Halina Bednarz: ciągle prześladuje ją wypadek sprzed lat. „Cudowne ocalenie”
20.01.2017 | aktual.: 19.04.2019 20:13
Choć kocha aktorstwo, nie miała zbytniego szczęścia do dużego ekranu. W filmach przewijała się zazwyczaj na drugim planie, a widzowie kojarzą ją głównie z seriali. Wśród nich znalazły się m.in. "W labiryncie", "Samo życie", "Ranczo" czy "Plebania".
Jednak Halina Bednarz nie żałuje, że nie udało się jej zrobić zawrotnej kariery przed kamerami. Tak naprawdę znacznie bardziej ceni sobie występy na scenie i cieszy się, że reżyserzy teatralni o niej nie zapominają.
Życie Haliny Bednarz pełne było wzlotów i upadków, ale aktorka zapewnia, że nie zamierza narzekać. Od kilkudziesięciu lat jest szczęśliwą żoną i matką. Do dziś jednak prześladuje ją wspomnienie pewnego wypadku sprzed lat, który mógł skończyć się tragicznie.
– Wiedziałam, że zdarzył się cud - mówiła, dodając, że "cudowne ocalenie" całkowicie zmieniło jej życie.
Cudowne dzieciństwo
Swoje dzieciństwo wspomina z ogromnym sentymentem i nie kryje, jak wiele zawdzięcza rodzicom.
- Zawsze czułam się bardzo kochana* - opowiadała w "Życiu na gorąco". *- Rodzice mi ufali, miałam dużo swobody. Reguły wyznaczały się same. Od dziecka wiedziałam, że warto być dobrym. Miałam wiarę we własne siły i możliwości. Nauczyłam się też, że pokonanie przeszkód wzmacnia. Do dziś żyję tak, by móc patrzeć sobie w oczy.
Bednarz długo nie mogła się zdecydować, co właściwie chciałaby robić w życiu. Po maturze planowała iść na prawo, medycynę albo polonistykę. Jednak niespodziewanie zdecydowała się na warszawską szkołę teatralną.
"Zawalił mi się świat"
Wtedy też przeżyła pierwszy wielki zawód. Chociaż przygotowywała się do egzaminu, poniosła porażkę.
*- To był jeden z najtrudniejszych momentów w moim życiu. Miałam poczucie, że zawalił mi się cały świat *- wspominała.
Nie zamierzała się jednak poddawać. Zatrudniła się jako adeptka w teatrze w Gnieźnie i tam nabierała doświadczenia. W 1982 roku otrzymała wymarzony dyplom, a zaraz potem zaproponowano jej angaż w Teatrze Popularnym.
Równocześnie Bednarz próbowała także swoich sił przed kamerami, ale bez większych sukcesów. Pojawiła się w filmach – między innymi "Awanturze o Basię", "Koglu-moglu", "Komedii małżeńskiej", a ostatnio w "Anatomii zła". Niestety zazwyczaj na drugim, a nawet trzecim planie.
Książę na białym koniu
Bednarz twierdziła, że nigdy nie zależało jej na sławie. Najważniejsza była dla niej zawsze rodzina. Swojego przyszłego męża, Benedykta Poradę, poznała na ślubie przyjaciółki ze studiów. Choć początkowo nie w głowie były jej romanse. Gdy zaczął ją podrywać, postanowiła go delikatnie spławić.
– Bawiliśmy się na Starym Mieście, w modnym wówczas Bazyliszku. Benedykt bardzo mnie adorował, potem zapraszał do innego, ale równie znanego i prestiżowego lokalu *– cytuje jej słowa "Rewia". *– Nie chciałam przyjmować zaproszenia i, żeby zgrabnie odmówić, powiedziałam: Dobrze, ale tylko na białym koniu!
Porada zniknął na kilkanaście minut. Okazało się, że w tym czasie pobiegł wypożyczyć dorożkę.
- Byłam tak zaskoczona jego operatywnością i fantazją, że nie miałam już innego wyjścia i musiałam się zgodzić- skwitowała rozbawiona aktorka.
Porzucona kariera
Pozwoliła zaprosić się na randkę, potem na kolejną, ale podkreślała, że nie chciała dawać Poradzie większych nadziei.
- Nie przypuszczałam, że ta znajomość skończy się trwałym związkiem i ślubem. Byłam wtedy bardzo zajęta pracą w warszawskim Teatrze Popularnym, bo grałam tam we wszystkich spektaklach i to główne role – opowiadała.
On jednak nie zamierzał rezygnować i nieustannie zabiegał o jej rękę. Cierpliwość się opłaciła i Porada wreszcie dopiął swego. Kiedy na świat przyszła ich córka Agnieszka, Bednarz podjęła trudną decyzję i praktycznie bez reszty postanowiła poświęcić się wychowywaniu dziecka.
- Przez 16 lat aktorką byłam na tyle, na ile pozwalały mi obowiązki domowe - wyznawała w "Życiu na gorąco". - Ale te lata pokazały mi nowe dziedziny życia: partnerstwo, macierzyństwo. Uczyłam się, jak poszerzać swoje człowieczeństwo.
"Zdarzył się cud!"
To spokojne i szczęśliwe życie zakłóciła jednak tragedia, która wywróciła jej świat do góry nogami.
– To był przełom w moim podejściu do istnienia. Wracałam wtedy z córeczką od rodziców, z Poznania do Warszawy. Nagle olbrzymi TIR zmiażdżył mój samochód. Choć wyglądało to przerażająco, nic nam się nie stało!* – wspominała w "Rewii". *- Eksperci od wypadków nie mogli w to uwierzyć. Wiedziałam, że zdarzył się cud!
Dzięki temu wypadkowi Bednarz zaczęła też inaczej patrzeć na pewne rzeczy.
- Wierzę, że to, co ludzi spotyka, ma sens. Z czasem okazuje się jaki. To wtedy nauczyłam się celebrować każdą chwilę - wyznawała w "Życiu na gorąco".* - Nie tracić czasu na rzeczy mało istotne i podchodzić do pewnych spraw z większym dystansem. Mam w sobie otwartość na to, co przyniesie los, i potrafię się z tego cieszyć.*
"Smakuję życie"
Ten wypadek jeszcze bardziej zbliżył Bednarz do jej córki. Aktorka była przerażona samą myślą, że tak niewiele brakowało, a mogłaby stracić swoje ukochane dziecko. Dlatego też tak długo zwlekała z powrotem do pracy, chciała mieć pewność, że zapewniła swojej córce jak najlepsze życie.
Obecnie Agnieszka mieszka w Brazylii, gdzie pracuje w agencji reklamowej jako dyrektor do spraw mediów internetowych.
- Spotykamy się raz albo dwa razy w roku. Kontaktujemy się kilka razy w tygodniu - tłumaczy Bednarz. Na pytanie, czy jest szczęśliwa, aktorka odpowiada bez wahania - tak.
Obecnie można ją oglądać na deskach warszawskiego Teatru Capitol.