Gemma Arterton: "Doceńcie swoje babki!" Wywiad z gwiazdą filmu "Zwyczajna dziewczyna" [WYWIAD]
- Wiesz, czego mężczyźni bali się jeszcze bardziej niż wojny? Że gdy ona się skończy, kobiety nie będą chciały wrócić do domów, obowiązków, schematów – o kulisach realizacji filmu "Zwyczajna dziewczyna" opowiada odtwórczyni głównej roli, brytyjska aktorka Gemma Arterton.
Anna Serdiukow: "Zwyczajna dziewczyna" to tytuł stworzony z myślą o polskim rynku, [oryginalny to "Their finest" – przyp. aut.]. Grasz Catrin, początkującą scenarzystkę, która przyjmuje posadę w Sekcji Filmu Ministerstwa Informacji. Są lata 40., w tle wybuchają bomby zrzucane na Londyn, a Catrin uczy się życia. Wszystko można o niej powiedzieć, ale chyba nie to, że jest zwyczajna.
Gemma Arterton: A mnie cieszy ten polski tytuł. Gdy poznajemy Catrin ona właściwie jest zwyczajna. Skromna, nieśmiała, niczym się nie wyróżnia i nie wie, na co ją stać. To introwertyczka, która nie chce skupiać na sobie uwagi. Pewne rzeczy nie ulegną zmianie, ale Catrin z czasem nabierze pewności siebie.
*Stanie się... niezwyczajna? *
To niewłaściwe słowo. Catrin pozostanie wierna sobie i swoim ideałom, tyle że ta jej zwyczajność nie będzie stanowić już przeszkody, również dla niej samej. Dziewczyna pozna swoje możliwości, limity, cele. Zada sobie trudne pytania: kim chce być, na czym jej zależy, czy mężczyzna, z którym żyje pozwala jej się rozwijać, realizować...
*Niełatwe i nieczęste pytania jak na lata 40. *
Nie każda dziewczyna umie i chce je sobie zadać dzisiaj. Nasz film – choć nie jest manifestem – z pewnością traktuje też o emancypacji. Catrin dojrzewa, ale przede wszystkim nabiera świadomości feministycznej. To bardzo wartościowe pod względem obyczajowym kino. Inny portret czasu II wojny światowej, bo ukazujący perspektywę kobiet, a nie żołnierzy, oczywiście z całym szacunkiem dla żołnierzy. Polecam "Zwyczajną dziewczynę" wszystkim mężczyznom.
Dlaczego?
Panowie, zobaczcie film, a potem wrócicie do domów i docencie swe żony, matki, siostry. Docencie babki! Kobiety musiały przejść niezwykłą drogę, by znaleźć się w punkcie, w którym są dziś. To nie koniec wędrówki, ale nasz film to dowód na postęp cywilizacyjny w tym względzie. Nie chodzi o parytety, o to ile jest nas w sejmie, czy o to, że możemy się kształcić, nosić spodnie i stosować antykoncepcję. To wszystko jest ważne, ale równie istotne jest to, by kobiety szanowany siebie nawzajem i miały wiarę we własne możliwości. Nie każda rodzi się wyposażona w te atrybuty, wiele z nas musi je wypracować.
Kobiety odpuszczają już na starcie, często – z racji płci – obawiając się czy podołają rywalizacji?
Rywalizacji czy jakimś innym kryteriom. Nie mają odwagi, boją się publicznej weryfikacji, oceny, ośmieszenia. Nie wierzą że im się uda, obawiają się, że skompromitują siebie lub bliskich. To niesłuszne myślenie. Nasz film mówi o pewnym procesie, który musiał się dokonać w społeczeństwie, w mentalności kobiet i mężczyzn. Taki przykład: mąż Catrin ma problem z tym, że ona zarabia więcej od niego. Chce ją odesłać na walijską prowincję. To absurd! Zamiast podtrzymywać Catrin na duchu, utwierdzać ją w postanowieniach, ukochany każde jej wybierać pomiędzy powinnościami żony, a karierą. Te zdarzenia miały miejsce niedawno, niespełna osiemdziesiąt lat temu.
Czuję, że polubiłaś Catrin
Bardzo. Spodobało mi się to, że główną bohaterką jest wycofana, zagubiona, nieco naiwna dziewczyna z Walii. Jak często powstają filmy z myślą o takich kobietach? Według mojej wiedzy rzadko.
