"Więzień labiryntu: Lek na śmierć", reż. Wes Ball
Część pierwsza była powiewem świeżości w skostniałym od Wielkich Emancypacyjnych Przekazów kinie młodzieżowym (lub dla młodych dorosłych, jak kto woli). Ekscytującym survivalem, w którym chroniące labiryntu stwory wywoływały autentyczną gęsią skórkę. Część druga, gdy bohaterowie wyszli ze swego więzienia, by odkryć kolejny efektownie wykonany, lecz dość wtórny dystopijny świat, była lekkim zawodem. Ale i tak trzymała poziom.
Czy "trójce" uda się zamknąć trylogię z przytupem? Odpowiedź poznamy już w styczniu. Nie przejmujcie się zimową datą, rezerwowaną często dla marnych filmów. W przypadku "Leku na śmierć" wynika ona w głównej mierze z wypadku, jakiemu uległ na planie aktor Dylan O’Brien, przez co produkcja musiała zostać na jakiś czas wstrzymana.