RecenzjeBunt przeszłości

Bunt przeszłości

Norweski dramat *Mariusa Holsta był w zeszłym roku wyświetlany w jednej z sekcji festiwalu Nowe Horyzonty. Paradoksalnie, w klasycznie skonstruowanym i opowiedzianym w podniosłym tonie filmie niewiele można znaleźć typowego dla imprezy Romana Gutka przekraczania filmowych barier. To kino, którego ideologiczna płycizna i sugestywna wymowa bliższe są raczej hollywoodzkiej hochsztaplerce, niż buntownicznym ambicjom, z jakimi wiąże je polski dystrybutor.*

Akcja rozgrywa się na początku ubiegłego wieku na odizolowanej od świata wyspie Bastoy, gdzie znajduje się zakład poprawczy dla trudnej młodzieży. Placówka prowadzona jest przez nieustępliwego dyrektora Hakona (Stellan Skarsgard), który podopiecznych trzyma żelazną ręką, stosując m.in. kary cielesne i racjonując żywność. Resocjalizacja odbywa się w koszmarnych warunkach – w bólu, brudzie i przymusowej ascezie. Przynajmniej do czasu przybycia na wyspę młodego buntownika Erlinga, skazanego za zabójstwo. Jak łatwo się domyślić, jego pojawienie się w placówce pociągnie za sobą bunt, który zjednoczy młodocianych przestępców i da im większą nauczkę, niż wszystkie lata spędzone w zakładzie razem wzięte.

Film Holsta, jak na panujące w jego kraju niepokoje, w sposób zaskakujący oderwany jest od rzeczywistości. Reżyser z jednej strony dość jednoznacznie krytykuje norweską politykę społeczną, z drugiej jednak kieruje swój sprzeciw w stronę procesów zamierzchłych, zapomnianych. Nie ma w jego „Wyspie…” komentarza do bieżącej sytuacji w kraju, a wymowa całości jest bardzo uniwersalna, co wyklucza wszelkie dodatkowe interpretacje.

Sam film jest skonstruowany poprawnie, na zachodnią modłę. Spodoba się więc przede wszystkim widzom, którzy w podobnej tematyce nie szukają wymyślnej ideologii, ceniąc sobie przede wszystkim klasyczną konstrukcję fabularną i prostą dramaturgię.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)