Catrin nie jest ani przebojowa, ani piękna. Nie stoi za nią żadna kontrowersja czy wielka sprawa. Przeczytałam scenariusz i pomyślałam sobie – że nawiążę do polskiego tytułu – każda zwyczajna dziewczyna może taka pozostać i zawojować świat. Chociażby ten najbliższy, najmniejszy, wokół siebie. I to będzie jej wielki sukces.
Wróćmy do fabuły. Catrin zostaje zatrudniona jako współscenarzystka filmu propagandowego, który ma podnieść morale narodu – dać nadzieję mężczyznom na froncie i kobietom w domach.
Moja bohaterka myśli że przychodzi w sprawie posady sekretarki, ale okazuje się, że ma być współautorką fabuły opowiadającej o wydarzeniach w Dunkierce. Zatrudniający ją szefowie chwalą rysunki satyryczne jej autorstwa, które ukazują się w jednej z gazet. Na ich podstawie chcą zatrudnić Catrin.
Aż dziwne, że prace młodej kobiety bez dorobku były drukowane w tamtych czasach w gazecie codziennej.
Front zabiera bez skrupułów młodych mężczyzn. Rok 1940 był czasem trwającej mobilizacji wojskowej i poboru. W tamtym okresie zwalniało się mnóstwo stanowisk, zresztą w filmie pada nawet takie zdanie, że wojna to zawodowa szansa dla kobiet i starców. Bolesne, ale prawdziwe. Scenarzystka Gabby Chiappe zrobiła dokładny research.
Świetnie oddano realia pracy kobiet. Catrin była szanowana i ceniona, ale nie mogła zarabiać tyle, ile jej koledzy.
Moja bohaterka zarabia 2 funty tygodniowo. Więcej nie może, choć praca mężczyzn w tym samym resorcie jest wyceniana wyżej. To są powszechnie dostępne dane na temat zarobków kobiet w okresie wojennym na Wyspach.
*Nazwisko Catrin nie mogło też pojawiać się w napisach końcowych. *
A podczas rozmów z szefami Ministerstwa Informacji była przedstawiana nie jako scenarzystka, ale jako specjalistka od kobiecych dialogów, tzw. gatki-szmatki. Producenci zatrudniając ją mówili, że potrzebują jedynie kogoś, kto trafiłby w gust kobiet. Trywializowali jej rolę i znaczenie, akurat kobiety w tamtych czasach stanowiły w kinach większość, była to najliczniejsza grupa odbiorcza.
Catrin miała pisać filmowe dialogi z uwzględnieniem potrzeb kobiet, jednak szybko inteligencja i poczucie humoru zapewniły jej awans. Mimo promocji, długo nie była traktowana na równi z kolegami. Gdy na planie zwróciła uwagę aktorowi, który pomijał niektóre napisane przez nią kwestie, została odesłana do biura za karę i przez jakiś czas nie miała prawa pojawiać wśród ekipy. I choć ta "filmowa fikcja” może nam dziś wydawać się śmieszna, do końca bawić nas nie powinna. Chiappe pisząc rolę Catrin inspirowała się powieścią Lissy Evans, ta z kolei bazowała na prawdziwych wydarzeniach i wspomnieniach Brytyjek z okresu II wojny światowej. Filmowe okoliczności zatrudnienia Catrin w Sekcji Filmu są "wyjęte” z życia.
Ostatecznie dochodzi do realizacji filmu według scenariusza Catrin. Poznajemy kulisy – zresztą niezwykle fascynujące – powstawania kina lat 40. Pada takie ładne zdanie: film to życie bez nudnych fragmentów.
Kino fascynuje ludzi od dawna. "Zwyczajna dziewczyna” ukazuje mechanizmy, które sprawiają, że widzowie tracą głowę dla filmów, chodzą na jeden pięć razy. W dobrym filmie jest jak w dobrej książce – masz jasne założenia, prosty przekaz, wyraźną strukturę, widzisz cele, początek i finał. Kino, które porywa tłumy, pozwala wierzyć, że zło, które się wydarzyło nie było bezsensowne. Inaczej niż w życiu.
W "Zwyczajnej dziewczynie” społeczeństwo brytyjskie domaga się rozrywki. Wojna trwa w najlepsze, więc można by założyć, że ludzie będą skupieni na czymś innym niż ruchome obrazki – na rzeczach istotnych, fundamentalnych. Tymczasem chcą odbicia od rzeczywistości.
Rzeczywiście, opowiadamy o kulisach powstawania filmu w dość specyficznym czasie, bo podczas II wojny światowej. I podoba mi się ten przekaz – sztuka może cię uratować w życiu przed wieloma zagrożeniami. Głęboko w to wierzę.
Na ile ważne było oddanie realiów II wojny światowej?
