Dudziak i Kosiński. Kochali się jak szaleni, wszystko przerwała śmierć
Wylądowali w łóżku na pierwszej randce. Niby nic nadzwyczajnego. Kłopot w tym, że za ścianą była jego żona. Ta sama, która 4 lata później znalazła go martwego w wannie.
19.09.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:55
Po raz pierwszy spotkała Jerzego Kosińskiego w Nowym Jorku w 1978 r. Urszula Dudziak od 5 lat mieszkała w USA z mężem Michałem Urbaniakiem. - Zauważyłam go idącego w moją stronę. Bardzo chciałam powiedzieć: "Dzień dobry, nazywam się Urszula Dudziak. Jestem wokalistką jazzową z Polski". Ale kiedy zbliżyliśmy się do siebie, ostentacyjnie spuścił głowę. To mnie onieśmieliło. Kiedy po latach opowiedziałam mu tę historię, żałował, że go nie zatrzymałam. Mówił, że jego życie potoczyłoby się inaczej - wspominała w "Wysokich Obcasach".
10 lat później spotkali się ponownie. Zaiskrzyło. A życie Dudziak wywróciło się do góry nogami.
Jerzy Kosiński wyemigrował do USA pod koniec lat 50. W 1965 r. zadebiutował tam powieścią "Malowany ptak", którą okrzyknięto debiutem dekady. Za oceanem szybko zdobył pozycję, sławę i pieniądze. Jego debiut rozszedł się w milionach egzemplarzy i został przetłumaczony na każdy ważniejszy język.
Kiedy poznał Dudziak, jego gwiazda powoli przygasała. Kosiński od lat zmagał się z oskarżeniami krytyków i dziennikarzy.
Po pierwsze zarzucono mu plagiat, jakiego miał dopuścić się, pisząc powieść "Wystarczy być". Po drugie w prasie pojawiła się też sugestia, że wydarzenia opisane w "Malowanym ptaku" są literacką fikcją, a nie autentycznym zapisem makabrycznych wojennych losów pisarza.
Ona też była na rozdrożu. Jej małżeństwo z Urbaniakiem właśnie się rozpadło.
- Mój mąż rzucił mnie dla młodszej aktorki, która akurat miała w Ameryce swoje 5 minut, o mnie mówił per "stara żona". Tam w USA istnieliśmy jako duet i rozstanie też przyczyniło się do tego, że coraz mniej mieliśmy pracy. Chwilami myślałam, że sobie strzelę w łeb - mówiła w "Vivie!".
Dudziak została na lodzie. Bez konta w banku, bez wsparcia. I właśnie wtedy znów wpadła na Kosińskiego. Był jeden problem. Żona. Nazywała się Katherina von Fraunhofer.
Dudziak mówiła w "Wyborczej":
- Jurek nazywał to małżeństwem biurokratycznym. Od początku mieli osobne sypialnie. Ona była jak jego najbliższa przyjaciółka, siostra. A on miał zawsze drugie życie - przyjaciółki, kochanki. Nie weszłam tam jako ktoś, kto nagle zburzył harmonię.
W swojej książce "Wszystko wam wyśpiewam" piosenkarka pisze, że na pierwszej randce wylądowali w łóżku. Kosiński zabrał ją do swojego apartamentu na Manhattanie. W pokoju za ścianą była jego żona.
- Tak, on był żonaty i to był nasz dramat - mówiła kilka lat temu w wywiadzie Wojciechowi Staszewskiemu.
- On był miłością mojego życia, potrząsnął mną, zmienił mnie kompletnie. Byliśmy dla siebie stworzeni. Dzięki niemu czuję się atrakcyjną, dającą sobie świetnie radę w życiu kobietą. Bycie ze sobą było dla nas rodzajem terapii. Może również inspiracją, ale nie intelektualną, raczej psychiczną. Byliśmy dwiema zawieruszonymi duszami, które potrzebowały siebie. Żeby tworzyć, odchodziliśmy od siebie - mówiła Dudziak w "Wyborczej".
Kochali się do szaleństwa. Dzwonił codziennie, nawet z drugiego końca świata. Nagrywał się na automatyczną sekretarkę, śpiewał i czytał wiersze. Spalał się z zazdrości i nie mógł bez niej żyć. Z wzajemnością.
- Musisz mnie cały czas inspirować, podniecać, bo inaczej napiszę książkę telefoniczną nieistniejącego miasta - mówił ukochanej.
- Ciągle czekałam na jego telefon, żyłam nim. To mnie dławiło, wiązało, a jednocześnie uskrzydlało - mówiła artystka.
Szczęście trwało 4 lata. 3 maja 1991 r. Katherina znalazła ciało męża w łazience. Kosiński miał na głowie foliowy worek. Obok ciała leżała notatka: "Kładę się teraz do snu, na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością".
Sekcja zwłok ujawniła we krwi pisarza obecność środków odurzających i alkoholu. Na jego ciele patolodzy znaleźli ponadto ślady walki, jakby Kosiński ostatkiem sił próbował wygrać ze śmiercią.
- Zrobił to metodą polecaną przez Hemlock Society - nowoorleańską grupę pomagającą odejść z godnością beznadziejnie chorym - mówił w rozmowie z "Wyborczą" Janusz Głowacki, który w 2010 r. napisał o Kosińskim powieść "Good night, Dżerzi".
Dudziak długo nie mogła się pozbierać. Żałobę przekuła w sztukę. W 1997 r. ukazał się jej solowy album zatytułowany "Malowany ptak".
- Ból. Właśnie tym słowem mogę opisać tę płytę. Pracowałam tak długo, aż ból został oswojony moim głosem - mówiła "Wysokim Obcasom".
W 2012 r. Dudziak wydała wspomnienia "Wszystko wam wyśpiewam", w których pojawia się m.in. Jerzy Kosiński.