W Ameryce nazywa się ją "najzabawniejszą kobietą w telewizji" lub, po prostu, "królową komedii", a kanadyjski program "Second City TV", w którym występowała, bił rekordy popularności i zapewnił jej sympatię publiczności zza oceanu.
W Ameryce nazywa się ją „najzabawniejszą kobietą w telewizji” lub, po prostu, „królową komedii”, a kanadyjski program „Second City TV”, w którym występowała, bił rekordy popularności i zapewnił jej sympatię publiczności zza oceanu.
Polscy widzowie kojarzą ją przede wszystkim dzięki roli matki niesfornego Macaulaya Culkina w niekwestionowanym świątecznym hicie "Kevin sam w domu".
61-letnia Catherine O'Hara przyznaje, że swoje życie zawodowe podporządkowała komedii – poczucie humoru jest dla niej największą ze wszystkich zalet i twierdzi, że to właśnie ono pomaga jej pogodzić się z upływającymi latami. Zmarszczkami się nie martwi – o ile oczywiście są to zmarszczki od śmiechu...
''Jestem dobrą katoliczką''
Urodziła się 4 marca 1954 roku w Kanadzie, w katolickiej rodzinie o irlandzkich korzeniach. Przyznawała, że religia od zawsze była dla niej bardzo ważna.
- Tak naprawdę jestem dobrą katoliczką i wierzę w wartości rodzinne – mówiła, dodając, że przeżyła ogromny szok, gdy później wyjechała do Los Angeles, gdzie ludzie żyli wbrew wpajanym jej przez lata zasadom moralnym i, co zaobserwowała z prawdziwym przerażeniem, nie szanowali swoich rodziców.
Teatralny debiut zaliczyła już jako 7-latka, grając... Maryję w przedstawieniu bożonarodzeniowym.
Kobieta z zasadami
W szkole była lubiana (nazywano ją Miss Cheerleader), a po ukończeniu liceum zaczęła ubiegać się o rolę w komediowym „The Second City” - jej marzenie spełniło się w 1976 roku. Z programu odeszła po trzech latach, twierdząc, że udział w nim przestał ją satysfakcjonować.
- Straciłam entuzjazm – mówiła w People. - Chciałam nauczyć się czegoś więcej. I mieć życie osobiste.
Nie musiała obawiać się bezrobocia, bo „The Second City” zapewniło jej sympatię i widzów, i krytyki, ale nie miała zamiaru zadowalać się byle czym. Gdy w 1981 roku zaproponowano jej prowadzenie „Saturday Night Live”, odeszła już po tygodniu. - Wolałam siedzieć w domu niż robić coś, co według mnie było słabe, a później tego bronić – tłumaczyła powody swojej decyzji.
''Kim jest Tim Burton?''
Wkrótce upomniało się o nią kino. Rola w „Soku z żuka” z 1988 roku była dla niej szczególnie ważna; od tego projektu rozpoczęła się jej współpraca z Timem Burtonem. Przyznawała, że z radością śledziła przebieg jego kariery.
- Kiedy kręciliśmy „Sok z żuka”, mówiłam, że pracuję z Timem Burtonem, a ludzie pytali: „Co? Z kim?” - opowiadała w wywiadzie dla portalu Dork Shelf. Po latach, kiedy reżyser zaprosił ją, by podkładała głos w jego animacji, sytuacja zupełnie się zmieniła. - Nagle wszyscy mówili: „Łał, jesteś we Frankenweenie?!?”.
Dwa lata później do aktorki zwrócił się Chris Columbus, proponując jej rolę w „Kevinie samym w domu”, a gdy film odniósł sukces, spotkali się ponownie na planie drugiej części.
Spotkanie po latach
Po „Kevinie samym w Nowym Jorku” drogi ekranowej rodziny się rozeszły, ale przypadkowe spotkanie po latach sprawiło aktorce niekłamaną przyjemność. W lutowym odcinku programu „Watch What Happens Live” opowiadała, że któregoś dnia niespodziewanie wpadła na swojego filmowego syna.
- Nie widzieliśmy się całe wieki, ale dwa lata temu, a może to było półtora roku, wreszcie go zobaczyłam – mówiła podekscytowana, dodając, że od razu weszli w swoje role. - Zawołał: „Mamusiu!”. A ja krzyknęłam: „Skarbie!”. Twierdziła też, że wbrew temu, co wypisują w gazetach, Culkin był w doskonałej formie.
- Mieszkał wtedy w Paryżu i wyglądał cudownie, dobrze sobie radził, byłam naprawdę szczęśliwa, że go widzę.
Poczucie humoru przede wszystkim
Chociaż dziś jest kojarzona z komedią, przyznawała, że jako młoda dziewczyna nie sądziła, że zdoła się odnaleźć w takim repertuarze. - Wiedziałam, że chcę zostać aktorką – mówiła. - Nie miałam jednak pewności, czy chcę być aktorką komediową. Tak naprawdę wcale nie byłam zabawna i jakoś mi na tym nie zależało, wydawało mi się to jakieś takie mało dziewczęce.
- Nie ma znaczenia, czy facet jest przystojny, jeśli potrafi mnie rozbawić. Poczucie humoru czyni go atrakcyjnym. Z drugiej strony nigdy nie słyszałam, żeby jakiś facet powiedział: „Może nie jest ładna, ale za to jaka zabawna!”.
''Mam swoje życie''
- Myślę, że odniosłam sukces, ponieważ jestem szczera w tym, co robię – mówiła, pytana o przyczyny swojej popularności. Nie ma też nic przeciwko, że reżyserzy powierzają jej głównie role charakterystyczne, bo to właśnie dzięki nim publiczność ja zapamiętała.
Ale, jak podkreśla, jej świat nie kręci się wokół aktorstwa. - Nie pracuję zbyt dużo – zapewniała w rozmowie z portalem The Star. - Mam przecież swoje życie.
W 1992 roku poślubiła Bo Welcha, znanego scenografa, który pracował między innymi przy „Soku z żuka”. Mają dwóch synów, Matthew i Luke'a. Obecnie O'Hara zajęta jest promowaniem swojego najnowszego projektu – serialu, oczywiście komediowego, „Schitt's Creek”. Choć do tej pory wyemitowano dopiero połowę odcinków, produkcja spodobała się widzom i już zapowiedziano drugi sezon.