Hollywoodzki filmowiec przed polskim sądem. Sprawa ciągnie się od dwóch lat

Matthew Libatique przyleciał w 2018 r. do Bydgoszczy na Camerimage i z pewnością nie wspomina dobrze swojego pobytu w Polsce. Światowej sławy operator został wtedy zatrzymany przez policję i usłyszał zarzuty, za które może trafić za kratki na kilka lat. Teraz złożył do sądu nowy wniosek.

Matthew Libatique został zatrzymany w Bydgoszczy w listopadzie 2018 r.
Matthew Libatique został zatrzymany w Bydgoszczy w listopadzie 2018 r.
Źródło zdjęć: © Getty Images

Problemy Matthew Libatique'a z polskim prawem zaczęły się w listopadzie 2018 r. Operator filmowy, znany ze zdjęć m.in. do "Czarnego łabędzia" czy "Narodzin gwiazdy", nie trafił wtedy do aresztu na trzy miesiące, ale miał wpłacić 100 tys. zł poręczenia majątkowego. Dwa lata po wybuchu afery ciągle nie widać finału tej sprawy.

Jak donosi "The New York Times", Libatique złożył wniosek, który pozwoli mu zeznawać przed polskim sądem bez konieczności opuszczania USA. Nowojorczyk chce się połączyć z salą rozpraw za pośrednictwem transmisji on-line, co jest często stosowanym zabiegiem w dobie pandemii koronawirusa. Tak samo zeznawali świadkowie w niedawnym procesie Johnny'ego Deppa, który wytoczył sprawę brytyjskiemu tabloidowi.

Według najnowszych ustaleń Libatique ma zeznawać przed polskim sądem dopiero w lutym 2021 r.

Przypomnijmy, że jest to pokłosie zdarzenia, do którego doszło w listopadzie 2018 r. w jednym z bydgoskich hoteli. We wtorek 13 listopada ok. piątej rano wezwano tam funkcjonariuszy policji. Na miejscu mieli zobaczyć ratowników medycznych i mężczyznę, który się z nimi szarpał i był bardzo agresywny. Miał rozbity nos i był pod wyraźnym wpływem alkoholu. Rzekomym agresorem okazał się operator filmowy z Hollywood, który przybył do Polski na zaproszenie organizatorów festiwalu Camerimage.

Tego samego dnia przedstawiono mu zarzuty naruszenia nietykalności, spowodowania obrażeń ciała i znieważenia dwóch ratowników medycznych i policjanta. Za zaatakowanie funkcjonariusza na służbie grozi mu do trzech lat więzienia.

Jak nieoficjalnie dowiedziało się radio RMF FM, 50-latek miał we krwi ponad 3 promile alkoholu. Polscy obrońcy Libatique'a podkreślali w oświadczeniach, że w całej sprawie jest dużo znaków zapytania i twierdzili, że ich klient został odurzony narkotykami.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)