Trwa ładowanie...

Była gwiazdą Twitcha i zrobiła coming out. Straciła sławę z dnia na dzień

Czy da się żyć dla internetowej sławy i zachować zdrowie psychiczne? Przypadek Narcissi Wright, dawnej gwiazdy Twitcha, pokazuje, jak bardzo jest to trudne. Zwłaszcza, gdy jest się reprezentantką mniejszości.

Narcissa Wright jest bohaterką dokumentu "Złamać grę" Jane M. WagnerNarcissa Wright jest bohaterką dokumentu "Złamać grę" Jane M. WagnerŹródło: YouTube
d1vvcvg
d1vvcvg

W 2014 r. Narcissa Wright (wówczas posługująca się jeszcze imieniem Cosmo) pobiła rekord świata w speedrunningu, czyli przechodzeniu gry komputerowej na czas. Grała m.in. w "The Legend of Zelda: Ocarina of Time", której przejście zajmuje około doby. Korzystając z różnych trików i wychwyconych błędów gry udało jej się to osiągnąć w 18 minut i 10 sekund. Jej wyczyn śledziło wówczas na platformie streamingowej Twitch ponad 18 tys. widzów. 

Sława wyszła poza internet. Cosmo był zapraszany na turnieje speedrunningu, w tym Mistrzostwa Świata Nintendo, regularnie brał udział w rozgrywkach offline w większym gronie. A potem wszystko się skończyło, gdy ujawnił, że jest osobą transpłciową. Fala hejtu była ogromna, z dnia na dzień tysiące followersów przestały interesować się gamingową gwiazdką. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Co po "Barbie"? W kinach nie będzie nudy

Dokumentalistka Jane M. Wagner towarzyszyła gamerce przez sześć lat po coming oucie, obserwując jej powrót na Twitcha. Do dziś na czacie zdarza się, że ktoś odezwie się do Narcissy jej dead name (dawnym, martwym imieniem - red.). Za każdym razem te osoby poprawia i tłumaczy, że nie chce być już tak nazywana. Marzeniem Narcissy jest powrócić w pełni sławy, pobić kolejny rekord w grze, czym - jak wierzy - odzyskałaby szacunek grupy. Bohaterka mówi wprost: "chciałabym znów poczuć, że wszechświat mnie kocha", jednocześnie przyznając, że jest uzależniona od atencji.

Sprawę komplikuje fakt, że jako ofiara internetowego nękania, wyzwisk, życzeń śmierci Narcissa wciąż mierzy się z różnymi zaburzeniami psychicznymi, ma stany lękowe. Oglądając dokument "Złamać grę", z trudem patrzy się na jej cierpienie streamowane live. 

d1vvcvg

Pocieszające jest tylko to, że wirtualnie towarzyszy jej garstka wspierających nieznajomych, którzy w alarmujących momentach potrafili nakłonić swoją idolkę do sięgnięcia po pomoc. To zmiana, którą w internecie można zauważyć od stosunkowo niedawna, wzrost świadomości zdrowia psychicznego zaczyna przebijać mur wirtualnego potępienia. Choć wciąż większość woli oglądać dramy w postaci załamania psychicznego na żywo.

Narcissa Wirght wróciła na Twitcha Materiały prasowe
Narcissa Wirght wróciła na Twitcha Źródło: Materiały prasowe

Reżyserka zdecydowała się na surową formę składającą się niemal wyłącznie z zapisów streamów Narcissi i archiwalnych nagrań z jej okresu chwały na mistrzostwach speedrunningu. Scen, w których widzimy główną bohaterkę offline, jest zaledwie kilka. A szkoda, bo pokazanie tego, jak wygląda jej życie poza streamowaniem mogłoby ukazać nową perspektywę. Co prawda Wright niemal wyłącznie skupia się na wirtualnym życiu, streamując nawet jak śpi, ale fragmenty ukazujące jej relacje z rodzicami budzą wątpliwości i nie odpowiadają na pytanie, czy Narcissa jest w pełni akceptowana w swoim najbliższym otoczeniu.

Koniec końców bohaterka filmu musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy bardziej jej zależy na własnym zdrowiu czy internetowym poklasku. Choć mogłoby się wydawać, że odpowiedź jest prosta, dojście do niej zajmuje Narcissi kilka lat. A z pewnością trwałoby to dłużej, gdyby pewna wirtualna znajomość nie znalazła odzwierciedlenia w realnym życiu. "Złamać grę" to seans zatrważający, ale i alarmujący nie tylko społeczność gamerską i ich bliskich, a wszystkich szukających w sieci akceptacji.

Film "Złamać grę" znalazł się w konkursie Amercian Docs na 14. American Film Festival we Wrocławiu

d1vvcvg

Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozmawiamy o "Czasie krwawego księżyca" i prawdziwej historii stojącej za filmem Martina Scorsese, sprawdzamy, czy jest się czego bać w "Zagładzie domu Usherów" i czy leniwiec-morderca ze "Slotherhouse" to taki słodziak, na jakiego wygląda. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1vvcvg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1vvcvg