Ciężkostrawny zakalec

Zdrowy rozsądek podpowiada, że komedia z definicji powinna śmieszyć. Na filmie Patryka Vegi z pewnością nie raz parskniecie śmiechem. Z zażenowania.

Fabuła zaproponowana przez duet Matwiejczyk –Vega miała potencjał. „Ciacho” opowiada o szalonych perypetiach pewnego rodzeństwa. Kiedy Basia zostaje wrobiona w zabójstwo policjanta i przemyt kokainy na wielką skalę, trójka jej braci postanawia zjednoczyć siły i oczyścić ją z zarzutów. Muszą stawić czoła skorumpowanym gliniarzom, rosyjskiej mafii, a także, jak nie trudno się domyślić, swoim słabościom.

Ostrzeżenie, o wątpliwej jakości produktu (bo tak Vega wielokrotnie nazywał swój film) dostajemy już na samym początku, kiedy w czołówce pojawiają się logotypy firm odpowiedzialnych za produkcję i promocję filmu, zajmujące… cały ekran. Zresztą natrętny product placement jest obecny w filmie przez cały czas.

Pierwsza sprawa to humor, a raczej jego totalny deficyt. Od tego typu produkcji naprawdę nie wymaga się zbyt wiele – ma być śmiesznie, czasem frywolnie, grunt, żeby żart opowiedziany był z polotem, a widz dobrze się bawił. Niestety śmieszność „Ciacha” uwłacza inteligencji oglądających. I wcale nie chodzi o to, że jest wulgarnie czy niesmacznie – komedie pokroju „Kac Vegas”, które spotkały się przecież z pozytywnym odzewem, bawiły do łez zarówno widzów, jak i krytyków. Czerstwy dowcip, jaki proponuje nam Vega, najdelikatniej rzecz ujmując, jest nawet nie tyle prostacki, co zrealizowany w tak toporny i ordynarny sposób, że aż trudno w to uwierzyć.

Czy twórcy naprawdę myśleli, że kogoś może rozbawić pstrokata marynarka, głupia mina, Kononowicz czy wsadzenie sobie pierścionka zaręczynowego w tyłek? Scenariusz „Ciacha” to właściwie nieporadny zlepek takich, mniej lub bardziej, żenujących scenek bezczelnie skopiowanych z youtube. Jest ich tak dużo, że główny watek fabularny po prostu się gdzieś rozmywa i gubi.

Tortury, jaką jest oglądanie „Ciacha” nie ułatwiają również sami aktorzy. Dzięki drewnianej grze Trzebiatowskiej śledzenie losów jej postaci jest naprawdę karkołomnym wyzwaniem. Równie nieprzekonująco wypadają Marcin Bosak i Paweł Małaszyński, który irytuje samą swą obecnością. Choć trzeba przyznać, że jest przekonujący – w pewnej chwili zacząłem zadawać sobie nawet pytanie czy w realnym życiu też jest tak dysfunkcyjny, jak grany przez niego Karolek. O reszcie nawet nie warto wspominać.

Nie wierzę, że tak utalentowany twórca, jak Patryk Vega, którego „Pitbull” jest moim zdaniem jednym z najlepszych seriali ostatniej dekady, mógł nieświadomie popełnić tak słaby film. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to po prostu skok na kasę. Pomysł genialny – zrobić komedię z masą znanych nazwisk, przeprowadzić kampanię na niespotykaną w Polsce skalę i rozbić bank. Niestety wyszło podobnie, jak w przypadku „Gulczas, jak myślisz”. Żenująco i nieciekawie.

Przyznam się, że nie miałem pojęcia, na co się piszę, kiedy włączyłem „Ciacho”. Owszem, słyszałem parę niepochlebnych opinii, a sam nie spodziewałem się zbytniej rewelacji. Jednak to, co przeżyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jeśli myśleliście, że najgorsze polskie filmy to „Rh +” czy „Klątwa Doliny Węży” to żyliście w błogiej nieświadomości. Film Vegi nie jest zły. On jest fatalny.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)