Kamera, akcja!

Rumunia w natarciu! Dystrybutor Vivarto przypomina, że tamtejsza Nowa Fala wciąż jeszcze nie opadła. „Najszczęśliwsza dziewczyna…” to druga, obok „Wtorku, po świętach”, produkcja rumuńska, która w ostatnim miesiącu wkracza pod jego skrzydłami do polskich kin.

01.07.2011 14:29

Debiut Radu Jude cechuje się tą samą, cyniczną ironią, co nowelowe „Opowieści Złotego Wieku”. Z tą różnicą, że tło jest tu bardzo współczesne. Tytułowa bohaterka, Delia, wygrała samochód. By go otrzymać, musi wystąpić w reklamówce promującej napój owocowy. Wbrew pozorom dziewczyna wcale nie jest z tego powodu szczęśliwa. Jej rodzice chcą sprzedać auto, by otworzyć własny biznes, a ona sama za nic nie jest w stanie pojąć mechanizmu pracy na planie. Myli więc tekst, dziwi się, że sok okazuje się w rzeczywistości obrzydliwy, nie potrafi wykrzesać z siebie cienia entuzjazmu. Realizacja składającego się zaledwie z dwóch ujęć klipu przeciąga się w nieskończoność.

Fabułę trudno uznać za rozwojową. Ujęcie za ujęciem, sfrustrowany reżyser i jego ekipa usiłują zrealizować wspomniany spot. Proste zadanie szybko okazuje się żmudną groteską. Jude wyłamuje się w ten sposób ze stricte rumuńskiego kontekstu – jego film mógłby się toczyć w dowolnej czasoprzestrzeni, tak w Europie Wschodniej, jak w Stanach. Wszędzie, gdzie warunki dyktuje galopujący absurd.

Film Jude to z jednej strony inspirująca komedia pomyłek, swego rodzaju ambitna próba podtrzymania naszego zainteresowania w obrębie jednego tylko, powtarzalnego gagu. Z drugiej zaś jest to cierpka satyra na branżę filmowo-mediową, zainspirowana zresztą doświadczeniami samego reżysera, który w przeszłości parał się reklamą. Można oczywiście narzekać, że „Najszczęśliwsza dziewczyna…” nie jest najciekawszym reprezentantem rumuńskiej Nowej Fali, ale… Jeśli to jest ich średniak, drżyj polska kinematografio…

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)