Jest źle, będzie jeszcze gorzej. Aktor ma poważne kłopoty
Do tej pory był kurą znoszącą złote jajka. Ale nastały kiepskie czasy. Liczby są koszmarne.
To, że "Doktor Dolittle" będzie klapą, było wiadomo od kilku miesięcy. Skąd to przekonanie? Wystarczy przejrzeć newsy, jakie napływały z planu. A były one bardzo niepokojące
Premiera filmu "Doktor Dolittle" była przesuwana dwukrotnie z powodu niekompetencji reżysera Stephena Gaghana. Choć zdobywca Oscara za scenariusz do "Traffic" wydawał się idealnym kandydatem, na planie okazało się, że sytuacja go "przytłoczyła".
Wybuchy furii czy niedające się niczym umotywować decyzje (np. zwolnienie ekipy specjalistów od FX) sprawiły, że Universal Pictures musiało ratować się dokrętkami. Bardzo kosztownymi dokrętkami.
Kiedy film wszedł już na ekrany, krytycy dosłownie go rozszarpali. "Koszmar", "żenada", "aoglądalny", "katastrofa", "niespójny bajzel" – to tylko niektóre i najdelikatniejsze określenia, jakie pojawiły się w recenzjach.
Czy niecałe 22 mln dol. w pierwszy weekend wyświetlania w USA kogoś zdziwiły? Wątpliwe. A teraz "The Hollywood Reporter" donosi, że najprawdopodobniej "Doktor Dolittle" przyniesie 100 mln. dol. strat.
To ogromna suma. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę budżet opiewający na 185 mln. dol. plus koszty marketingu, to okaże się, że mamy do czynienia z klapą roku (halo, mamy dopiero styczeń!), przy której nieszczęsne "Koty" to było nic.
Mówi się, że to także potężny cios dla wcielającego się w tytułową rolę Roberta Downeya Jra. Przez ostatnie lata dzięki udziałowi w filmach MCU aktor przyzwyczaił się do rekordowych otwarć i zysków. Był gwarancją wielkiej kasy i pełnych sal.
Rola lekarza potrafiącego porozumiewać się ze zwierzętami to pierwsza fucha po schowaniu zbroi Iron Mana do garażu. Trudno nawet się domyślać, jakie musi teraz przeżywać rozczarowanie.