Buddyjski chillout

Długie i powolne ujęcia, oszczędne dialogi i spokojna, hipnotyczna muzyka. W takim stylu, zazwyczaj o miłości, opowiada Ki-duk Kim - największa nadzieja kina koreańskiego, jedna z większych azjatyckiego i na pewno bardzo charakterystyczny twórca, jeśli chodzi o całą kinematografię światową.

W "Łuku" daje upust swoim fantazjom i wykorzystuje ulubione motywy, dzięki czemu miłośnicy wysmakowanych i kontemplacyjnych filmów poczują się jak w raju.

04.12.2006 18:08

Koreańskie połączenie Zanussiego i Kar Wai Wonga oczywiście nie rezygnuje też z tematyki miłosnej, która w "Łuku" - bardziej niż zwykle - nabiera wartości symbolicznej i metaforycznej.

Stary rybak mieszka z młodziutką dziewczyną na zdezelowanej łodzi rybackiej, która cały czas dryfuje na otwartej wodzie. Łączy ich silna więź, ale miłość kobietki kieruje się innymi prawami niż uczucie starca. On uważa ją za swoją partnerkę, a ona traktuje go jak ojca. Wszystko się zmienia, kiedy na łódź zaczynają przybywać rybacy. Delikatna niewiasta zaczyna poznawać zupełnie inny świat, a także odkrywa w sobie nowe i nieznane przez nią wcześniej uczucia.

Ki-duk Kim stara się z całych sił, by urzekać kompozycją kadru, barwą zdjęć i stonowaną oraz emocjonalnie angażującą historią. Starania reżysera nie spełzły na niczym.

"Łuk" okazuje się bardzo uduchowioną historią, w której silnie zaznaczona została arcyciekawa kultura buddyjska i nieprzeciętne spostrzeżenia dotyczące miłości.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)