Wszystkim zależało, by wypadło to realistycznie. Chcieliśmy uniknąć obrazu wojny jako niebezpiecznego, ale filmowo atrakcyjnego motywu. Zarówno reżyserka Lone Scherfig, jak i operator Sebastian Blenkov pochodzą z Danii. Może dzięki temu, ich spojrzenie na ten kraj okresu wojny pozbawione jest sentymentalizmu i takiej romantycznej mgiełki. Bardzo wiarygodnie starali się ukazać na przykład czas nalotów, bo mimo bombardowań życie toczyło się dalej. Ginęli ludzie, głodowano, sieroty błąkały się po ulicach, a jednak świat się nie zatrzymał. Trzeba było pracować, zdobywać pożywienie, walczyć o przetrwanie, ale być może – z punktu widzenia młodych – jeszcze ważniejsze było to, że wieczorami dziewczyny chciały ładnie wyglądać i iść z chłopakiem na krzepiący film.
Bohaterki tego filmu mimo trwającej wojny rzeczywiście dbają o siebie. Na ile kostium definiował twoje myślenie o Catrin?
Rozumiałam jej potrzebę zachowania kobiecości. Nie chciała się stroić, ale w tych wyjątkowych czasach pragnęła zachować pozory normalności.
Jej kostiumy są formalne, a jednocześnie bardzo kobiece.
Mieliśmy trudne zadanie. Ubrana w ciuchy sekretarki z lat 40. – dopasowane garsonki, spódnice z wysokim stanem, wcięte żakiety, fikuśne kapelusiki – czułam się seksownie. To nie było to. Pomyślałam sobie, że Catrin na pewno chciałaby podkreślić kobiecość, czy może raczej dziewczęcość, ale to skromna osoba, więc nie robiłaby tego nachalnie. Kołnierzyki moich koszul były zawsze zapięte na ostatni guzik pod szyją. Mogłam mieć bardzo dopasowaną spódnicę, ale wystrzegaliśmy się dekoltów czy głębokich rozcięć. Trochę w myśl zasady: im więcej zakrywasz, tym bardziej rozbudzasz apetyt.
Co ciekawe, realizacja tego filmu uruchomiła we mnie wspomnienia dotyczące dziadka. On przeżył wojnę. Do końca swojego życia przechowywał w szafie dwa garnitury, zakładał jeden lub drugi w zależności od okoliczności i święta. Miał to ściśle określone i bardzo przestrzegał tych reguł. Mówiłm, że tego nauczyła go wojna.
*Dbania o odpowiednią oprawę? *
Tak, by z pozoru błahym zdarzeniom umieć nadać wyjątkowego charakteru. Dziadek nigdy nie wyszedł z domu bez kapelusza czy uczesania wąsów. Drobne rzeczy, a sprawiały, że wspólny spacer do parku nabierał wyjątkowego znaczenia.
*Mówisz, że ujęcie reżyserki pozbawione było sentymentalizmu, czy ten film zmienił twoje spojrzenie na wojnę? *
Zmieniło się moje postrzeganie ludzi. Wiesz, czego mężczyźni bali się jeszcze bardziej niż wojny? Że gdy ona się skończy, kobiety nie będą chciały wrócić do domów, obowiązków, schematów. Że nie zdołają zamknąć kobiet na powrót w klatkach. To fragment z filmu, wyimek scenariusza Gabby Chiappe. Na pewno wcześniej nie miałam takich przemyśleń.
Ten film na pewno otworzył mi oczy na kilka spraw. Poznałam kobiety – bohaterki tego filmu – których praca i poświęcenie były marginalizowane. Za fikcyjnymi postaciami kryją się prawdziwe życiorysy, wiem to od Chiappe. Dlatego cieszę się, że mogliśmy pokazać, że to właśnie kobiety organizowały pracę Ministerstwa Informacji. Cały sztab mężczyzn mógł sprawnie pracować, bo ich codzienność dopinały kobiety. To nie są feministyczne akcenty, tak wyglądały realia i pewnie w niektórych miejscach wyglądają do dziś.
Prawdę mówiąc "Zwyczajna dziewczyna” jest filmem, który od razu wydał mi się nieco inny. Kobiety nie mają w nim funkcji jedynie dekoracyjnej, ich dialogi coś znaczą, to nie są gatki-szmatki. Fakt, mężczyźni byli na froncie, ale kobiety organizowały ich życie codzienne. Bez tego nie byłoby o co walczyć, zdaje się że zapominamy o tym.
Rozmawiała Anna Serdiukow