Czy świat na pewno dowie się, że most wysadzony w "Mission: Impossible 7" stoi w Polsce?
Norweski klif przeniesiono do Indii, stadion w Gdańsku do Paryża, a Wodospad Kamieńczyka do... Narnii. Tak działa przemysł filmowy. Czy świat na pewno dowie się, że sceny z Tomem Cruisem kręcone były na moście w Polsce?
W jednej ze scen filmu "Mission: Impossible 6" Ethan Hunt, grany przez Toma Cruise'a, próbuje nie spaść z 600-metrowego spektakularnego klifu. Obraz zapiera dech. Widz jest jednak przekonany, że chodzi o klif w Kaszmirze w Indiach, bo tak wynika ze scenariusza. Naprawdę jednak scena kręcona była na klifie Preikestolen w Norwegii, pośród malowniczych fiordów.
Już po premierze norweska agenda rządowa zajęła się więc reklamowaniem fiordu i klifu, przypominając, że to jednak atrakcja z kraju wikingów, a nie krajobraz hinduski.
Mimo że Norwegia zagrała Indie, Norwegom dalej zależy, żeby "Mission: Impossible 7" kręcone było u nich. Norweski Instytut Filmowy przyznał Amerykanom 50 mln koron dotacji (5 mln dolarów), a premier kraju Erna Soldberg zapewniła Cruise'a, że mimo pandemii kraj czeka na filmowców i nie będą musieli przechodzić kwarantanny, gdy przyjadą ponownie jesienią do Norwegii, kręcić część siódmą.
Śródziemie leży w Nowej Zelandii
Kolejne sceny do "Mission: Impossible 7" mają też powstać w Polsce, w kilku tajnych lokalizacjach, z których jedna - most pilchowicki - jest znana.
Ministerstwo Kultury zapewnia, że opłaci się nam to, bo Polska dzięki filmowi uzyska międzynarodowy rozgłos i promocję.
Czy jednak jest gwarancja, że scena z mostu Pilchowickiego będzie w scenariuszu sceną z Polski?
Robert Golba, polski producent filmu: - Nie umiem odpowiedzieć. Nie ma nigdy takich gwarancji. Scenariusz do dnia premiery jest ściśle tajny i jego całość zna kilka osób. Nawet aktorzy nie muszą znać całych sekwencji. My wiemy mniej więcej, jak będzie wyglądała dana scena, ale nie wiemy, jaka będzie sekwencja tych scen i jakiego miejsca na świecie będą one dotyczyły.
W filmach kręconych w Polsce zdarzało się już, że Warszawa grała Londyn, Gdańsk - Paryż (filmy bollywoodzkie), a Wrocław udawał Berlin. Tak czy inaczej miasta te zarabiały na przyciągnięciu produkcji zagranicznych.
W "Mission: Impossible - Fallout" Abu Dhabi zagrało Paryż, bo armia Emiratów miała na wyposażeniu potrzebne samoloty Boeing C-17. Francuski krajobraz dodano w postprodukcji.
Czy jednak można wypromować Polskę, mimo że scena ze spadającym pociągiem będzie w scenariuszu i na ekranie toczyła się np. w Szwajcarii czy innym kraju?
Golba: - Spójrzmy na "Hobbita" i "Władcę pierścieni". Na ekranie mieliśmy mitycznie Śródziemie, The Shire, a wszyscy wiedzieli, że te zdjęcia powstały w Nowej Zelandii. A sceny do Narnii nie były przecież kręcone w Narnii, tylko w Górach Stołowych. Dla promocji kraju nie ma takiego znaczenia, czy kraj gra siebie czy nie. Wystarczy spojrzeć na cały franchise Jamesa Bonda, gdzie wiele lokalizacji jest bardzo znanych, choć w filmie np. Norwegia grała Austrię. Dla dużych filmów hollywoodzkich wyznaczane są potem szklaki turystyczne i konkretne miejsca akcji są reklamowane. Liczy się przede wszystkim skala realizowanej sceny.
Jak to się robi?
Jak więc wylansować swój kraj, jeśli zagrał on już w filmie?
Po pierwsze są tzw. zdjęcia i filmy z "making of", czyli kulis powstawania filmu. Pokazują one, że Śródziemie było tak naprawdę odtworzone w regionie Waikato w Nowej Zelandii.
Po drugie producent, reżyser czy aktorzy o tym opowiadają w czasie wywiadów i konferencji prasowych.
Po trzecie wreszcie, agencje państwowe, takie jak Visit Norway czy Tourism New Zealand, odpowiadają za nagłośnienie sprawy.
Golba: - Trzeba ten fakt umiejętnie wykorzystać, żeby promocja nie poszła tylko na Polskę, ale na cały świat. Każdy film ma budżet na promocje, konferencje prasowe i uroczyste premiery. My negocjujemy ze studiem amerykańskim, żeby uruchomić ten pakiet promocyjny dla Polski. To jest olbrzymia machina promocyjna dotycząca kilku krajów, w których kręcony jest ten film i nikt nie zamierza tu pomijać Polski.