciem humoru. Przez kilkadziesiąt lat pracował przy rozmaitych filmach, pojawiał się w studiach telewizyjnych i występował na teatralnych scenach, zaskarbiając sobie uwielbienie coraz szerszego grona fanów.
Wydawało się, że ma wszystko – popularność, wierną publikę, kochającą żonę i udane życie rodzinne.
Niewiele osób wiedziało, że rzeczywistość Bronisława Pawlika wcale nie wyglądała tak kolorowo i aktor zmagał się z poważnymi problemami.
Wybitny artysta zmarł w 2002 roku. Prawdziwa przyczyna jego śmierci wyszła na jaw kilkanaście lat później.
''Aktorstwo było z nim zrośnięte niemal biologicznie''
Urodził się 8 stycznia 1926 roku w Krakowie. Już od najmłodszych lat przejawiał artystyczne talenty, ciągnęło go do publicznych występów.
- Aktorstwo było z nim zrośnięte niemal biologicznie – powie później jego kolega, Jan Kociniak, dla którego przez wiele lat Pawlik był niczym mentor.
Teatrowi zawdzięcza Pawlik jednak znacznie więcej – to tam, jeszcze jako student, poznał swoją przyszłą żonę, również aktorkę, Anielę Świderską.
''Jestem człowiekiem trudnym''
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Młodzi szybko się pobrali i od tamtej pory, ze względu na wykonywaną pracę, byli praktycznie nierozłączni, ciesząc się z każdej spędzonej wspólnie chwili.
Oczywiście w ich małżeńskim pożyciu zdarzały się i większe kłótnie:
- Czasem [żona] mówi o mnie „choleryk”, za chwilę poważnie tłumaczy, iż jestem człowiekiem trudnym, a jednocześnie takim, z którym można wytrzymać nawet dwieście lat – przytacza słowa Pawlika tygodnik Na żywo.
''Mam krewki charakter''
Sam aktor przyznawał, że burzliwy temperament to jedna z jego największych wad.
Ale szybko wyjaśniał, że choć działa często pod wpływem emocji, tak naprawdę jego gniew nigdy nie trwa zbyt długo.
- Zasadniczo jestem życzliwy ludziom, ale mam krewki charakter. Nie zapominam zbyt łatwo urazów i jeżeli zostanę mocno trafiony, niestety, pamiętam to długo. Ale na ogół jest tak, że w jednym momencie rozdarłbym kogoś na kawałki, a w następnym już bym go pozszywał – cytuje aktora tygodnik.
''Był bardzo lubiany''
Znajomi z teatru zapamiętali go jednak jako osobę nad wyraz ciepłą i, przede wszystkim, utalentowaną.
- Był bardzo lubiany jako człowiek. Z temperamentu raptus, bardzo pobudliwy, co powodowało często wiele zabawnych sytuacji, ale też, jeżeli ktoś go jeszcze nie znał, zadrażnień. Nikt tego nie brał na serio, bo był to człowiek o gołębim sercu i w gruncie rzeczy bardzo nieśmiały. Pawlik rozkwitał przed mikrofonem, na scenie. Był człowiekiem, który wiedział o teatrze niemal wszystko. Mam wrażenie, że razem z nim odchodzi cała epoka – mówił o Pawliku inny wielki aktor, Olgierd Łukaszewicz.
''Nałogowy alkoholik''
Bronisław Pawlik miał też jednak pewien nałóg, słabość, która w konsekwencji doprowadziła do jego śmierci.
Aktor, nie mogąc poradzić sobie ze stresem, nieodłącznie towarzyszącym pracy aktora, coraz częściej zaglądał do kieliszka. I choć żona próbowała odciągnąć go od alkoholu, jej starania szły na marne.
- Wylewał na siebie hektolitry wody kolońskiej, to była taka próba oszukania otoczenia przez nałogowego alkoholika. Że niby nie czuć wtedy alkoholu i wszystko jest w porządku, podczas gdy nic nie jest w porządku, bo to choroba – cytuje magazyn Na żywo słowa znajomego Pawlika.
Smutny koniec
Alkohol, spożywany często i w dużych ilościach,* nie miał dobrego wpływu na stan zdrowia Pawlika. Aktor narzekał na coraz gorsze samopoczucie, *przestał dogadywać się z żoną, czuł się coraz bardziej samotny.
W 1998 roku* trafił do szpitala z powodu wylewu krwi do mózgu*, ale dzięki szybkiej interwencji lekarskiej Pawlik wrócił do zdrowia i do pracy.
Potem zdiagnozowano u niego nowotwór żołądka. Tym razem lekarzom nie udało się go uratować. Aktor zmarł 6 maja 2002 roku.
Ostatnim filmem z jego udziałem był dramat obyczajowy "Wszyscy święci", którego premiera odbyła się już po śmierci. (sm/gk)