Gdzie są niegdysiejsze propagandy?
Wśród różnych dziwów i rarytasów, które można znaleźć na polskim rynku płyt DVD są też dwa sztandarowe dzieła kinematografii... jugosłowiańskiej. „Bitwa nad Neretwą” (1969) w reżyserii Veljko Bulajicia i „Sutjeska” (1973) Stipe Delicia głosiły – jak to się ongiś mawiało – chwałę partyzanckiego oręża i geniusz marszałka Tito, który nie tylko pokonał w II wojnie światowej przeważające siły niemiecko-włoskie, ale także doprowadził do zjednoczenia bałkańskich narodów.
16.08.2007 13:33
Niestety, to co możemy oglądać w Polsce woła o tę samą pomstę nieba, co fakt rozpadu Jugosławii. Jakość obrazu i dźwięku jest gorsza niż kopii VHS kupionej pokątnie na stadionie. Brakuje polskich napisów, za to koszmarnego lektora nie sposób wyłączyć. Może i to lepiej, bo i tak oba filmy mają angielski dubbing.
Co więcej – „Bitwa pod Neretwą” prezentowana jest w najkrótszej z istniejących, 102 minutowej wersji, pociętej i chaotycznej, która wyświetlana była w amerykańskich kinach (wersja najdłuższa liczy sobie 175 minut).
Jeszcze gorzej rzecz się ma z „Sutjeską”, przemianowaną przez dystrybutora na „Piątą ofensywę” i sprzedawaną w jakimś dziwacznym 80-minutowym, urywającym się nagle skrócie (mimo, że jak byk stoi napisane na pudełku, że film trwa minut 117). Wszelkie uwagi i zastrzeżenia proszę kierować na adres firmy Demel (właściciel licencji, demel@demelvideo.com.pl) lub Monolithu Video (dystrybucja i sprzedaż – namiary na stronie www.monolith.com.pl).
Ochłap, który pozostał z wysokonakładowych produkcji jest pocieszającym dowodem przemijania niegdysiejszej propagandy i smutnym świadectwem upadku jugosłowiańskiego mitu. Kilka lat po ostatniej wojnie bałkańskiej zupełnie inaczej ogląda się sceny batalistyczne (zwłaszcza te, w których ofiarami są cywile) i słucha internacjonalnych przemów bohaterów. Ale oprócz wyciągania gorzkich refleksji, można także brać z tych filmów przykład. Gdyż kiedyś spełniły one swoje zadanie.
Jugosławia była, jak wiadomo, krajem komunistycznym, rządzonym silną ręką marszałka, lecz jednocześnie utrzymywała status państwa niezależnego - na wschód od Zachodu, na zachód od Wschód – i otwartego we wszystkie kierunki.
Faktycznie, nie tylko z obu stron żelaznej kurtyny zjeżdżano tam na wakacje, ale też kręcono na jugosłowiańskiej ziemi filmy różnych „narodowości”.
Owe superprodukcje są właśnie przykładem takiej międzynarodowej współpracy. W „Bitwie nad Neretwą” wystąpili m.in. Yul Brynner, Siergiej Bondarczuk, Kurt Jurgens, Franco Nero i Orson Welles. Muzykę napisał zaś Bernard Herrmann (tak, ten sam, który komponował dla Hitchcocka). W „Sutjesce” w rolę marszałka Tito wcielił się... Richard Burton, a muzycznie film oprawił Mikis Theodorakis.
I tu, i tu padają ciepłe słowa pod adresem zarówno aliantów, jak i Rosjan. Są też dobrzy Włosi i nawet niemieccy żołnierze pokazani zostali w „ludzkim” świetle… Opłaciło się – „Bitwa nad Neretwą” dostała nominację do Oscara, natomiast „Sutjeska” otrzymała nagrodę u konkurencji, czyli na festiwalu w Moskwie. Oba filmy trafiły zresztą swego czasu także na polskie ekrany.
Obejrzałem je tuż przed szumnie zapowiadaną, bombastyczną defiladą w Warszawie z okazji święta wojska. Miałbym propozycję, by - zanim dojdzie do takich demonstracji siły - wybudować najpierw parę kilometrów autostrad. Przynajmniej pojazdy opancerzone ruszające na odsiecz zdemoralizowanej Europie nie będą grzęznąć w koleinach. Albo chociażby podstawić dodatkowo kilka klimatyzowanych autobusów.
Ludność jadąca na defiladę i z niej wracająca cisnęła się bowiem w nielicznych, a przegrzanych wozach. Wątpię jednak, by moje słowa przebiły się przez patriotyczne tromtadracje.
Ok, wiem, że jest parcie na narodowo-propagandowe dzieła. Cóż my jednak chcemy serwować światu ze staropolskiego menu? Opowieść o Katyniu i serię filmów poświęconych Powstaniu Warszawskiemu. Czyli znowu będziemy obnosić swoje rany, krzywdy, klęski i pretensje. A może by tak zmienić myślenie na bardziej... propagandowe właśnie? I polansować nasze zwycięstwa?
Trochę się ich zebrało – Grunwald, Wiedeń, wojna z bolszewikami, zwycięstwo Solidarności i upadek komuny. Niekoniecznie te przykłady muszą służyć leczeniu polskich kompleksów i wzmacnianiu etosu oblężonej twierdzy. Można z nich zrobić dowód na to, że i Polska przyczyniła się do zjednoczenia Europy oraz zwycięstwa pokoju na kontynencie. Jeśli będzie nam przyświecał duch internacjonalizmu, to i pieniądze łatwiej się znajdą, i gwiazdorska obsada sama się zgłosi.
Jugosławii już nie ma, lecz pamięć o niej wciąż jest na świecie żywa. Polska istnieje, ale co z tego, skoro mało kogo obchodzi?