Jakub Szamałek: "Technologie mogą być wykorzystywane po to, by nas nękać i inwigilować"
Na ekrany kin wchodzi właśnie film "Ukryta sieć", na podstawie pierwszej części bestsellerowej trylogii Jakuba Szamałka o tym samym tytule. Film porusza tematy cyberprzestępczości i darknetu. - Czy tego chcemy, czy nie, internet kształtuje to, co się dzieje w rzeczywistości. A ja miałem wrażenie, że nie rozumiem, jak to działa - mówi pisarz w rozmowie z WP.
Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski: Czy korzysta pan z mediów społecznościowych?
Jakub Szamałek, autor książki "Ukryta sieć", która została zekranizowana i współautor scenariusza: Wtedy, kiedy muszę. Ale nie zawsze tak było. Podejrzewam, że byłem w gronie pierwszych Polaków, którzy w ogóle się z mediami społecznościowymi zetknęli. Facebook na początku był dostępny tylko dla studentów uczelni amerykańskich, a później został rozszerzony na uczelnie brytyjskie. Tak się złożyło, że ja wtedy byłem jeszcze na studiach w Anglii, więc miałem z tym styczność bardzo wcześnie. Na początku to było coś fajnego. To było takie przedłużenie korkowej tablicy, która wisi w akademiku. Można tam było o coś zapytać albo poinformować o imprezie, albo przypiąć śmieszne zdjęcie. Z czasem okazało się, że to jest coś nieco innego, że to nie jest prywatna czy też półprywatna przestrzeń, że nie działa jak zwykła tablica, tylko to jest skomplikowany system algorytmów, które służą konkretnym celom, więc z czasem mój entuzjazm nieco ostygł.
Skąd wziął się pomył na książkę poruszającą temat cyberbezpieczeństwa i darknetu?
Przez dosyć długi czas niespecjalnie interesowałem się nowymi technologiami. Z wykształcenia jestem archeologiem, więc dla mnie ekscytujące technologie to był piec garncarski albo gręplarka do wełny. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że nowe technologie to już nie jest kwestia zainteresowań, tylko to wkracza w moje życie, staje się wszechobecne i nie jest już kwestią wyboru. Czy tego chcemy, czy nie, teraz internet mamy i w życiu prywatnym, i w zawodowym. Internet też kształtuje to, co się dzieje w rzeczywistości. A ja miałem wrażenie, że nie rozumiem, jak to działa, że nie jestem świadomy, jakie zasady tym rządzą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I chciał się pan tego dowiedzieć?
Mam taką konstrukcję psychiczną, że jak czegoś nie rozumiem, to chcę to zrozumieć. Zacząłem dużo czytać, rozmawiać z ludźmi, którzy wiedzieli więcej ode mnie i bardzo mnie to wciągnęło. Okazało się, że jak się już przełknie te megabity i megaherce, to jest to bardzo ciekawe pole do eksploracji. Miałem też poczucie, że literatura nie bardzo próbuje się z tym tematem zmierzyć. Że technologie to jest coś, co jest spychane do powieści science-fiction. Że jeżeli pojawiają się technologie, to jest to dla fascynatów, którzy jeżdżą na konwenty słuchać o statkach kosmicznych. A tymczasem wszystko to, co opisuję w cyklu "Ukryta sieć", dzieje się tu i teraz.
Mam też głębokie przeświadczenie, że rolą kultury popularnej jest, by opowiadać o naszych wspólnych doświadczeniach, naszym wspólnym świecie, po to, byśmy mogli spojrzeć na niego z nieco innej perspektywy, przemyśleć coś, poczuć. Wydaje mi się, że jeżeli literatura czy film unikają tematu nowych technologii, to utrudniają nam przyswojenie tego, co się zmieniło, co teraz działa inaczej i prawie przestajemy rozumieć świat, w którym żyjemy. To jest bardzo dezorientujące, ale też wydaje mi się, że na dłuższą metę niebezpieczne. Więc chciałem napisać książkę, która z jednej strony będzie fajnym thrillerem, czymś, co wciąga i budzi emocje, ale z drugiej strony pokaże, gdzie my jesteśmy z tymi technologiami i że to wcale nie jest science-fiction.
Czy pana ostatnia książka "Stacja" nie jest literaturą science-fiction?
Właśnie nie. To jest ciekawe, że kiedy mówiłem znajomym czy rodzinie, że będę pisał thriller, którego akcja toczy się na pokładzie międzynarodowej stacji kosmicznej, to oni wszyscy myśleli, że napiszę science-fiction. Ale przecież stacja istnieje i krąży wokół Ziemi od 20 lat. To nie jest jakaś szalenie nowa rzecz. Nic, poza losami postaci, nie jest w tej książce zmyślone. Opisy działania stacji są w mojej książce zbudowane w oparciu o dokumentację NASA.
W ostatnich latach mieliśmy już kilka filmów i książek, które całkiem realistycznie opisywały podróże w kosmos – jak "Marsjanin" czy "Grawitacja".
