Człowiek, którym Giertych mógłby leczyć homoseksualistów

Hitch - specjalista od kobiet, facet idealny, który prześwietla płeć piękną skuteczniej niż rentgen ma zadanie specjalne, bo klient to gość mocno specjalny. Nawet ewidentnie nieatrakcyjne panie, których życie erotyczne to seksualna stagnacja, nie rzuciłyby się na ten kąsek.

04.12.2006 18:08

Z powodzeniem Maciej Giertych, mógłby „leczyć” nim mężczyzn homoseksualistów. A tu, o ironio, nie o byle jakiej kobiecie marzy nasz bohater. Nie myśli zaspokoić się podrzędną staruszką, a piękną, bogatą kobietą- dziedziczką fortuny Allegrą Cole, której jest doradcą finansowym.

Nawet Hitch - nowojorski swat, facet, dla którego nie ma kobiet nie do zdobycia załamuję początkowo ręce. Próbuje w sposób radykalny zmienić Alberta, ale ten do końca, trochę przypadkowo, pozostaje sobą, no i raczej na dobre mu to wychodzi. Ale to tak naprawdę wątek poboczny.

Sedno filmu tkwi w Hitchu. Bo oto niespodziewanie - choć bohater nasz kobiety umie podrywać, raczej na tym polu teoretyzuje, a już na pewno pani rycerz na białym koniu mu się nie marzy, zakochuje się. Tu oczywiście sprawa nie jest taka prosta. Są małe zagmatwania, a wypróbowane metody nie zawsze skutkują. I właściwie tak wygląda film.

Średnią fabułę ratować powinien dowcip, humor, a tu te środki trochę szwankują. Chociaż przyznać trzeba, że film jest nienajgorszy... Nie ma co prawda zwrotów akcji, ale tych się raczej nie spodziewałam, no i przyznać trzeba, że jakiś tam humor jest. Są też całkiem zgrabne dialogi, no i obsada całkiem niezła. Oczywiście piję tu w ogromnej mierze do głównego bohatera. W tej roli Will Smith, który zagrał naprawdę na dobrym, swoim poziomie.

Znany w dużej mierze z komedii trzyma fason. Co mnie ujmuje w nim to to, że nie dochodzi w jego wykonaniu do, bardzo częstej w komediach, hiperbolizacji gestów, przez co film robi się zwykle nienaturalny i przerysowany. Tu było spokojnie, w kwestii gestów i debilnych „nadgestów” w stylu Jima Carrey’ego akuratnie.

O „Hitchu” powiedzieć można że był sympatyczny. Tylko nie wiem do końca czy sympatyczność to cel, do którego dążył reżyser. Bo to chyba miał być film z jajami. Ale trochę niezauważalne te jaja wyszły.

Chociaż Shawn Edwards nazwał film komedią roku, ja bym się pod tym nie podpisała. No chyba że był to rok dramatów i Harrego Pottera. „Hitch” nie jest filmem na wysokim, komediowym poziomie. Ot taka sobie sympatyczna opowiastka.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)