"Każdy chce być Włochem": Reżyser prosto z gabinetu lekarskiego
10 lipca w kinach zadebiutuje film, który swoją huczną i uroczystą polską premierę już miał - "Każdy chce być Włochem". Huczną, bo zaszczycił ją swoją obecnością młody aktor polskiego pochodzenia - Jay Jablonski.
Jay świetnie bawił się w kraju swoich przodków i wiele o filmie ze swoim udziałem opowiadał, ale zapomniał chyba wspomnieć o jednym. Nie dodał, że "Każdy chce być Włochem" to najprawdziwsza recepta na złamane serce. Reżyser filmu Jason Todd Ipson trafił bowiem za kamerę niemal bezpośrednio z gabinetu lekarskiego. I nie chodzi o to, że jest chorowity. Filmowiec jeszcze do niedawna był... internistą. Stąd właśnie wzięła się historia powstania "Każdy chce być Włochem" - prawdziwie zakręconej, zabawnej i zrealizowanej z chirurgiczną precyzją, opowieści.
Film zawdzięcza swój tytuł żonie scenarzysty i reżysera. Ipson wspominał, że gdy pracował w Bostonie jako internista i poznał swą przyszłą lepszą połowę (jako pacjentkę), zwrócił jego uwagę jej niezwykły akcent. "Musisz być Czeszką lub Polką" - zawyrokował przyszły filmowiec. Kobieta, która pochodziła z Turynu, powiedziała, że jest Włoszką. Na to Ipson: "A ja jestem Duńczykiem". Pacjentka: "Ale na pewno chcesz być Włochem... Każdy chce być Włochem!".
Lata mijały, ale Ipson zachował słowa najdroższej mu osoby we wdzięcznej pamięci. Tymczasem porzucił medycynę i postanowił szukać szczęścia w filmie. W tym celu uczestniczył w Peter Stark Producing Program w University of California. Kręcił komediowe krótkie metraże w konwencji kina grozy, a jego debiut ekranowy - thriller medyczny "Unrest", zwrócił uwagę producentów i wielbicieli gatunku. Jego temperamentowi bardziej odpowiadała jednak komedia. Punktem wyjścia stało się dla niego wymienione wyżej zdanie oraz osobiste wspomnienia. Szczerze mówiąc, zawsze byłem beznadziejnym romantykiem - zwierzał się twórca. - I dlatego też bardzo pragnąłem opowiedzieć miłosną historię. Wspominałem wszelkie moje miłosne porażki i doszedłem do wniosku, że za każdym razem to ja ponosiłem winę za swoje klęski. Ipson miał podobny problem jak bohater jego filmu - też nie potrafił zapomnieć o kobiecie, z którą się rozstał - tylko że w jego przypadku trwało to nie osiem, lecz jedynie cztery lata.
Od osobistych wspomnień i luźnego pomysłu do filmu w pełnym kształcie dzieliła go jednak jeszcze długa droga. Okazało się, że wielu problemów oszczędził mu niespodziewany sojusznik - sen. Ipson bowiem twierdzi, że szczegóły historii, którą zamierzał opowiedzieć, po prostu mu się przyśniły. Po tym, jak się obudził o drugiej w nocy, w ciągu sześciu godzin napisał pierwszy i podobno dość wyczerpujący szkic scenariusza. Możecie to nazwać zwariowanym wpływem Freuda, ale tak właśnie było - deklarował. Nawet nazwisko głównego bohatera mu się przyśniło! Powstała świeża, lekka komedia, bez żadnych skutków ubocznych!
Jake (Jay Jablonski) nie może zapomnieć o swej dawnej miłości, mimo że ona już wyszła za mąż i ma troje dzieci. Jego kumple organizują mu więc randkę z piękną dziewczyną włoskiego pochodzenia, Marisą (Cerina Vincent). Jake, przekonany, że Włoszkę może zainteresować jedynie jej krajan, udaje imigranta z Italii, choć tak naprawdę ma polskie korzenie. Ale czy Marisa rzeczywiście jest Włoszką?
"Każdy chce być Włochem" w kinach od 10 lipca.