Myślę, że kosmos jest tematem, który wraca i będzie wracał w popkulturze, zwłaszcza, że wiele się tam teraz dzieje. Tak jak wcześniej w czasie zimnej wojny mieliśmy wyścig kosmiczny między USA a Rosją, tak teraz, po dekadach względnego spokoju, rozpoczyna się wyścig pomiędzy Chinami a Stanami Zjednoczonymi. Zaraz NASA będzie wysyłała załogową misję na Księżyc, więc znów zobaczymy jego powierzchnię, tylko tym razem w rozdzielczości HD. Poza tym widać, że prywatne firmy, jak SpaceX, zupełnie zmieniły sposób, w jaki ten system działa. Będziemy latać w kosmos częściej, szybciej, dalej. Na pewno też ci wszyscy znudzeni multimiliarderzy będą zaglądać na orbitę częściej. Więc science-fiction to już jest nasza rzeczywistość. Jak mówił William Gibson, "przyszłość już tu jest, tylko nierówno dystrybuowana". Myślę, że to jest bardzo adekwatny cytat do naszych czasów.
Mam wrażenie, że pisząc książki, chce się pan rozwijać, zdobywać wiedzę.
Poniekąd tak, aczkolwiek tak naprawdę to ja się nie chcę nudzić. To jest dla mnie najbardziej istotne. Jak już mam mierzyć się z tym koszmarem, jakim jest pisanie książki, to chcę się dobrze bawić przy researchu. Literatura to jest dla mnie taki pretekst, bym mógł jakiś nowy temat poznać i poczytać, gdzieś pojechać, porozmawiać. Więc jak zabieram się za nową książkę, to zastanawiam się, czego jeszcze nie znam, czemu bym się chętnie przyjrzał. Z drugiej strony wykształcenie archeologiczne daje mi szerszą perspektywę. Książki są z nami od dawna, dużo już ich napisano, gdybyśmy teraz przestali pisać, to przyszłe pokolenia i tak miałyby co czytać. Więc myślę, że jeśli już się coś dokłada do tej puli, to warto, by było to coś nowego, coś świeżego, a nie odgrzanie jakiejś formuły, w której zmienia się tylko szczegóły - bo to już niedługo będą za nas robiły algorytmy. Wydaje mi się, że nasza relacja z technologiami takimi, jakie mamy tu i teraz, to jest temat warty eksploracji, który wprowadza jakiś świeży powiew. Stąd moje zacięcie, by o tym pisać.
UKRYTA SIEĆ | ZWIASTUN | Tylko w kinach od 1 września
Jak to się stało, że pierwsza część "Ukrytej sieci" została zekranizowana?
Kiedy wydałem "Cokolwiek wybierzesz" i brałem udział w promocji książki, to zakładałem, że się pojawią recenzje w prasie, pojadę na jakieś spotkania autorskie i po sprawie. Tymczasem w przeciągu miesiąca od premiery tej książki, miałem jakieś pięć zapytań od twórców filmowych o ekranizację. I to od poważnych firm i osób. Było to super przeżycie, bo nagle okazało się, że napisałem coś, co pobudza wyobraźnię filmowców i na czym ludziom zależy. Było to też niezłe wyzwanie, bo ja w ogóle tego świata nie znałem, więc też musiałem nieco nadgonić. Bardzo wspierała mnie też w tym procesie żona. Koniec końców wybrałem najlepszą możliwą ekipę. Ale COVID-19 mocno nam utrudniał zadanie. Przez pandemię ten film prawie się wykoleił po drodze, bo wisiała groźba zamknięcia planu filmowego. Ale na szczęście udało się.
Scenariusz nieco różni się od książki. Osoby, które czytały pana powieść i tak będą zaskoczone tym, co się dzieje w filmie. Czy to były pana pomysły?
Ja chciałem być zaangażowany w ten film, ale od początku miałem założenie, że moim priorytetem nie będzie wierna ekranizacja książki. Miałem świadomość, że ta książka jest trudna do zekranizowania. Bo gdyby ją przenieść na ekran dosłownie, to mielibyśmy bardzo dużo scen z ludźmi siedzącymi przed komputerami i coś klikającymi. To raczej nie byłoby ekscytujące kino. Musieliśmy więc znaleźć sposób na to, by poruszyć tematy, które były kluczowe dla książki, czyli jak technologie mogą być wykorzystane do tego, by nas nękać i inwigilować, temat mediów, tego, jak one działają i czym się czasami potrafią motywować, temat relacji między ludźmi w tym nowym świecie. Kilka rzeczy zmieniliśmy, żeby ta historia się lepiej opowiadała na ekranie, żeby była filmem, który się broni sam.
Czy podoba się panu ten film?
Tak, zdecydowanie. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co zrobił z tym reżyser Piotr Adamski. Ale też gra aktorów jest niesamowita. Ja to oglądałem ze szczęką na podłodze. Być może dlatego, że jestem w tej projekt zaangażowany... jestem jednym z autorów scenariusza i nawet pojawiam się w jednej scenie. Co prawda w roli niemej, ale, kto wie, może to jest początek mojej wspaniałej kariery aktorskiej.