Wróg numer jeden
Gere nigdy nie krył się ze swoimi sympatiami politycznymi. Jest buddystą, bliskim przyjacielem Dalajlamy i ostro krytykuje politykę Chin wobec Tybetu. Robi to nie tylko w wywiadach i podczas protestów. Głośnym echem odbiło się jego wystąpienie na ceremonii Oscarów w 1993 r., kiedy ku rozpaczy gospodarzy gali przestał trzymać się scenariusza i potępił łamanie praw człowieka w Tybecie. Na odpowiedź nie musiał długo czekać.
Dziś jak twierdzi, przychodzi mu zapłacić za swoje wypowiedzi. Uważa, że Pekin wymusza na producentach filmowych, aby pomijali go przy wyborze obsady. A Hollywood słucha - w końcu Chiny zainwestowały miliardy dolarów w amerykański rynek filmowy. Państwo Środka ma też potężną widownię, z której fabryka snów chętnie czerpie zyski.