Hanna Bieluszko: Tak zaczynała gwiazda ''M jak miłość''
16.11.2015 | aktual.: 22.03.2017 12:40
Nie dziwi się, kiedy ludzie na ulicy nazywają ją „panią doktor” albo Krystyną. Jednak mimo że tak wielką popularność Hanna Bieluszko zdobyła dzięki serialom, widzowie mogli poznać się na jej aktorskim talencie znacznie wcześniej.
Nie dziwi się, kiedy ludzie na ulicy nazywają ją „panią doktor” albo Krystyną. Jednak mimo że tak wielką popularność Hanna Bieluszko zdobyła dzięki serialom, widzowie mogli poznać się na jej aktorskim talencie znacznie wcześniej.
Zanim zagrała bowiem w „M jak miłość” czy „Barwach szczęścia”, odnosiła sukcesy na scenie teatralnej i,* choć niestety bez powodzenia, próbowała wybić się na wielkim ekranie.*
36 lat temu, 21 sierpnia 1978 roku, zagrała w jednym z pierwszych swoich filmów, „Nauce latania” w reżyserii Sławomira Idziaka. Wcieliła się w Wiesię, młodą lekarkę, która wraz z młodszym bratem Tomkiem spędza wakacje w Żywcu. Stosunki między rodzeństwem są bardzo napięte i chłopiec całą swoją uwagę poświęca trenowaniu skoków narciarskich. Wkrótce dochodzi do tragedii...
Wiecznie w trasie
61-letnia Bieluszko o aktorstwie marzyła od dziecka. Jako kilkuletnia dziewczynka wraz z przyjaciółmi bawiła się w teatr. Kilkanaście lat później stanęła przed komisją egzaminacyjną w warszawskiej PWST.
Nie powiodło się jej za pierwszym razem, ale za to z otwartymi ramionami powitano ją dwa lata później w Krakowie.
Już jako absolwentka trafiła do teatru im Stefana Jaracza w Łodzi, zaliczyła krótki epizod na warszawskich scenach, by wreszcie osiąść w Krakowie. Ale nie na stałe - praca na planie seriali wymaga od niej nieustannych podróży.
Miłosne rozczarowanie
Swojego pierwszego męża poznała jeszcze na studiach - początkowo był to związek na odległość; ona studiowała aktorstwo w Krakowie, on reżyserię w Łodzi.
Ale małżeństwo okazało się pomyłką i po kilku latach Bieluszko poprosiła o rozwód. Wspominała później, że wszystko potoczyło się zbyt szybko, a ona była stanowczo za młoda, by zakładać rodzinę.
Rozstanie ją załamało. Przez długi czas nie chciała się z nikim wiązać. Pocieszenia szukała w pracy. I tam wkrótce spotkała miłość swojego życia.
Jak nie reżyser, to aktor
Jerzego Światłonia poznała właśnie w teatrze. Oboje szybko zrozumieli, że są dla siebie stworzeni i nie mogą bez siebie żyć.
- Pomyślałam, że skoro nie wyszło mi z reżyserem, to z aktorem powinno być lepiej* - śmiała się Bieluszko w _Życiu na gorąco_. *- W końcu, kto lepiej zrozumie aktora, jeśli nie drugi aktor!
Kiedy na świat przyszła ich córka Maria, Bieluszko całkowicie poświęciła się macierzyństwu.
- Mam z nią bardzo dobry kontakt - mówiła aktorka kilka lat temu. - I właśnie ze względu na córkę nie planujemy żadnych przeprowadzek, choć być może w stolicy mielibyśmy większe szanse i możliwość zawodowego rozwoju. Życie nauczyło mnie, że rodzina jest najważniejsza i nawet najbardziej atrakcyjna rola nie zastąpi mi uśmiechu moich najbliższych.
''Lubię grać potwory''
Przyjaciele mówią, że Bieluszko to prawdziwa twarda babka, kobieta dynamit, niezależna, walcząca o swoje indywidualistka.
Nic więc dziwnego, że gdy aktorce, po kilku latach odgrywania cichej i nieszczęśliwej Reni Zakrzewskiej, zaproponowano rolę Krystyny Złotej, nie posiadała się z radości.
- Lubię grać potwory, choć wiem, że to niebezpieczne - mówiła w Dzienniku Polskim. - Widzowie seriali nie lubią takich postaci, wolą słodkie buzie, uśmiechy i czułostkowość. Nie potrafię grać takich anielic, bo to śmiertelnie nudne! Ile można słodzić?
''Wszystko przede mną''
Ale choć kocha swój zawód, podkreśla, że aktorstwo nie jest jej całym światem. Najbardziej ceni sobie chwile spędzane w rodzinnym gronie, z mężem i córką.
- Nie jestem wariatką teatralną, staram się zachowywać równowagę życia, nie przypisując temu zawodowi nadzwyczajnych walorów. Poza teatrem też jest życie [...] a przede wszystkim Marysia jest na pierwszym miejscu - opowiadała w Dzienniku Polskim. By zachować lepsze samopoczucie, zmieniła też tryb życia.
- Poza tym ostro zabrałam się za siebie: nie palę papierosów, pływam, jeżdżę na rowerze i bardzo schudłam.
A jakie ma plany na przyszłość?
- Myślę, że wiele do zrobienia jest przede mną, również w teatrze, tak więc nie wybieram się na żadną emeryturę. Nie cieszcie się, koleżanki - mówiła. I dodawała: - Wszystko przede mną. I mam nadzieję, że niejedna rola też. (sm/gk)